...nie będę w aliansach. Powiedziałem to chyba wystarczająco wyraźnie, ale skoro do niektórych nie dotarło, to powtarzam. Facet jest albo zwyczajnym słupem Tuska, a w takim razie zadawanie się z nim nie ma sensu, albo kompletnym idiotą, co wiedzie do wniosku tego samego. Wiele przesłanek wskazuje na pierwsze, wiele na drugie, trzeba też brać pod uwagę, że oba wiarianty się nie wykluczają.
Wbrew kłamstwom GW, ani redaktor naczelny URze, ani publicyści tygodnika nie kwestionowali zmian w "Rzeczpospoliutej" po fatalnej publikacji o trotylu. Swego czasu nowy właściciel dostał od rządu zgodę na odkupienie pakietu brytyjczyków (na kredyt od zaprzyjaźnionego szmalownego TW) i pakiet Skarbu Panstwa (de facto za darmo) zapewne pod warunkiem usunięcia z dziennika Pawła Lisieckiego. Można to przyjąć za pewnik, bo taki warunek rząd wielokrotnie sugerował Brytyjczykom, gdzie chcieli kupić tytuł za uczczciwe pieniądze, jak w cywilizowanym europejskim kraju. Hajdarowicz spełniwszy oczekiwania władzy wybrał sobie nową redakcję dziennika, oddzielając od niego tygodnik - ze szkodą dla spólki, ale było to jego prawo, nie komentowaliśmy tego. Nowe, wybrane przez niego samego kierownictwo wsadziło go na trotylową bombę - sam sobie winien (w redakcji dziennika panowała zgodna opinia, nawet wśród najbardziej zagorzałych jego przeciwników, że za czasów Pawła coś podobnego byłoby nie do pomyślenia). Człowiek poważny w tej sytuacji mianowałby nowego naczelnego i dał mu swobodę ruchu, a sam zamknął usta i się schował, ewentualne działania prowadząc z zaplecza.
Pan Hajdarowicz natomiast zaczął latać po wszystkich mediach i wygadywać głupoty, a na koniec zrobił coś bezprecedensowego na skalę światową - dodał do "Rzepy" własną, autorską wkładkę, w której wykłócał się ze zwolnionymi dziennikarzami i wygrażał tym, których jeszcze nie zwolnił.
Na takie ośmieszanie "Rzeczpospolitej" i kojarzonych z nią przedsięwzięć redaktor naczelny URze nie mógł nie zareagować. Zrobił to w sposób właściwy sobie - stanowczy, ale taktowny i wyważony.
Hajdarowicz zareagował na to w ten sposób, że pojawiwszy się w redakcji nagle - wszystko wskazuje, że nawet bez wiedzy powołanych przez siebie czlonków zarządu spółki - zwolnił Lisickiego i tym samym zniszczył tygodnik, który jedyny wśród jego medialnych (i zapewne także innych) przedsięwzięć nie był finansową katastrofą i miał mu w tym roku przynieść co najmniej 9 milionów złotych czystego zysku, z czego zdecydowaną większość już przyniósł. Jeśli nie kazał mu tego zrobić Tusk w ramach czyszczenia mediów przed jakimś zamierzonym przez rząd megaświństwem (co jest oczywiście wariantem bardziej prawdopodobnym), to trzeba uznać, iż rzekomy biznesmen jest zwykłym histerykiem, który poczuwszy się obrażony "niesubordynacją" zemścił się na ośłep, przy okazji odstrzeliwując sobie samemu nogi.
Jeśli więc założyć, że Hajdarowicz nie jest bezwolnym słupem w reku Grasia, który jest bezwolnym słupem w ręku Tuska (co czyni ocenę sprawy jednoznaczną) to kim w takim razie jest? Na pewno nie biznesmenem, bo biznesmen tak się nie zachowuje. W tym wariancie jawi się on facetem niezbyt zrównoważonym psychicznie, mającym nie wiadomo skąd, ale głównie z długów, sporą kasę, ale też daleko od niej większe parcie na szkło. Facetem, który bardziej niż o pieniądzach i władzy marzy o byciu celebrytą, sędziowaniu w talent-showach, odstawianiu polskiego Gatesa, proroka nowych mediów oraz guru tabletów - słowem, facetem skupionym na pajacowaniu, bez kontaktu z realiami.
Owoż ja mogę mieć do czynienia i mogę negocjować czy układać się z człowiekiem innej opcji, z człowiekiem z wrogich układów, nawet z szują czy gangsterem, dopóki mam do czynienia z osobą racjonalną - zawsze mogę powiedzieć: jest pan moim wrogiem, służymy przeciwnym stronom i skłóconym ze sobą Bogom, muszę pana zabić, a pan mnie, ale to nothing personal". Natomiast nie widzę sensu zadawać się ze "słupem", ani też z szajbusem, a zwłaszcza z dwoma w jednym, bo przecież, jak zaznaczyłem, nie wyklucza się to wzajemnie.
Dlatego nie zamierzam nigdy mieć nic wspólnego z żadnym przedsięwzięciem, z którym związany jest p. Grzegorz Hajdarowicz. I to też "nothing personal", mam nadzieję, że wszyscy, włącznie z szujami i gangsterami, rozumieją moje stanowisko.
PS. NIe wiem, czy to zła wola, czy skrajna niewiedza o tym, jak robi się tygodnik, ale podnoszony przez niektórych fakt iż w "odzyskanym" URze znalazły się jeszcze teksty właściwej redakcji pisma, w tym moje, wynika z cyklu wydawniczego - znaczna część numeru zgodnie z harmonogramem złożona była już w środę, zanim Hajdarowicz ogłosił swą brzemienną w skutki decyzję.
Inne tematy w dziale Polityka