Na Cejlonie wielkie święto; tak spektakularnego zwycięstwa na tych mistrzostwach świata w krykiecie jeszcze nie było. Anglicy sprawiali wrażenie, jakby chcieli jak najszybciej wracać do domów.
Ostatni ćwierćfinał 10. mistrzostw świata w krykiecie odbył się w stolicy Sri Lanki. Pisałem już jak komfortowy plan gier miały zwłaszcza Bangladesz i Sri Lanka, co oczywiście stawiało Lankijczyków w roli faworytów sobotniej konfrontacji - na stadionie imienia byłego prezydenta Sri Lanki, Ranasinghe Premadasy (zamordowanego w 1993 r. w samobójczym zamachu bombowym przez terrorystę z Tamilskich Tygrysów) rozgrywali już 4. mecz tych mistrzostw (na 7 spotkań).
Anglicy co prawda do ćwierćfinałów dotarli, ale mocno przetrzebieni; kontuzje wykluczyły z gry kilku czołowych zawodników. Dla reprezentantów ojczyzny krykieta był to pierwszy występ na Cejlonie. Anglicy wygrali losowanie i jako postanowili piewsi zdobywac punkty. Grali jakby bez wiary w siebie; bardzo szybko, bo już w 8. serii z boiska musiał zejść ich kapitan, Andrew Strauss, który zdobył zaledwie 5 punktów. Później z neizłej strony pokazali się Jonathan Trott (86 pkt) oraz Eoin Morgan (50 pkt), słabiej zagrał Ravi Bopara - 31.
Z drugiej stronuy wcale nie błyszczeli bowlerzy Sri Lanki; w sumie 6 wykluczeń, z czego dwa autorstwa wielkiego Mutii Muralitharana. Anglicy łącznie zdobyli 229 punktów, co - jak się wydawało - nie stawiało ich na z góry straconej pozycji.
Po zmianie ról i rozpoczęciu II części okazało się, że tego dnia żaden wynik nie był kłopotem dla wciąż aktulanych wicemistrzów świata. W pierwszej parze na pitch wyszli Upul Tharanga i Tillakaratne Dilśan i... już z niego nie zeszli!!! Sytuacje taki, choć rzadko, zdarzają się w krykiecie, w którym ograniczona jest liczba overów. Zresztą w meczach testowych też się zdarzają, a szukać nie trzeba daleko - do jednego ze spotkań ostatniego "Trofeum Prochów" czyli słynnej serii konfrontacji angielsko-australijskich The Ashes.
Na tych mistrzostwach zdarzyło się to jednak po raz pierwszy; wszystko rozstrzygnęło się w 39 seriach i 3 piłkach kolejnej; Tharanga zdobył 102 punkty, a Dilśan - 108; aż 21 to tak zwane punkty ekstra, przyznawane za rzucanie piłki w niewłaściwy sposób. Tak, Anglicy rzucali niechlujnie, słabo prezentowali się w obronie i - choć wcześniej dostarczyli mnóstwo emocji w meczach z Indiami, Irlandią, Afryką Południową oraz Indiami Zachodnimi - pożegnali się z turniejem w dość mizerny sposób.
Teraz się pochwalę, że moje wróżby zawarte na końcu tej notki były trafione, a w oczekiwaniu na szlagier Indie - Pakistan, dzień wcześniej, we wtorek czeka nas półfinał Sri Lanka - Nowa Zelandia. Jesscze nigdy w czołej czwórce mistrzostw nei było aż 3 zespołów z Azji Południowej; raz - w I MŚ w 1975 r. w półfinałach nie było ani jednego zespołu z tej części świata.
Inne tematy w dziale Sport