Niebywałego przyspieszenia nabrały wydarzenia w polskiej polityce. Przyspieszenia, które nie może być dziełem przypadku, przyspieszenia, które nie wygląda na zbiór niezaplanowanych zdarzeń. Jedynie początkowy moment został wybrany przypadkowo. Nikt bowiem nie wiedział, kiedy Ryszard Petru – niespełniona nadzieja opozycji – da ciała tak mocno, że trzeba go będzie trwale wysadzić z fotela lidera opozycji.
Obiektywnie rzecz ujmując, Petru może o tym fotelu mówić w kategorii gorącego krzesła, nie dość, że nie zdołał się na nim porządnie rozsiąść, cały czas spychany przez Grzegorza Schetynę bądź Mateusza Kijowskiego i kilku pomniejszych wodzów opozycji wcale z nie mniejszymi ambicjami, to jeszcze zgrillowany został z pomocą własnego środowiska. Pomocnej dłoni nie tylko nie podali mu jego posłowie z partii kropka N, ale też kochające go dotychczas środowiska, także te medialne, ślepo ufające w jego moc przywódczą, przekreśliły go z kretesem. Nie było bowiem wielkiej obrony Częstochowy po wpadce z Maderą, nie było Rejtanowskich gestów. Monika Olejnik i Tomasz Lis nie wydali specjalnych oświadczeń, Adam Michnik nie zapłakał nad biednym losem szkalowanego i śledzonego przez Kaczynskiego osobiście – Petru. Było nad wyraz spokojnie, jakby ktoś na górze wiedział, że po licznych bon motach, głupich wpadkach, przejęzyczeniach i zwyczajnie opowiadanych głupotach, w jakąś sensowną wersję wydarzeń nikt tym razem i tak nie uwierzy, zatem może tym razem nie warto bronić przegranej sprawy. Po prostu wajchowemu znudziło się krycie 1001 wpadki Ryszarda, który swoją głupotą pogrążył nie tylko siebie, ale i choćby bredzącą i wypuszczającą co 2-3 godziny nową wersję wydarzeń – Katarzynę Lubnauer, która przy okazji została sromotnie skompromitowana przez swojego guru. O wersjach kilku innych posłów Nowoczesnej nie ma sensu chyba mówić. Wiadomości TVP rozjechały towarzystwo pierwszorzędnie.
Zastanawiające, że momentu tego nie wykorzystał Grzegorz Schetyna. Nikt nie miałby mu za złe, gdyby w tym momencie powiedział: Panowie i Panie, nie mogę kontynuować protestu w Sejmie wobec farsy jaką urządzają nasi cisi koalicjanci na czele z kochliwym Ryszardem, chcemy być poważną opozycją. Natychmiast kilka punktów procentowych uciekło by z .N do PO i Grzegorz Schetyna mógłby umacniać swoją pozycję we własnej partii, mając dobrą pozycję wyjściową z 24% poparcia. Mógłby posłom, którzy już raz, jak głosi plotka, poprzez szantaż przejścia do drużyny Petru sprzeciwili się przerwaniu protestu, powiedzieć: ok – idźcie do Nowoczesnej – za chwilę spadniecie na samo dno i nie będziecie mieć szans na biorące miejsca i miejsce przy korycie. Mógłby też rozgrywać partyjne doły, które nie są mu wierne i lojalne do końca. Donald Tusk całe lata czyścił sobie sytuację w PO co rusz usuwając lub spychając na margines zdawałoby się graczy większego formatu niż on sam: Płażyński, Olechowski, Rokita, wreszcie sam Schetyna – swego czasu totalnie zmarginalizowany w PO. Grzegorz wreszcie zyskałby i na tego typu ruchy trochę czasu. Jednak nie ma chyba tej chytrości i przebiegłości wielkiego kierownika – i obawiam się, że będzie to jednym z gwoździ do końca jego kariery jako lidera zjednoczonej przeciwko PiSowi opozycji.
Po zgrillowaniu lub też samozaoraniu Petru, ni stąd ni zowąd, przychylni KODowi i Kijowskiemu dziennikarze wzięli się za coś, co wypowiedziane przed 5 stycznia, było w mainstreamie odbierane jako PiSowskie, faszystowskie oskarżenia – za finanse KOD i za postać jej lidera z Kucykiem, także w kontekście niezbyt moralnego niepłacenia alimentów. Na nic płacze i lamenty – ujawniono, i przyczynił się do tego nawet Onet.pl (sic!), że Kijowski, z Komitetu Obrony Demokracji, zrobił sobie całkiem dochodowe źródełko. Potwierdziły się zatem wielokrotnie podnoszone już nawet w kręgach tych mniej opętanych wyznawców KODu przypuszczenia, że pan z kucykiem wali wszystkich wpłacających na grubą kasę i niespecjalnie czuje się z tego powodu zażenowany – jak to mówią własne dzieci okrada, to czemu ma nie okradać obcych frajerów? I znowuż jak ręką odjął, ktoś jednym przestawieniem wajchy zakończył pewnego styczniowego popołudnia nie tylko intratny biznes, ale i na chwilę obecną karierę Pana Mateusza, dodajmy tak dobrze się zapowiadającą karierę. I znowu Grześ Schetyna, o którym mówiło się, że to polityczny gracz, spóźnia się z reakcją i ciągle nie wie jak się ma w tej sytuacji, w której korona podawana jest mu na tacy, zachować. Ale Grześ jest również grillowany, i też mają w tym udział teoretycznie bliscy mu ludzie, albo i powoli grilluje się sam.
Tak dzielnie walczył o pokazanie taśm z monitoringu z Sali Kolumnowej Sejmu, tak wiele opowiadał wraz ze swoimi podopiecznymi z PO o tym, jak to zły PiS nie dopuszczał ich do tej Sali Kolumnowej, uniemożliwiając im wzięcie udziału w posiedzeniu, które według ich własnej logiki posiedzeniem nie było, że chyba sam w to wraz z innymi platformersami uwierzył. Tymczasem pokazane nagrania są jednoznaczne, towarzystwo spod znaku PO i zresztą .N również, to banda małych zakłamańców i do tego idiotów, bo musieli mieć świadomość, że prędzej czy później, z naciskiem na prędzej, ich małe kłamstewko wyjdzie na jaw. Czy są rzeczywiście aż takimi idiotami, a może należy zapytać, który z posłów PO poświęcił swoje dobre imię (dobre imię posła platformy to już chyba oksymoron?), by robiąc najpierw raban w mediach, zakrzywiając rzeczywistość i ordynarnie kłamiąc, doprowadzić do kompromitacji swojego lidera i wielu kolegów i koleżanek, bo to musiało po ujawnieniu monitoringu nastąpić?
Wszystko wskazuje na to, że oprócz wyjątkowej głupoty Petru, wszystko inne dziełem przypadku nie było. Czyżby więc było to zaplanowane działanie na ośmieszenie wszystkich samozwańczych liderów opozycji? Któż miałby to zrobić? Jarosław Kaczyński jest wprawdzie świetnym graczem, który czuje politykę jak mało kto, ale nie mógł mieć na wiele momentów w tej sekwencji zdarzeń wpływu. Odpada zatem wersja „Ci źli PiSowcy”. Czyżby ktoś przejrzał na oczy i stwierdził, że jedynym, który może się JarKaczowi przeciwstawić będzie tylko i wyłącznie Donald we własnej osobie? Czy szykuje nam się wyjątkowo gorący transfer powrotny?
Jeśli do tego wszystkiego dodamy pogłoski o cichym spotkaniu Kukiza, albo Kukiza i Jakubiaka z Tuskiem pod Wrocławiem (nie przesądzając o ich prawdziwości), jeśli uzmysłowimy sobie, że i moment odejścia z PiS Kazimierza Ujazdowskiego nie jest przypadkowy, jeśli nawet Bronisław Komorowski musiał się właśnie w tym momencie pochorować, to wszystko to wygląda na czyszczenie przedpola przed wielką spektakularną akcją. Czy będzie to wielkie odrodzenie legendy niespełnionego piłkarza? Czy Król Europy zaryzykuje powrót na krajowe podwórko? Czy może wajchowi mają pomysł na jakiś inny, niekwestionowany autorytet, który może dać odnowę opozycji i zewrzeć jednoosobowo jej szeregi, stając na jej czele i dając anty PiSowi drugi oddech?
Jedno jest pewne najbliższe dni będą w polskiej polityce bardzo ciekawe. Macie już zapas popcornu?
Radosław Marciniak
radoslawmarciniak@op.pl
Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka...
40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka