Jan Matejko - Stańczyk
Jan Matejko - Stańczyk
Radosław Marciniak Radosław Marciniak
414
BLOG

Błazen, na którego nie zasługujemy...

Radosław Marciniak Radosław Marciniak Polityka Obserwuj notkę 6
Jeszcze o debacie słów kilka, zanim to jutrzejsza skradnie serca i uwagę Polek i Polaków. Potwierdza się jedno - politycy dwóch głównych opcji zainteresowani są tylko sami sobą…I w nadziei na tę polaryzację popędzili do Końskich, byle tylko nie wyjść na tchórzy… ale na pewno nie po to by ze sobą rozmawiać, bo nie było między nimi woli, by na warunkach ustalonych tylko przez konkurenta zetrzeć się z przeciwnikiem.

Było natomiast kilku bohaterów tej dramy złożonej z dwóch, powiedzmy, że na użytek tekstu będziemy wciąż używali określenia, debat. Krzysztof Jakub Stanowski dokonał pewnej rysy swoim pojawieniem się w tym wyścigu, zwracając uwagę na wiele absurdów, których doświadczamy co wybory, a o których się do tej pory głośno nie mówiło. Zbieranie podpisów i dostarczanie ich w ilościach bliskich absurdu, happening z tym związany pod PKW i 4 miliony podpisów, wreszcie obśmianie tych, którzy swoje podpisy znaleźli na wycieraczce - ktoś wreszcie zaczął bardzo głośno mówić o tym, że Polacy są co wybory bezczelnie gwałceni i nie jest to tylko brutalny gwałt na logice, gdy wciąż ich dane osobowe latają wśród jakiś przypadkowych firm, komitetów etc. gdy większość spraw, akurat za wyjątkiem zbiórki podpisów poparcia można by załatwić przez platformę ePuap. Jeśli nawet emerytów w tym kraju zmuszono do założenia kont bankowych, to nie uwierzę, że się nie da zmienić tego bezczelnie i abstrakcyjnie zakłamanego systemu zbierania podpisów, który żongluje naszymi danymi. Totalny przekręt. Stanowski jednak podczas debaty w to pęknięcie w systemie, którego dokonał, wsadził jeszcze nogę i zaczął je rozszerzać. Nawet robiąc sobie jaja, próbując trollować odpowiedzi na pytania - w bardzo bezprecedensowy sposób, dzięki transmisjom obu tych “debat” najpierw wśród jednego, potem wśród drugiego elektoratu, powiedział wreszcie coś, czego ludzie w kampanii wyborczej za często nie słyszą. Przy okazji odpowiadania bodajże na pytania o bezpieczeństwo energetyczne drwiąc powiedział, że może obiecać wszystko, bo prezydent nie ma takich kompetencji. Słysząc innych kandydatów, którzy bez mrugnięcia okiem, nawijają makaron na uszy, licytują się w tych przechwałkach, czego to oni nie dokonają, nikt nie mówi o realnej prezydenckiej sprawczości w naszym systemie ustrojowym.

Ale ten wyłom to wciąż za mało, by zmieniło się wiele. Tego ma szansę dokonać plasujący się na trzecim miejscu w sondażach Sławomir Mentzen, gdyby udało mu się wejść do drugiej tury, a tym bardziej jeśli zostałby prezydentem. To co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe - prezydent spoza POPiSu - jest dziś na wyciągnięcie ręki i to może wstrząsnąć naszą sceną polityczną.

Zanim jednak będzie na to szansa, to Mentzen musi konsekwentnie odcinać się od scenariuszy, które próbują mu narzucić dwaj liderzy tego wyścigu, próbując go podgryzać dzięki swoim mediom, albo w ważnych momentach pomijać, kiedy trzeba pompować pradawny spór niedoszłych koalicjantów z 2005 roku. Mentzen swoją nieobecnością moim zdaniem zyskał i wygrał. Bo pokazał się w tym czasie swoim wyborcom, był na czterech wiecach i nie dał z siebie zrobić chłopca na pstryknięcie palcami, kiedy to o 18:20 ktoś wreszcie puścił w eter (Rafał Trzaskowski) zaproszenie dla wszystkich kandydatów na debatę o godzinie 20. Dziecinada i zwykłe pajacowanie. Na miejscu jego sztabu próbowałbym jakiś pozwów w trybie wyborczym przeciwko TVP, albo wymuszenia na tej telewizji dodatkowego czasu antenowego o długości przewidzianej dla każdego z kandydatów w tej drugiej debacie. Nie, żebym wierzył w jakąś skuteczność tych działań, ale grillowanie TVP mogłoby dać pewien kapitał polityczny Konfederacji i samemu Mentzenowi.

Mentzen jednak był jedynym kandydatem nieobecnym, który coś zyskał na debacie - bo z nieobecnych jest jedynym liczącym się w grze. Inni przez swoją nieobecność stracili. Nie mówi się o Zandbergu, Braunie i reszcie politycznego planktonu. Na ich nieobecności zyskali Ci, którzy jednak dotarli robiąc zamieszanie w działaniach dwóch liderów sondaży. Zyskali przede wszystkim rządzący koalicjanci. Hołownia miał wreszcie szansę pokazać się jako dobry mówca i sprawny aktor tej sceny politycznej, radząc sobie z rozemocjonowanym tłumem na pierwszej debacie i podgryzając koalicyjnego Rafała na drugiej. Magdalena Biejat nie pokazała się wprawdzie w Republice, ale podgryzła Rafała Trzaskowskiego odbierając mu flagę i pokazując, że ma większe jaja od niego w obronie swojego elektoratu i swoich rzeczywistych przekonań. To nie pomoże Trzaskowskiemu. To gdyby koalicjanci postanowili jednak drożej sprzedać swoje poparcie i zaczęliby pompować lekko swoje poparcie, odbiłoby się tylko na poparciu Trzaskowskiego. Być może nie do tego stopnia, by hasło “druga tura bez Bążura” mogło się ziścić, ale wcale niewykluczone jest, że dla tych środowisk politycznych przegrana RT w tych wyborach nie byłaby większą szansą na polityczną samodzielność. Pomyślmy bowiem. Kiedy RT zostanie prezydentem i domknie się system, to przystawki koalicyjne będą największym wrogiem Donalda Tuska i jego świty. To ich elektoraty będą musiały być wchłonięte - Hołowni z powrotem do PO, a elektorat lewicy trzeba będzie wreszcie przekonać, że sprawczość jest gdzieś indziej i lewica jest już przeżytkiem na naszej scenie. Tylko ten brak sprawczości Donalda Tuska może ocalić suwerenność tych bytów politycznych. Jest to atrakcyjne tym bardziej, że zwłaszcza Lewica ma szansę na jakąś swoją polaryzację przy rosnącej Konfederacji i to powinno politykom Lewicy dać wiele do myślenia. Jeśli jeszcze są tam tacy, którzy zamierzają grać na swoją suwerenność, a Magdalena Biejat zdaje się takim liderem w swojej formacji być, w przeciwieństwie chociażby do Włodzimierza Czarzastego. Czy koalicjanci zrozumieją gdzie leży ich polityczna przyszłość? Zobaczymy. Co do marszałka Hołowni mam jeszcze jedną uwagę, widać było, że rola Stanowskiego, showmana, który okazuje się mężem opatrzności miała przypaść jemu w udziale, a jak wyszło widzimy sami.

Wracając jednak do debaty. Nie tylko Stanowski miał zamiar skupić się na politycznym trollingu. Joanna Senyszyn wyraźnie już nie udaje nawet, że o nic więcej jej w tych wyborach nie chodzi. Inną formą trollingu jest pan Macias, kolejny który znalazł 100 tysięcy podpisów na wycieraczce i chyba jego ego nie pozwala mu myśleć o sobie inaczej, niż jako o tym, który ma we wszystkim rację i już niedługo wprowadzi się do pałacu na Krakowskim Przedmieściu. Takie to uroki demokracji i tego systemu “zbierania” podpisów, że każdy wariat może swoje 100 tysięcy znaleźć na wycieraczce i wystąpić w tym wyścigu.

Zwycięska okazała się Telewizja Republika i organizatorzy pierwszej debaty, kompletnie przegrała TVP w likwidacji sklejając się wręcz ze sztabem Rafała Trzaskowskiego i próbując nieudolnie się od tego odcinać. Do teraz zresztą niby nie wiadomo kto organizował tą debatę która nie była debatą, na którą zapraszał jeden kandydat, ale telewizja mu udostępniła sygnał i transmisję i jako gospodarz udostępniło sygnał innym mediom. Patologia systemu prawnego i wyborczego w pigułce - duży może więcej.

Z dwójki liderów sondaży lepiej wypadł Nawrocki. Przede wszystkim był też na tej nieswojej debacie. Był lepszy niż dotychczas, momentami nawet zbyt wyuczony pewnych kwestii. Na pewno brakuje mu obycia medialnego i luzu, więc wolał nie ryzykować mówienia swoimi słowami, a szkoda, bo czasem by się przydało. A tak wciąż spod marynarki wystawały sęki i drzazgi - no był odrobinę zbyt drewniany. Przegrał natomiast Rafał Trzaskowski. Przegrał bo nie miał odwagi pójść do Republiki, przegrał bo widać było jego zdenerwowanie i zmęczenie - to jednak musi być straszny leń, skoro tak mocno odbija się na nim ta kampania, w której umówmy się, do najbardziej pracowitych kandydatów mu duuuuużo brakuje. Przegrał bo widać było jak co do sekundy wyuczony jest swojej roli, jak mocno pracowali nad nim trenerzy i jak słaby jest w merytorykę i polemiki słowne, a jak mocno musi się podpierać wyuczonymi frazesami. Co więcej przegrała też jego koncepcja bezpiecznej dla niego potyczki z Nawrockim w zderzeniu 1 na 1 na swoim bezpiecznym terenie. Więc śmiem twierdzić, że w debacie w Republice się nie pojawi, nie zetrze się z Mentzenem i Nawrockim na nie swoim terenie. I jeśli Ci dwaj zrobią tam robotę i zadzieje się kilka innych rzeczy, to kto wie, czy to może na kilka dni nie zepchnąć Bążura do głębokiej defensywy. A do debaty w TVP - do 12 maja jeszcze dużo czasu i kto wie, czy po jakimś spektakularnym tąpnięciu wystarczy Trzaskowskiemu czasu i pomysłu do zapewnienia sobie bezpiecznego miejsca w II turze. Im bardziej bowiem będzie nerwowo, tym mam wrażenie bardziej powielany będzie scenariusz Bronek lub Kidawa, czyli jaka piękna katastrofa. A dlaczego? Bo ze świecą szukać charyzmy u prezydenta Warszawy. Bo jeśli jest zmęczony na tym etapie kampanii, to ostatni miesiąc, gdy powinien zintensyfikować swoje działania może być dla niego morderczy i nie do wytrzymania. Jedyne co go może uratować to gra na polaryzację i pomoc koalicjantów, na którą nie wiadomo, czy może liczyć, w moim bowiem mniemaniu nie jest to w ich politycznym interesie. Trzaskowskiemu pomóc może też paradoksalnie Nawrocki i Kaczyński i całe środowisko PiS. Wydaje mi się bowiem, że to jednak Mentzen zamelduje się w II turze i tylko słabość Nawrockiego, to, że tak późno posłał go w Polskę Kaczyński i to, że tak słabo wspierają go struktury PiS, może paradoksalnie pomóc Trzaskowskiemu dostać się do drugiej tury. Ja Jednak wcale nie porzuca scenariusza, że przy mobilizacji elektoratu PiS, zagraniu na siebie Lewicy i Hołowni, oraz wciąż rosnącemu poparciu dla Sławomira, to Rafał będzie musiał obejść się smakiem.

I na koniec konstatacja związana z tytułem. Absolutnym wygranym tych debat był Stanowski. Cholernie przypominał mi Matejkowego Stańczyka siedzącego na tronie w błazeńskiej czapce, ale z niezbyt tęgą miną. Stanowski stroił się przed debatami w szaty błazna, ale podczas debaty był Błaznem - tym konkretnym Błaznem - na miarę Stańczyka. Błazen, na którego nie zasługujemy.

Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka... 40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka