Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Fałszywy pechoprzynosiciel.
https://forum.gazeta.pl/forum/w,28,69355220,69355220,Charyzma_D_Tuska_wczoraj_przekonalem_sie_osobiscie.html#p69401867
Zwróć uwagę jaki to zadziwiający typ. Niby nic. Taki trochę sprzedawca polisolokat z rocznych zjazdów korporacji, który po udanym kongresie pędzi na meczyk przy winku, w towarzystwie sprawdzonych druhów. A jednak stał się naczelną postacią obozu "liberalnej demokracji" na długie lata. Wymiótł wszystkich dawnych udeków i ich następców, że o postkomunie nie wspomnę. Ukręcił to kompletnie z niczego....... Albo taki zdolny, w co słusznie nie wierzymy, albo......
https://wzzw.wordpress.com/2017/02/21/%e2%96%a0%e2%96%a0-bolek-ujawniony-czas-na-agenta-stasi-o-pseudonimie-oscar-%e2%96%a0%e2%96%a0/?
No tak, jako prezydent Rady Europejskiej pięć lat pensji EUR 300k rocznie, nieopodatkowanej w Polsce a tylko symbolicznie w Brukseli, rezydencja, kamerdyner, kucharz, kierowca plus wysoka emerytura po pięciu latach pracy.
- Zagryzienie najlepszej polskiej partii (jeśli nie europejskiej).
- Wystawienie Putlerowi polskiej elity
- Wprowadzenie do kanonu polskiej polityki zwyczaju obszczekiwania i obsikiwania nogawek konkurentów politycznych.
- Wyeliminowanie ze stada wszelkiej konkurencji.
- Doprowadzenie do podległości sąsiedniemu, silniejszemu stadu
- Przegnanie z rewiru osobników wrażego, zamorskiego stada, które było zagrożeniem w walce o pełnie władzy.
Dziś Oskar vel Pudelmelkel vel Tus(k), z czołobitnie podkulonym ogonem, oddał hołd faktycznym władcom stada.
Raczej nigdy więcej tego nie zrobię choć nie można odmówić mu pewnego polotu, będę się koncentrował na komentarzach jak do do tej pory. Są ciekawsze choć niewesołe w wymowie.
Po przeczytaniu komentarzy przypomina mi się pojęcie" dwóch minut nienawiści ",
tutaj zajęło mi trochę dłużej zapoznanie się to jakieś 5 minut nienawiści.
Osobiście uważam Tuska za nieoczywistego patriotę, po prostu nie mówi rodakom cacy cacy i nie głaszcze ich po główkach stawia pewne wymagania do których niedorośli a nawet ich nie rozumieją.
Ale cóż tekst nawołujący do nienawiści czego dowodem są komentarze jest promowany na salonie a Autor w swych "glosach" do komentarzy im basuje.
Nic tak nie ożywia salonu jak Tusk Że pozwolę sobie przerobić starą maksymę brukowców. Dajcie Tuska na pierwszą stronę. To parafraza innej zasady. Albo : to nie pies pogryzł Tuska tylko Tusk psa
"(...)niejaki Goldstein. To właśnie jego twarz ukazywała się na ekranie podczas ,,dwóch minut nienawiści". dwie minuty nienawiści - podczas których każdy obywatel miał obowiązek wykrzyczeć swój sprzeciw wobec jednostek łamiących prawo. Odpowiednio sterowany tłum wykrzykiwał obelgi pod jego adresem i w ten sposób umacniał się w swojej nienawiści do wrogów systemu"
To są „dwie minuty nienawiści”, obłudniku jeden? To pan nie widzi, co od 5 lat wypisują o politykach i wyborcach PiSu Polityka, Newsweek, NaTemat czy OKOpress? Czy tam też poświęca pan „pięć minut” na zapoznanie się z komentarzami?
Kolega zapomina, że każda osoba publiczna jest na celowniku opinii ludu a łaska tego ludu na pstrym koniu jeździ.
DT dobrze zaczynał, choćby przymiotnik "obywatelska", jego 3xtak itp - sam byłem pod urokiem (jestem z Wielkopolski) mimo ostrzeżeń prof. Jerzego Przystawy co do fałszywości intencji Głosiciela. Kto został raz "zdradzony" będzie dmuchał na zimne i dlatego na wybory nie chodzę, prezydenckie też (Niemcy tych drugich nie mają, bo po co - są po prosu mądrzejsi od PL).
Pozdr
Najlepszym świadectwem potencjału Tuska jest to co po sobie zostawił po własnej stronie politycznej sceny, a to resztki i plamy oleju. Swoją dawną formację tak wyjałowił z jakichkolwiek intelektualnych możliwości, czego symbolem stała się Ewa Kopacz i inni następcy, że za najlepsze teksty pochodzące z tej strony, trzeba uznać notki Starego i wierszyki Replaya. Reszta, autorstwa czołowych polskich opozycyjnych polityków, czy dziennikarzy nie nadaje się do czytania, bo zanudza na śmierć po piątym wyrazie pierwszego zdania.
Tak więc Tusk okazał się graczem groźnym dla obydwu bramek, ale znacznie bardziej dla własnej.
Nawet Pan nie zrozumiał tego, co napisałam. To Tusk miałby być Pana pucybutem, a nie odwrotnie. Oczywiście to ironia, tłumaczę, bo znowu Pan nie zrozumie. A Pana wpis przypomniał mi tekst z NIE, gdzie jakiś dureń raczył nazywać Jana Pawła II prostackim wikarym z Niegowici. Ten sam poziom wypowiedzi.
https://wpolityce.pl/polityka/146534-co-robil-tusk-13-grudnia-1981-pil-wodke-z-kolegami-internowany-nie-byl
https://www.polskieradio24.pl/7/129/Artykul/237712,Raport-to-walka-z-nieistniejacym-ukladem
13 grudnia 2007
Tak Donald Tusk wspomina wprowadzenie stanu wojennego: 13 grudnia tuż po północy wyszedłem z sali BHP Stoczni Gdańskiej, gdzie obradowała - ostatni raz, jak się wkrótce miało okazać - Komisja Krajowa Solidarności. Byłem wówczas dziennikarzem solidarnościowego tygodnika "Samorządność". Padał śnieg, szedłem do domu, myśląc o zbliżającej się Wigilii. 12 godzin później, obserwując z okien tramwaju czołgi i kolumny ZOMO, zastanawiałem się, jak przedostać się do Stoczni. Nie wiedziałem, co oznacza tak naprawdę stan wojenny, ale na wszelki wypadek mocno wyściskałem Gosię, moją żonę, potem pojechałem pozegnać się z mamą, zakopałem w pobliskim lesie kilka paczek "bibuły" i ruszyłem z moim przyjacielem Wojtkiem Dudą pod drugą bramę Stoczni. Nie była jeszcze otoczona przez ZOMO, więc bez trudu przedostaliśmy się na jej teren, gdzie garstka stoczniowców, pracowników Solidarności i studentów próbowała zorganizować centrum dowodzenia akcją protestacyjną. Dwa uczucia dominowały: zimno i strach. Nie przypuszczałem, że te pierwsze godziny stanu wojennego to zwiastun całej epoki beznadziei i przemocy. W jakimś sensie 13 grudnia trwał w moim przypadku 8 lat. Decyzja, żeby zostać w Stoczni okazała się wyborem życiowej drogi. Trudnej, czasem ryzykownej, wymagającej poświęceń bardziej od moich bliskich niż ode mnie. Drogi całego pokolenia. Nie żałuję tego wyboru. Nie dlatego, że finał okazał się szczęśliwy, ale dlatego, że nadał mojej młodości głębszy sens
https://wiadomosci.wp.pl/donald-tusk-wspomina-13-grudnia-6036205879534209a
7 marca 2007
13 grudnia, niedziela, około 11 rano włączyłem radio, potem telewizję. Nic nie grało. Przyszła sąsiadka z dołu i mówi, żebym się gdzieś zakopał pod ziemię, bo jest stan wojenny. W pierwszym momencie ucieszyłem się: teraz dopiero zawalczymy! Było w nas jakieś dziwne poczucie potęgi, złudne zresztą, jak się potem okazało. Afganistan, Ameryka, papież. Co oni w tej sytuacji mogą nam zrobią? Jedynym problemem dla mnie i kolegów było to, że Solidarność mędrkuje, a przecież komuny już nie ma... No i nagle komuna zapukała do drzwi.(...) Ja, kiedy tylko dowiedziałem się, że jest stan wojenny, pojechałem do MKZ. Tam powiedziano mi, że jest próba zorganizowania strajku w Stoczni Gdańskiej. Zebrałem kolegów i wieczorem poszliśmy do Stoczni. Jeszcze nie była obstawiona. Okazało się jednak, że strajk jest raczej umowny. W nocy, pamiętam, pojechaliśmy do kolegi, o którym wiedzieliśmy, że ma bilet do wojska. Ponieważ w pierwszych komunikatach podawano, że kto ma bilet i nie zgłosi się natychmiast do służby, zostanie rozstrzelany, kazaliśmy mu jechać do jednostki. I upiliśmy się na pożegnanie. W poniedziałek rano znowu poszliśmy do Stoczni – z pełnym przekonaniem, że przyjdzie nam zginąć – i siedzieliśmy aż do jej pacyfikacji.(...)
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/212470,1,tusk-donald.read