Radosław Marciniak Radosław Marciniak
66
BLOG

Vox populi - głosem polityka...

Radosław Marciniak Radosław Marciniak Polityka Obserwuj notkę 2
Głos ludu nie jest głosem Boga. Stał się natomiast bożkiem dla wielu polityków, bowiem doraźna potrzeba przypodobania się wyborcom staje się dziś najważniejszym instrumentem uprawiania polityki. Jest to jednak jednoznaczne z instrumentalizacją wyborców.

Głos ludu nie jest głosem Boga. Stał się natomiast bożkiem dla wielu polityków, bowiem doraźna potrzeba przypodobania się wyborcom staje się dziś najważniejszym instrumentem uprawiania polityki. Jest to jednak jednoznaczne z instrumentalizacją wyborców.

Wielu ludzi uważa, że politycy mają zestaw poglądów na różny dzień tygodnia. Nic bardziej mylnego. To nie jest zestaw jak garnitur, wiszący w szafie dopasowany do odpowiednich butów, koszuli i krawata, jako pewna całość przygotowana na odpowiednią pogodę, ale co do zasady spójna ze sobą i w podobnym stylu. To co głoszą politycy, to po prostu przypadkowe, grzejące akurat tu i teraz slogany, wzięte z bieżącego opracowania sondażowni, mówiące co dziś akurat się politycznie opłaca. I nie ma tu najmniejszego znaczenia, jeśli częstokroć są to rzeczy sprzeczne ze sobą nawzajem. Ważne, żeby sprzedać je tak, jakby każda z nich była po prostu realizacją woli demosu – źródła wszelkiego prawa i władzy, jak sam demos lubi o sobie myśleć.

Jak bowiem pogodzić przywracanie praworządności z jawną deklaracją łamania prawa, tudzież, odwoływanie się do europejskich organów, akurat wtedy, kiedy to akurat nam jest na rękę i skrzętne pomijanie ich decyzji, wyroków i zastrzeżeń, jeśli biją w naszych? W tym wszystkim politycy głównych partii politycznych w Polsce już dawno się zatracili. Poszukiwanie programu wyborczego, u niektórych partii, a także kręgosłupa moralnego u ich przedstawicieli, może być zadaniem co nie co karkołomnym. Partie polityczne nie tworzą think thanków, by te pisały programy, ustawy, przyszłe prawo, rozwijały koncepcje rządzenia Państwem, wreszcie tworzyły jakąkolwiek wizję przyszłości. Zaoszczędzone na braku takich struktur pieniądze ładują za to we własne lub zewnętrzne grupy sondażowe, by każdego tygodnia, a jak sytuacja jest naprawdę gorąca, to niemal codziennie, znać nastroje tzw. ulicy. I tak się nieszczęśliwie składa, że właśnie wkroczyliśmy w gorący okres przygotowań pod zbliżającą się kampanię przed wyborami prezydenckimi. Biada tym, którzy dają i będą dawali się nabrać.

Właśnie dlatego tak wielu polityków, którzy bywali na czarnych marszach, dziś samemu ukręca łeb każdej próbie liberalizacji przepisów aborcyjnych i nie specjalnie pamięta kim była Marta Lempart, chociaż niedawno jeszcze klepali ją po plecach. Właśnie z tego samego powodu poprzednia ekipa nie chcąc drażnić części „normalsów” nie realizowała zaostrzenia prawa aborcyjnego, chociaż deklarowała się zawsze jako zwolennicy takiej zmiany. Z tego samego powodu Szymon Hołownia od razu odpalił oczywiście Sejmową zamrażarkę, ale z dokładnie tego samego powodu większość tych, którzy mdleli z zachwytu na premierze filmu Agnieszki Holland dotyczącego losu biednych uchodźców, są dziś gotowi łamać prawo międzynarodowe odmawiając azylowych procedur, bo wiedzą, że bezpieczeństwo jest dla wyborców jednym z życiowych priorytetów. Dziś zatem usłyszymy, że głosowali przeciwko budowie zapory na granicy tylko dlatego, iż sami chcieli wybudować barierę nie mniejszą gabarytowo, niż Wielki Mur Chiński. I także z tego powodu politycy głosujący przeciwko CPK, są i zawsze byli za nim, a Ci, którzy chcieli budować zbiorniki retencyjne, później zmienili zdanie wsłuchując się w głosy mieszkańców, wierząc, że natura nie zweryfikuje ich politycznej wolty.

Jednocześnie większość dziennikarzy zwłaszcza tych, którzy niosą na sztandarach hasła zbieżne z obecnie rządzącymi, uwielbia stawiać swoich i siebie w gronie demokratów, a tych drugich określać mianem populistów. Mam jednak wrażenie, że słowo to stało się już tylko jednym z niezrozumiałych epitetów, którym po prostu należy politycznego adwersarza potraktować. Bez względu na barwy polityczne i fakty. Bowiem demagogia i usilna próba przypodobania się masom, tak mocno osadzone w definicji populizmu, jest udziałem niemal całej sceny politycznej, no może poza częścią radykalniejszej lewicy i prawicy z polskiego życia politycznego. O ile bowiem towarzysze od Czarzastego kręgosłupem posługiwać się nie przywykli, o tyle chociaż partia Razem stwarza od czasu do czasu wrażenie, że ma program i chce się go usilnie trzymać, niezależnie od tego, czy ta determinacja utrzyma ich w głównym nurcie, czy skaże na polityczny margines. Podobnie też czyni Konfederacja, która dba o to by jej programowe pryncypia brzmiały tak samo dziś, jak brzmiały podczas zeszłorocznych wyborów i w poprzedniej kadencji Sejmu. Chwała Wam za to wierni swoim poglądom politycy obu tych formacji, bo w reszcie partii naprawdę tacy politycy stanowią niestety margines. Paradoks polega na tym, że te skrajne skrzydła naszej politycznej sceny może mniej próbują się przypochlebiać wyborcom, za to ich poglądy często wypełniają książkowe definicje populizmu. I jak tu w tej terminologii i politycznej rzeczywistości nie zwariować?

I tylko większości wyborców szkoda, bowiem w imię zapisania się do jakiegoś teoretycznie bliższego swoim poglądom obozu, dają się traktować instrumentalnie, idąc za swym wodzem nawet wtedy, gdy ten ma właśnie ochotę sprawdzić jak bardzo może ze swoich akolitów zrobić użytecznych idiotów i kompletnych durniów. Ale skoro do tej pory działało to czemu mieli by tak przestać robić?


Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka... 40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka