Radosław Marciniak Radosław Marciniak
308
BLOG

Dlaczego PiS nie wygra wyborów prezydenckich w pierwszej turze...

Radosław Marciniak Radosław Marciniak PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 11
Ten zbrodniczo zwodniczy tytuł ma przyciągnąć Waszą uwagę. Bo tekst jest o zbliżających się wyborach, ale głównie o tym, że dużo osób znów nie będzie miało na kogo zagłosować.

Wybory prezydenckie to niestety znów wojna plemienna. Wyborem dr Karola Nawrockiego na swojego kandydata, Prawo i Sprawiedliwość straciło szansę, żeby poprzeć kogoś, kto mógłby mieć bardzo silny argument wiedzy i kompetencji za sobą, a nie tylko mandat polityczny własnego środowiska politycznego. Nie oznacza to oczywiście, że Karol Nawrocki nie ma wiedzy i nie ma kompetencji. Nie można mu tego odmówić, nie mniej jego podobieństwo do Andrzeja Dudy w tym zakresie jest bardzo rażące. Wykształcony młody urzędnik związany z partią trochę luźniej i przez to mniej zaangażowany w wewnętrzne i zewnętrzne rozgrywki. Ale wciąż sterowalny, uzależniony od partyjnego kierownictwa i do wyborów także od partyjnej kasy. Taki niezależny kandydat zależny, nie nasz, żeby go nie ochlapało to z czym przegięliśmy w ciągu tych ośmiu lat, ale my za nim murem, a on też ma wiedzieć czyja ręka karmi.

Niestety PiS nie skorzystało z szansy wystawienia prawdziwych „Game changerów” takich choćby jak Marek Magierowski, podziwiany dyplomata i poliglota, człowiek, który dumnie i godnie reprezentował nas na tak ważnych frontach politycznych jak ambasada w Izraelu czy w USA, czy choćby generał Rajmund Andrzejczak, były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. W mniejszym lub większym stopniu nawet Jacek Saryusz Wolski mógłby być kimś, kto również będzie nie tylko zjadliwy dla swoich, ale i przez wielu wyborców znudzonych wiecznymi wyborami między dżumą, a cholerą. Wszyscy trzej panowie nie tylko byliby kłopotliwymi rywalami do atakowania przez oponentów, przez wzgląd na swoją klasę, wiedzę, pozycję, ale mogliby śmiało zgarnąć dużą część mniej radykalnego elektoratu głównych kontrkandydatów, gdyż każdy z nich ma zadatki na męża stanu. A swoją bazę wyborców dostarczyliby im ludzie z zaufanego kręgu Prezesa, nawołując do licznej frekwencji podczas przekonywania przekonanych.

Sprawni i znani specjaliści, niekwestionowane autorytety, zdolni do zebrania poparcia w kręgach poza partyjnych i nie tylko plemiennych, wreszcie niezależni eksperci z autorytetem i pozycją w świecie – niestety dla Prawa i Sprawiedliwości – lepiej kontrolować ew. Prezydenta, niż trwale zmienić zasady gry i obraz polskiej polityki.

Wybór Karola Nawrockiego nie jest ani dobry, ani zły w kontekście walki z Rafałem Trzaskowskim, jaka najprawdopodobniej rozegra się w drugiej turze. Jest po prostu utrwaleniem wojny plemiennej, której wszyscy normalni mają już nawet nie po trochu dość. Prawo i Sprawiedliwość właśnie dlatego straciło władzę, bo na dłuższą metę nie miało wiele do zaproponowania wyborcom spoza plemienia, ale wydaje mi się, że takiej refleksji w obozie Zjednoczonej Prawicy ciężko szukać. Buta i przeświadczenie, że mają jedyną słuszną wizję Polski i nie ma przestrzeni na inne opcje, niż sprawdzeni w boju zakonnicy PC, albo młode pokolenie akolitów Prezesa, sprawia, że pogrążamy się w chaosie dwublokowej nawalanki na kolejne co najmniej cztery lata. Bo też polska scena polityczna nie ma w obecnym układzie dużo więcej do zaproponowania. Chaotyczne próby PSL-u pójścia swoją drogą są śmieszne i mało przekonywające. PSL nie potrafiło wykorzystać swojego obrotowego kapitału i ponegocjować z PiS być może grając o wszystko, biorąc tekę premiera i stery władzy w swoje ręce. Ustawiając się w obozie ośmiu gwiazdek jest jednym z dodatków do strawienia przez Donalda Tuska i Platformę zwaną dla żartu Koalicją Obywatelską i zamiast dziś decydować o losach każdej rządowej i parlamentarnej decyzji, przygląda się, jak ich najbliższy sojusznik w postaci Hołowni i Jego partii jest grillowany i rozkładany na czynniki pierwsze przez partię miłości. Oczywiście dogadanie się z nieposiadającym zbyt dużych zdolności koalicyjnych PiS nie było na pewno łatwym rozwiązaniem, ale PSL nawet nie udawał, że zamierza próbować. Lewicę pominę milczeniem, zarówno tę w koalicji i tę formalnie poza koalicją. Szkoda czasu na ułamki, zwłaszcza w tak jednoznacznie wodzowskich wyborach. Jedyna alternatywa w tej układance to Konfederacja, ale nikt nie potrafi ocenić jaka jej twarz jest prawdziwa – czy ta zdroworozsądkowa, merytoryczna, ale i przyjemna w postaci dwóch europosłanek Anny Bryłki i Ewy Zajączkowskiej – Hernik, czy ta z odpalonym protokołem 5% w postaci wcześniej JKM, a teraz Grzegorza Brauna. Oczywiście Grzegorz Braun to polityk arcyinteligentny i mówiący często rzeczy, z którymi nie sposób się nie zgodzić. Często, nie oznacza jednak zawsze. Nie mniej jego sposób działania jest tak pozbawiony subtelności i wyczucia politycznego, że dla wyborców o przekonaniach umiarkowanych, zawsze będzie zagrożeniem i zbyt daleko idącym kompromisem ze zdrowym rozsądkiem, aby postawić X przy jego nazwisku. Przykładem tej subtelnej działalności Grzegorza Brauna może być choćby niedawny wpis na portalu X dot. potencjalnego podziału terytorialnego Ukrainy, który jest podany dalej przez polityka w taki sposób, jakby miał po prostu służyć antyPRowi jego rodzimej formacji i przysporzyć innym jej liderom powodów do gęstego tłumaczenia się z tegoż wpisu. Zresztą miało to już miejsce i to i zapewne nie tylko to wystąpienie Grzegorza Brauna służy dziś jako kolejna pałka do bicia w jeżdżącego po kraju w prekampanii Sławomira Mentzena i w całe środowisko Konfy. Tak się nie zdobywa nowych wyborców, tak się trwa jedynie w protokole ledwo powyżej progu wyborczego i ktoś taki jak pan Braun powinien to doskonale rozumieć, a tym bardziej mieć świadomość jak to zostanie wykorzystane. A jeśli tego nie rozumie, to zwyczajnie nie nadaje się do polityki w systemie demokratyczno - parlamentarnym, który czasami wymaga pewnego kompromisu, jeśli nie ze swoim sumieniem i poglądami, to przynajmniej ze swoim rozdmuchanym ego.

O wielkim przegranym już na starcie także chyba nie ma co wspominać. Szymon Hołownia skończył się na dobre zanim się na dobre zaczął, a pomógł mu w tym polityczny przyjaciel i koalicjant – Donald Tusk, bez względu na to, jak mocno dementuje te plotki. Ale skoro był tak naiwny, że uwierzył takiej politycznej bestii… nawet mi nie jest go szkoda.


Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka... 40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka