Widzę prosty sposób, w jaki Donald Tusk mógłby przekonać mnie (a zatem i pewną liczbę wyborców podobnie do mnie oceniających jego ostatnie posunięcia), że nie kłamał - że naprawdę chce wyjaśnić aferę hazardową, a nie zamieść brudy pod sukno i na przyszłość zamiast nie dopuszczać do świństw na swym zapleczu, skupić się na uniemożliwianiu ich ujawnienia.
Sposób jest bardzo prosty - zamiast, korzystając z posiadanej większości, narzucać sejmowej komisji śledczej uzależnionego od siebie przewodniczącego i program służący raczej rozmyciu, niż ujawnnieniu sprawy, może Tusk oddać tę sprawę w ręce osoby bezstronnej.
Widzę doskonałego kandydata: jest nim Ludwik Dorn. Nie jest człowiekiem Tuska i nie jest człowiekiem Kaczyńskich. Zarazem wielokrotnie dowiódł, że jest osobą doskonale do takiego zadania przygotowaną - nawet obsesyjnie antyprawicowa "Polityka" kiilkakrotnie doceniła jego pracowitość i kompetencje uznając w swym rankingu za najlepszego posła.
Gdyby PO jeden z trzech swoich mandatów w siedmiosobowej komisji oddała Dornowi, zarazem czyniąc go przewodniczącym całości, uzyskalibyśmy ciało zrównoważone partyjnie (Dorn, 2 x PO, 2x PiS, 1 x PSL i 1 x SLD), a tym samym wiarygodne. Nikt nie będzie mógł wtedy powiedzieć, że komisja jest zwykłym picem i oszustwem, a wnioski jej dociekań są z góry wiadome, zanim jeszcze zaczęła swe obrady.
W wypadku, gdy PO zapewni sobie wraz z koalicjantem większość w komisji i swojego przewodniczącego, mówić tak będzie nie tylko można, ale wręcz trzeba.
Inne tematy w dziale Polityka