Na polskiej scenie politycznej zdarzyć może się jeszcze wszystko. Pod wpływem kryzysu może upaść rząd, może stracić większość parlamentarną i stać się mniejszościowym, może rozpaść się koalicja i zawiązać nowa, chociażby z tzw. „naćpaną hołotą”, może wreszcie z hukiem rozlecieć się główna partia opozycyjna, wszak partie usytuowane na tzw. „prawicy” uwielbiają rozdrobnienie i niebyt w politycznym planktonie. Mimo, że do wyborów jeszcze trzy lata i może zdarzyć się naprawdę wszystko, pokuszę się o kilka słów komentarza na temat aktualnej sceny politycznej. Bo mimo panującej w niej kloaki, po prostu kocham politykę…
Tak naprawdę zaskoczony będę już chyba tylko koalicją PO – PiS – reszta mnie już nie zdziwi. Ech, a gdyby jednak nastąpiło takie groteskowe, z dzisiejszego punktu widzenia, sprzysiężenie? Na pewno by się działo… choć pewnie nie było by mniej zabawnie i tym samym bardziej tragicznie niż dzisiaj. Proszę sobie tylko wyobrazić Jarosław Kaczyński ramię w ramię ze Stefanem Niesiołowskim broniliby rządowych pomysłów. No, ale w to chyba nie wierzą już nawet najwięksi naiwniacy. Za to cała reszta „niesamowitych niesamowitości” wydarzyć się na polskiej scenie politycznej z pewnością może, w myśl zasady – nigdy nie mów nigdy. Nic bowiem nie powstrzyma wielu naszych rodzimych polityków i „politykierów” w drodze na szczyty władzy, choć może po prostu należałoby powiedzieć wprost – w drodze do błotka przy korycie. Taplanie się w nim, jak i ogrzewanie się w świetle reflektorów jest marzeniem każdego polityka w Polsce i zaplecza każdej partii politycznej. Bez tych dwóch rzeczy polityka traci sens. Bo pogódźcie się Państwo z tym, że mężów stanu to u nas… no dobra ale po co się mamy denerwować tak od rana, tym bardziej przez tak „oczywiste oczywistości”. Ja się już z tym pogodziłem. Dawno temu.
Spójrzmy zatem jakimż to potencjałem dysponujemy na tej naszej scenie. Zajrzyjmy partiom politycznym i ich liderom w piórka, wszak „ptasie” analogie na naszym podwórku nasuwają się same, sprawdźmy uzębienie politycznym rumakom, choć jak się zwykło mawiać koń jaki jest każdy widzi, a i człowiek o aparycji zbliżonej do tego biednego (przez te porównania) stworzenia już tak aktywny w polskiej polityce nie jest, przynajmniej nie jest już pierwszoplanową postacią, choć też swoją zmienną postawą i politycznym przeobrażeniem udowodnił, że na polskiej scenie politycznej nie powinno dziwić nas już nic.
Zacznijmy od rządzącej PO. Można być jej wielkim antagonistą, ale nawet wtedy trzeba przyznać, że to co zrobiła PO zasługuje na najwyższe uznanie. Po pierwsze po naprawdę miernej kadencji własnych rządów powtórnie wygrała wybory. Po wtóre po totalnej kompromitacji początku drugiej kadencji wciąż jest topową siłą polityczną zdolną wygrać wybory. Platforma zgromadziła wokół siebie liczny elektorat, skupiła wiele często sprzecznych ze sobą środowisk. Niestety dla siebie samej, to co było jej atutem staje się dziś jej zmorą. Nie da się bowiem pogodzić interesów sprzecznych grup, które są wokół niej skupione. A takie pęknięcia na posągowym do tej pory obliczu partii rządzącej widać coraz częściej. Platforma to typowa partia władzy – chce przy niej trwać niczym PZPR za swoich najlepszych czasów. Mówiąc bez cienia satysfakcji coraz mocniej zresztą się do tego upiornego wspomnienia upodabnia. Platforma to partia bezideowa, nie realizująca jakiejkolwiek elementarnej ideologii, jakiegokolwiek programu politycznego poza jednym – pozostać przy władzy jak długo się da i tak manewrować w rzeczywistości polityczno społecznej by mieć jeszcze szanse na następną kadencję. Niestety w przypadku PO nie oznacza to mądrego podejścia do wyborcy, wsłuchania się w jego głos czy wreszcie uzdrawiania państwa i przekonywania do swojej wizji Polski coraz to nowej rzeszy społeczeństwa. W przypadku PO oznacza to pokazywanie palcem, że nie ma wobec nich alternatywy, bo Ci co mogą przyjść... Aż dziw bierze, że ta metoda wciąż skutkuje. Choć z drugiej strony wszechobecne poparcie mediów mainstreamowych dla partii rządzącej i dość spora cenzura polityczna z jaką mamy do czynienia, na dobre zmanipulowała rzeczywistość. Co ciekawe w dalszym ciągu wszystkie te mniejsze i większe wpadki partii rządzącej w nieproporcjonalnym stopniu odbijają się na jej wynikach i sondażach. Ale to również zapewne jest zasługą uruchomionej przez PO wielkiej tuby propagandowej, choćby uosabianej postacią Tomasza Lisa, któremu trzymając się analogii do czasów komunizmu, niewiele już brakuje do Jerzego Urbana. Złośliwi twierdzą, że jedynie kilkunastu kilogramów.
A mogło być zupełnie inaczej. PO wybrała dla siebie drogę najgłupszą z możliwych. Na początku swojej pierwszej kadencji PO była partią mogąca w tym kraju wprowadzić choćby i monarchię, nie mówiąc już o oczywistych reformach, typu wprowadzenie podatku liniowego, uproszczenie procedur, poprawa jakości uchwalanego prawa, zmniejszenie administracji, podstawowe reformy gospodarcze. A to w końcu z tymi hasłami na ustach wygrywała w wyborach z 2007 roku. Kto dziś pamięta o ich obietnicach wyborczych? Zresztą nie jestem ostatnim naiwnym, by wierzyć, że jakaś partia składa obietnice wyborcze po to by je realizować w pełni (bo przynajmniej częściowo by wypadało). Sęk w tym, że tak cieplarnianych warunków zewnętrznych i wewnętrznych do tej pory nie miał nikt i nawet minimum zmian gospodarczych, podatkowych i legislacyjnych spowodowałby falę entuzjazmu wobec tej partii, zwłaszcza mając na uwadze niezwykłą przychylność mediów, niespotykaną wręcz do tej pory w stosunku do jakiejkolwiek rządzącej wcześniej ekipy. Wydawałoby się, że społeczeństwo podzielone na „pisiorów” i „platformianych lemingów” jest dziś na tyle spolaryzowane, że i tak kto ma dozgonnie wierzyć w Tuska czy Kaczyńskiego, będzie w każdego z nich wierzył. Sęk w tym, że istnieje jeszcze rzesza ludzi, którzy zaufała PO, bo PiS nie potrafił wzbudzić w nich zaufania, co zresztą zgrabnie podtrzymywały będące po stronie PO główne media opiniotwórcze. A tych ludzi jest sporo i to głównie oni są tym przepływającym od lewa do prawa elektoratem, który po prostu chce odrobiny normalności i sprawnie działającego Państwa, niezależnie od tego jaka partia polityczna im to będzie potrafiła dość wiarygodnie sprzedać. Niestety dla PO, oni już dobrze wiedzą, że Tuskobus dalej nie zajedzie, tym bardziej, że skończyło się te kilka km autostrady, a dalsza droga kręta i po wybojach. Niestety też dla PiSu niekoniecznie wierzą, że Jarosław Kaczyński to zbawca, na którego czekali. I tak przejdziemy płynnie do drugiej największej partii – do Prawa i Sprawiedliwości.
Kiedy tylko wydawać by się mogło, że PiS jest już w stanie odrobić stratę do PO, a rządzący nie mogą się bardziej skompromitować, wystarczy transmitować konferencję prasową Prawa i Sprawiedliwości i już sondaże stają się korzystniejsze dla PO. Powód? Brak elementarnego wyczucia sytuacji, mediów i nastrojów społecznych. Wszystko to co można by nazwać socjotechniką w największej partii opozycyjnej, mówiąc kolokwialnie, leży i kwiczy, co na tle zgrabnie poruszającej się w mediach i na salonach, a niekoniecznie pośród reform, PO, buduje sporą przepaść między PiS a elektoratem niezdecydowanym. Mazurek i Zalewski wielokrotnie już stawiali tą tezę, ale nie sposób jej nie powtórzyć i nie przyznać im racji. PiS, jeśli chce w końcu wygrać wybory, powinien większość swoich liderów po prostu schować głęboko do szafy. Ich pomysły w stylu bojkotu Euro, imprezy którą jednak cieszy się statystyczny Polak (jej kompromitacja oznaczać będzie kompromitację kraju, nie rządzących, jak się opozycji wydaje), nierozważne książki wydawane przed wyborami (nierozważne albo łatwe do zmanipulowania), dość karkołomne tezy wygłaszane ustami PiSowskich rzeczników, wreszcie aparycja, zaciętość, słaby PR, brak uśmiechu, to podstawowe grzechy PiSu. Jeśli nie jest się zwolennikiem tej partii, to ciężko stać się nim patrząc na jej czołowych polityków. Brak jest tam witalności, młodych twarzy autentycznie uśmiechniętych, godnych zaufania ludzi, a nie aparatczyków pokroju Hofmana, który niestety nie budzi zaufania. Gdzie są te wszystkie młode działaczki PiSu z plakatów wyborczych? Dlaczego to był jednorazowy pomysł, a nie taktyka na dłuższy czas? Na pewno nie miałyby mniej do powiedzenia niż Ś.P. Przemysław Gosiewski, Arkadiusz Mularczyk, Paweł Kowal, Joachim Brudziński, Adam Hofman, Tadeusz Cymański, Ludwik Dorn, na pewno też robiły by to z większą gracją, większym wdziękiem i wyczuciem mediów. I wzbudzałyby dużo więcej zwykłej ludzkiej sympatii, bo wymienieni politycy, choć już nawet w sporej części z PiSem nie związani przykleili się do wizerunku tej partii na tyle skutecznie, że często wręcz odstraszają potencjalnych wyborców. Oczywiście socjotechnika to nie wszystko, ale spora część udzielających się w mediach polityków nie jest w stanie wzbudzić zaufania społecznego, nie wierzymy w ich profesjonalizm, działają nam na nerwy bo wyglądają na polityków bez sukcesów, bez entuzjazmu, zawistnych, zakompleksionych a to dziś wystarczy by przegrywać jedne wybory za drugimi. W dobie mediów kompetencja i co to się mówi ma mniejsze znaczenie od tego jak się mówi, a liderzy PiS od kilku lat nie są w stanie tego zrozumieć. Taki wizerunek PiS sprzyja tylko partii rządzącej. Po prostu w dalszym ciągu PO nie ma z kim przegrać, bo PiS za wyjątkiem mobilizacji swojego twardego elektoratu nie jest w stanie skutecznie pozyskiwać nowych wyborców. Albo idzie mu to jak po grudzie. Bardziej uwierzę w to, że to PO straci wyborców na rzecz PiS swoimi nijakimi działaniami, niż PiS zyska wyborców PO. Mówiąc w skrócie jak rządzący nie popsują, aż tak bardzo, to PiS jeszcze długo z nimi nie wygra. Oczywiście PiS pupilem mediów nie jest, co każdy trzeźwo myślący człowiek wie. Natomiast są w świecie polityki i mediów ludzie, którym możemy bić brawo nawet jeśli ogłaszają najczarniejsze scenariusze. W PiS brakuje ludzi z taką medialną żyłką, uzdolnionych w kontaktach i z mediami i ludźmi, których przekaz byłby odbierany pozytywnie, a ich poglądy choć nawet i niezbyt popularne, byłyby odbierane jako inny punkt widzenia, odmienny głos w dyskusji poprzez profesjonalizm wygłaszającego, a nie jako brednie. Bo wielokrotnie ta partia miewa pomysły dobre, ba nawet za jej rządów zdarzyły się rzeczy pożądane i proreformatorskie. Sęk w tym, że dzisiejsza polityka nie ma wiele wspólnego z prawdą, działaniem, a bardziej z umiejętną propagandą i brylowaniem w mediach. Dzisiejszy świat jest medialny, nie posiadanie smartfona z dostępem do Internetu zaczyna być już powodem do wstydu, konto na Facebooku jest dziś obowiązkowe nie tylko dla osób prywatnych ale i dla firm, akcji społecznych, partii politycznych i fundacji. Można stracić wiele pieniędzy na firmy, które oczywiście pomogą nam tam zaistnieć, ale w przypadku PiSu, jak w przypadku żadnej innej partii brakuje tego powiewu nowoczesności, zrozumienia dzisiejszego świata i międzypokoleniowego porozumienia. Brakuje tam ludzi, którzy potrafią do wyborcy puścić oko, w czym prawdziwymi specjalistami są zarówno Donald Tusk za swoich najlepszych czasów i choćby Janusz Palikot.
Jest jeszcze jedna kwestia, której nie sposób nie poruszyć – Smoleńsk. Katastrofa ta, tak jak kiedyś lustracja, jest dziś na tyle skutecznie obśmiana, wyłączona z nurtu realnej polityki, z rzeczywistości i zepchnięta w sferę mgły, knowań, nierealnych spisków, wreszcie science fiction powiązanego z mitomaństwem, obśmianego jako przejaw stereotypowego, pełnego kompleksów sposobu myślenia ciemnogrodzianina, że wiele osób nawet nie wierząc w raport MAK, raport komisji Millera, czy w oficjalną wersję promowaną przez rząd i mainstreamowe media, nie chce tej sprawy nawet kijem dotykać. Oczywiście jest to temat szalenie ważny, sęk w tym, że dla wielu ludzi nie najważniejszy. Spora część społeczeństwa nie brała udziału w tym co działo się na Krakowskim Przedmieściu, zarówno z jednej jak i drugiej strony barykady. Ta tragedia ich dotknęła, ale codzienne problemy egzystencjonalne, coraz droższa żywność, brak pracy, problemy ze spłatą kredytu za mieszkanie, drogie paliwo, pogorszenie się standardu życia to dziś dla nich temat numer jeden, niezależnie od wielkiej polityki i wielkich tragedii. I o tym nie powinna zapominać nigdy partia opozycyjna. Prawda o Smoleńsku kiedyś wyjdzie na jaw i co więcej, obroni się sama, jakakolwiek by nie była. Zaniechanie tematów bieżących, tych najbliższych problemom ludzi, opozycji nie zostanie wybaczone nigdy. PiS jeśli chce wygrać wybory powinien to zacząć rozumieć nie tylko w toku kampanii wyborczej, ale i na co dzień, a z tym wydaje się, że wciąż politycy PiSu mają spore problemy.
CDN…
Radosław Marciniak
radoslawmarciniak@op.pl
Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka...
40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka