Jeśli czytaliście „Wyrwę”, to nie idźcie na film, bo rozczarowanie będzie jedyną emocją, jaką dostarczy Wam seans. Jeśli nie czytaliście powieści Wojciecha Chmielarza, to najpierw przeczytajcie, a potem… patrz zdanie powyżej. Reżyser Bartosz Konopka nie dość, że nie potrafi w kino gatunkowe, to jeszcze okaleczył książkę.
Polski thriller psychologiczny, który w zasadzie jest farsą tego gatunku, a kluczowe dla opowieści fragmenty , w zamierzeniu mające budzić grozę, to już podchodzą pod „Gang Olsena”, tyle tylko, że duńska produkcja jest komedią. Do tego jeszcze kilka surrealistycznych scen mających za zadanie dodać artystycznego dramatyzmu, a budzą tylko politowanie i wywołują grymas zażenowania na twarzy.
Miałem niezły ubaw podczas niektórych fragmentów, ale nie wynikało to z zamysłu scenariusza i reżyserii, tylko z nieudolności tego, co miało wyglądać poważnie i dramatycznie. I jakby tego było mało, to jeszcze w to wszystko wpisał się Tomasz Kot, który zawiódł mnie kompletnie. Chłop przeszedł obok roli.
Okiem dyletanta: 4/10
Inne tematy w dziale Kultura