Powrót Marcina Kierwińskiego do Polski z dość sowicie opłacanej fuchy w europarlamencie pokazuje dwie rzeczy, pierwsza to taka, że PO niczym PiS ma bardzo krótką ławkę. Drugą jest wiadomość, że Donald Tusk rządzi w Platformie iście twardą ręką i nikt absolutnie nikt nie myśli nawet o zagrażaniu jego pozycji, inaczej nikt o zdrowych zmysłach nie porzucałby milionów, dla bardzo niepewnej fuchy w obszarze, który wcale nie gwarantuje jakiegokolwiek sukcesu.
Powrót Marcina Kierwińskiego do Polski z dość sowicie opłacanej fuchy w europarlamencie pokazuje dwie rzeczy, pierwsza to taka, że PO niczym PiS ma bardzo krótką ławkę. Drugą jest wiadomość, że Donald Tusk rządzi w Platformie iście twardą ręką i nikt absolutnie nikt nie myśli nawet o zagrażaniu jego pozycji, inaczej nikt o zdrowych zmysłach nie porzucałby milionów, dla bardzo niepewnej fuchy w obszarze, który wcale nie gwarantuje jakiegokolwiek sukcesu.
Kierwiński ma zadanie niełatwe, gdyż duża część odpowiedzialności prędzej czy później obciąży także i obecny rząd i premiera, a w dobie niewygodnych pytań i opozycji patrzącej wciąż na ręce, niełatwo będzie o szybki i spektakularny sukces w walce z usuwaniem skutków powodzi. Tym wszakże ma się zajmować Marcin Kierwiński, jako rzekomo sprawny organizator. Jego odwołanie do Polski przez wodza Platformy może być zarówno dużą trampoliną do pierwszego rzędu polskich polityków, spekuluje się wszakże o zastąpieniu Rafała Trzaskowskiego, gdyby ten został prezydentem RP, na funkcji szefa warszawskiego ratusza, co w zasadzie każdy startujący z naklejką PO powinien brać w cuglach. Ale może być też swoistą blokadą w jego politycznej karierze, wszak o sukces przy tej skali zniszczeń będzie bardzo ciężko.
Powrót z Brukseli, a w zasadzie ze Strasburga, Marcina Kierwińskiego, niesie za sobą jeszcze jedną ciekawą konsekwencję. Powrót Hanny Gronkiewicz Waltz do politycznej aktywności. To ona obejmie po Marcinie Kierwińskim mandat, gdyż zdobywając 94 tysiące głosów jest pierwsza w kolejce oczekujących. Co więcej zdążyła już potwierdzić objęcie mandatu europosła po rezygnacji swojego partyjnego kolegi. Kiedy kilka miesięcy temu nie otrzymała mandatu, wydawało się, że to zamknie jej karierę polityczną. Karierę, jakiej, zaryzykuję takie stwierdzenie, w moim odczuciu nie zrobiła w Polsce żadna inna kobieta w polityce. Nawet premier Kopacz, Szydło, ani Hanna Suchocka tak długo nie utrzymywały się w politycznym prime. Prezes NBP, kandydatka na urząd prezydenta RP, posłanka, prezydent miasta stołecznego, zawsze wysoko również w strukturach partyjnych. Nawet to co tak bardzo obciążało ją wizerunkowo, nie zmiotło jej z politycznej planszy. Oczywiście w pewnym momencie stała się twarzą przekrętów w warszawskim mieszkalnictwie, w odzyskiwaniu kamienic za 50 zł i innymi spektakularnymi metodami, jednak w tak spolaryzowanym społeczeństwie po schowaniu jej na chwilę w cień, okazało się, że wcale nie trzeba się z nią żegnać. Jeśli w takim mieście jak Warszawa, wciąż jest 94 tysiące ludzi, którzy głosują na osobę, która za nic miała chęć jakiegokolwiek wyjaśnienia tej skandalicznej sprawy, która swoje apogeum miała za jej rządów, to oznacza, że swoje plemię da Ci absolutne przyzwolenie na wszystko, bylebyś działał zgodnie z wolą wodza i dla dobra plemienia. W polityce zdarzały się przypadki, że można było skutecznie zmusić jej aktorów do zejścia ze sceny, nawet jeśli nie grali pierwszoplanowych ról, to publiczność domagała się ich głów. Tak było choćby w przypadku byłego prezydenta Niemiec Christiana Wulffa, chociaż samo stanowisko, które piastował nie niesie za sobą zbyt rozległych możliwości politycznych i kompetencji i jest naprawdę bardzo symboliczne. Jego własne środowisko nie stosowało wobec niego doktryny Neumanna: „jak będziesz w Platformie [nasz – przyp. Autora], będę Cię bronił, ku**a, jak niepodległości.” Nasi zachodni sąsiedzi, chociaż trzeba przyznać, że są w tej kwestii chlubnym wyjątkiem, wiedzą, że bronienie kogoś z poważnymi zarzutami jest wizerunkowym obciążeniem, a nacisk na to by ustąpił z życia politycznego pokazuje wyborcom, że o jakąś przyzwoitość tutaj jeszcze chodzi, choćby i na pokaz. U nas nie ma nawet takiej. Pokazał to ostatnio PiS, pokazuje to od lat PO i zastanawiające jest w tym wszystkim to czemu tak się dzieje. Czy każdy ma tam na każdego haki? Czy po prostu nie warto zmieniać towarzyszy walki na nowych wszak elektorat przy tej polaryzacji i tak nie uwierzy w żadne zarzuty i nie potraktuje ich inaczej niż polityczna zemsta? A może te ławki rezerwowych w tych partiach są tak krótkie i siedzą na nich tacy nieudacznicy, że ogrywa się wciąż tych samych mocno sfatygowanych zawodników? A jednak sprawa wokół warszawskiej reprywatyzacji poruszała ludzi w poprzek podziałów partyjnych, nie dała się zepchnąć tylko do politycznej rozgrywki między największymi graczami naszej sceny. Jednak zarzuty, choćby i te medialne, dotyczące HGW, jej rodziny, jej urzędników i liczby odzyskanych w bardzo kontrowersyjny sposób, mówiąc najdelikatniej, kamienic była tak bulwersująca, że wydawało mi się, że Hanna Gronkiewicz Waltz będzie już zawsze tylko obciążeniem dla swojego politycznego środowiska. Zwłaszcza, że w tle tej sprawy jest jeszcze głośne i bardzo brutalne zabójstwo Jolanty Brzeskiej, o którym chwilę temu przypominały wszystkie media wobec ekranizacji historii tej działaczki społecznej. Nic bardziej mylnego. Wciąż jesteś naiwnym głupcem powtarzam sobie patrząc w lustro. No bo jeśli nie jestem, to kim jest 94 tysiące osób głosujące na HGW? Zrobili to z wyrachowania, plemienności, głupoty czy z powodu krótkiej pamięci? A może ze wszystkich tych powodów na raz?
Szczęśliwy tata wspaniałego młodego człowieka...
40 latek z ambicjami i apetytem na życie! Zakochany w książkach wariat bez telewizora!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka