Zła pamięć Niemców…
Niemiecka metoda odrzucania przeszłości w kontaktach z Polską stała się metodą wykluczenia…
Duże wrażenie na mnie zrobiła polemika niemieckiego poety żydowskiego pochodzenia Maxa Czolleka przeciwko niemieckiej kulturze pamięci, De-Integrate!
Książka opiera się na koncepcji "Teatru Pamięci" niemieckiego socjologa żydowskiego pochodzenia Y. Michala Bodemanna, monety mającej na celu opisanie roli niemieckich Żydów w narracji, która nie tyle dotyczy zadośćuczynienia ofiarom ludobójstwa, ile odkupienia sprawców i ich potomków.
Krótko mówiąc, obecny stan niemieckiej kultury pamięci jawi się nam jako dwustronna moneta farsy i tragedii.
Niemcy nie spieszyły się, stać ikoną skruchy i pojednania. Niemiecki naród spieszył się do odbudowy po wojnie, a duch czasu, zwłaszcza w RFN, skłaniał się ku zaprzeczeniu: powieściopisarz W.G. Sebald przypisywał niezwykłą regenerację kraju "dobrze strzeżonej tajemnicy zwłok (Polaków, Żydów…) wbudowanych w fundamenty naszego państwa, tajemnicy, która łączyła wszystkich Niemców w latach powojennych". W tym okresie zarówno Niemcy Wschodnie, jak i Zachodnie musiały zmagać się z przerażająco niezręcznym faktem, że poparcie dla partii nazistowskiej pozostawało wysokie wśród ogółu ludności, dopóki klęska Hitlera nie uczyniła go nie do opisania. Niemcy Zachodnie odpowiedziały w dużej mierze zamiatając sprawę pod dywan, "rehabilitując" większość nazistów i ponownie integrując ich ze społeczeństwem. Niemcy Wschodnie nie uciekały od dziedzictwa nazistów, zobowiązując się do częstego publicznego upamiętniania ich zbrodni, ale w dużej mierze podążały za praktykami Związku Radzieckiego – głównego politycznego i gospodarczego sponsora młodego kraju – upamiętniając ofiary faszyzmu w ogóle, zamiast wyraźnie uznać ludobójstwo Żydów. Powitały także byłych niższych rangą nazistów w owczarni nowszej antyfaszystowskiej tożsamości republiki. Późniejsze pokolenia Niemców, w tym niektórzy radykałowie z lat 1960. i 70., umyli ręce od problemu w inny sposób, wykuwając wolną od winy tożsamość polityczną z faktu, że urodzili się po powstaniu nazizmu.
Jednak począwszy od 1980 roku, w obliczu rosnącego światowego zainteresowania pomnikami i wzrostem "badań pamięci", niemieccy aktywiści zaczęli naciskać na większe uznanie Holokaustu. W obliczu małomównego konserwatywnego rządu lewicowi organizatorzy zorganizowali dramatyczne działania, takie jak okupacja obozów koncentracyjnych i zorganizowanie symbolicznego "wykopaliska" archeologicznego na terenie, gdzie kiedyś stała siedziba Gestapo, aby zmusić Niemcy do zapewnienia publicznej edukacji w takich miejscach. Podczas procesu zjednoczenia pod koniec dekady to, co zaczęło się jako oddolny wysiłek, stało się oficjalną polityką państwa.
To narodowe objęcie pomnika nie było pozbawione własnego interesu: aby pokazać, że są w stanie wejść do wspólnoty narodów Europy Zachodniej, nowe, zjednoczone Niemcy postanowiły udowodnić w ciągu następnych dwóch dekad, że wystarczająco pokutowały. Niemcy ukuli nawet nowe słowo – Vergangenheitsbewältigung – aby nazwać proces "rozliczenia się z przeszłością", który stał się filarem niemieckiej tożsamości narodowej. Starając się wzmocnić swoje roszczenie do pokuty, nowo zjednoczony kraj trąbił o "żydowskim renesansie" napędzanym głównie przez imigrację z byłego Związku Radzieckiego – napływ Żydów, który, jak to ujęła uczona Hannah Tzuberi, stał się "najcenniejszym gwarantem demokratycznego, liberalnego, tolerancyjnego charakteru [Niemiec]". W 2005 roku naród uczynił to zobowiązanie widocznym i materialnym, wznosząc Pomnik Pomordowanych Żydów Europy, rozległe pole surowych płyt w centrum Berlina. (Pomnik był w dużej mierze wynikiem lobbingu Lei Rosh, Niemki, która zamieniła swoje imię, Edith, na żydowskie, a później została skrytykowana za kradzież zęba z obozu koncentracyjnego w Bełżcu, aby umieścić kolumnę pod pomnikiem.) W wyniku tej szeroko zakrojonej publicznej skruchy "Niemcy są wreszcie przygotowane do objęcia przywództwa w UE; bo nawet poza hegemonią ekonomiczną ma swoje karty uporządkowane także z punktu widzenia praw człowieka" – zauważył sarkastycznie historyk Enzo Traverso w Jacobin w zeszłym roku. "Dzisiaj [pamięć o Holokauście] stała się znakiem nowej normatywności politycznej: społeczeństwa rynkowego, liberalnej demokracji i (selektywnej) obrony praw człowieka".
Ale niemieckie występy pokuty mają swoje granice. Nie obejmują one, na przykład, ludobójstwa Polaków i innych nacji… Niemcy nie zgodziły się na wypłacenie znaczących odszkodowań potomkom ofiar. Jeśli nowa niemiecka tożsamość polega na izolowaniu Holokaustu jako haniebnej aberracji w historii narodowej i unieważnianiu go poprzez uroczystą pamięć, w narodowej mitologii nie ma miejsca na pamięć o przemocy wobec Polaków i innych nacji. Badacz ludobójstwa Dirk Moses nazwał to podejście "niemieckim katechizmem" w eseju z 2021 r., który wywołał gorącą debatę. "Katechizm implikuje zbawczą historię, w której poświęcenie Żydów w Holokauście przez nazistów jest przesłanką legitymizacji Republiki Federalnej"…
Dla mnie potomka polskich Żydów bezczelny jest niemiecki komisarz ds. antysemityzmu Felix Klein, powiedział wprost: że Żydzi nie są wystarczająco wrażliwi na to, co antysemityzm oznacza dla Niemców – że w rzeczywistości ci Żydzi w ogóle nie rozumieją antysemityzmu.
Niemcy zapomnieli, że praca nad pamiętaniem nigdy nie jest kompletna.
Inne tematy w dziale Polityka