Byli zbyt blisko szczytu,jedną ręka dotykali już "Mount Everestu" polskiej piłki. Ale w kluczowym momencie poślizgnęli się, i muszą teraz stoczyć życiową walkę o przetrwanie.Nie będzie łatwo, ponieważ świadomość zmarnowanej szansy ciągle zatruwa ich umysły paraliżując ich poczynania.
Na początku ubiegłego sezonu o Jagiellonii mówiono jako drużynie, która poczyniła największe postępy w naszej Ekstraklasie. Faktycznie, „Jaga” wygrała Puchar Polski, w lidze zaś czarowała , w szczególności grając przed swoja publicznością. W trakcie przedsezonowych przygotowań prezentowała się obiecująco w sparingach przeciwko solidnym przeciwnikom. Szukając przyczyn tego sukcesu wskazywano na osobę trenera Michała Probierza. Doceniano jego osobowość, charyzmę, umiejętność zaszczepienia w swoich piłkarzach wielkiej woli walki, rozpalenia potężnych pokładów ambicji. Probierz wydawał się być człowiekiem, który wie czego chce i twardo stąpa po ziemi. I rzeczywiście tak było. Jagiellonia odpadło po dwumeczu z Arisem Saloniki, ale zaprezentowała się godnie. Probierz na tle wielkiego Cupera, wypadł przyzwoicie. Nikogo , więc nie mogło dziwić, że Jagiellonia w lidze prezentowała się doskonale i została mistrzem rundy wiosennej. Różni eksperci nie kryli swojego zachwytu : „ Jagiellonia gra najlepszą piłkę w Polsce”. Wszystko to przypominało wielki, wspaniały sen , a jak to bywa w takich sytuacjach pobudka jest niezwykle bolesna. I to jest właśnie problem Jagi – byli zbyt blisko szczytu , jedną ręka dotykali już "Mount Everestu" polskiej piłki. Ale ostatecznie się nie udało, a świadomość zmarnowanej szansy jest dzisiaj jej największą chorobą. I co gorsza, ten rozrywający żal, będzie podążać za nimi, niczym anioł stróż w negatywnym tego słowa znaczeniu. W trakcie poprzedniej rundy Probierz podał się dymisji, ale władze klubu nie pozwoliły mu odejść. Probierz nie jest człowiekiem , który łatwo się poddaje. Choćby ten fakt, pokazuje jaka atmosfera panuje w drużynie. Chorobliwie ambitny trener uznał, że nie jest w stanie pozytywnie wpłynąć na drużynę, poddaje się.
Do tego, stracił swojego kluczowego piłkarza Kamila Grosickiego. Konsekwencje tej decyzji widać praktycznie w każdym meczu Jagiellonii. Kamil był piłkarzem niezastąpionym, na których często się woła : „ motor napędowy drużyny”. Razem z Frankowskim tworzyli najlepszy duet napastników, który był przekleństwem dla większości polskich obrońców. Przed tą rundą Jagiellonia sprowadziła Plizgę, piłkarza niemal identycznego pod względem postury i stylu gry. Lukę po Grosickim trzeba koniecznie zapełnić. Dobry ruch ! Szkoda, ze Probierz nie uczynił tego w poprzedniej rundzie.
Szybka kapitulacja w Europejskich Pucharach, tylko potwierdza , że w Jagiellonii coś się skończyło, wypaliło. A teraz będzie jeszcze ciężej, bo zespół z Białegostoku stanie do rozgrywek jako mistrz jesieni. Nikt już nie będzie traktował Jagi jako rewelacji, ale potencjalnego faworyta w większości spotkań Ekstraklasy. A jak destrukcyjnie może wpływać na piłkarzy presja, wiemy doskonale.
Działacze Jagi,pewnie chcieliby aby Probierz był ich Fergusonem. Być może uda im się przezwyciężyć kryzys. Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Wystarczy sobie przypomnieć historię Lenczyka w Bełchatowie , i wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Inne tematy w dziale Rozmaitości