Wprawdzie to Końskie robią karierę jako centrum życia politycznego w Polsce, bo przecież to tam wygrywa się wybory, ale historycznie znacznie ważniejsze są pobliskie Radoszyce. W tej to bowiem miejscowości 16 listopada 1794r. przed kozackim atamanem ( a zarazem rosyjskim generałem ) Fiodorem Denisowem skapitulowały ostatnie oddziały Rzeczpospolitej, pieczętując jej ostateczny upadek. W radoszyckim obozie pozostawali najwytrwalsi obrońcy ginącego kraju, w tym generałowie: Romuald Tadeusz Giedroyć, Jan Henryk Dąbrowski, Franciszek Ksawery Niesiołowski i Ignacy Giełgud, pułkownik Franciszek Rymkiewicz i następca Kościuszki na czele Insurekcji - Tomasz Wawrzecki. Stan ducha wśród tych ostatnich walecznych najkrócej oddała taka relacja: "Wszystko było tak w rozpaczy i ogłuszeniu, że wcale jeden do drugiego nie przemówił".
Kapitulacja tych resztek powstańczych wojsk otworzyła drogę do trzeciego i ostatecznego rozbioru, którego symbolicznym potwierdzeniem była abdykacja Stanisława Augusta Poniatowskiego, dokonana 25 listopada 1795r., dokładnie w 31 rocznicę koronacji Króla. Za parę miesięcy będziemy mieli okazję do stosownych obchodów, bo jak pokazały ostatnie lata, nie potrafiąc godnie czcić "okrągłych" rocznic naszych powodzeń, może wykażemy talent do celebrowania wielkiej klęski. Powodów pewnie nie zabraknie, bo oglądając popisy głównego kandydata do urzędu prezydenckiego, wspieranego przez europejskich janczarów rodzimego pochodzenia, można mieć pewność, że kraj nasz znajdzie się pod koniec roku w ciężkim kryzysie.
Do już nagromadzonych przesłanek jego wystąpienia, objawianych w anihilacji struktur państwa, "końska debata" dorzuciła kolejne, w postaci słusznie podniesionych zarzutów co do jej podstaw prawnych i źródeł finansowania. W efekcie prawomocność wyborów prezydenckich, po prawdzie już wcześniej podważona przez działania koalicji rządzącej, odwołującej się do obcych potęg i wziętej na powróz przez anonimowych "europejskich" urzędasów, po piątkowych wydarzeniach odeszła w niebyt, nim wybory zdążyły się odbyć. Po prostu - ich wyniku nikt poważny nie będzie uznawał, a to już wprowadzi nas w bardzo poważny kryzys państwowości, bo przy wszystkich dotychczasowych wstrząsach, dojdzie jeszcze ten jeden główny - brak powszechnie poważanej głowy państwa.
Nie mam wątpliwości, że zwycięzcą wyborów zostanie ogłoszony Rafał Trzaskowski. Nie może być inaczej wobec logiki wydarzeń, z jaką od półtora roku mamy do czynienia. Układ rządzący zabrnął bowiem w tak strukturalne i oczywiste bezprawie, że te wybory są dla niego warunkiem przetrwania na wolności i dlatego zrobi absolutnie wszystko, żeby nie dopuścić przedstawiciela opozycji do objęcia urzędu prezydenckiego, a najłatwiej to osiągnąć na etapie liczenia głosów, potem trudności rosną. W tej sytuacji nie miejmy złudzeń, kogo owo "liczenie" uczyni zwycięzcą. Zresztą wynik już jest przygotowywany przez "sondaże" skręcone jak nigdy wcześniej co widać gołym okiem. Sam jednak kant, którego "końską" technologię mogliśmy podziwiać w piątek, to zbyt mało, aby domknąć system. Te obawy podnoszone licznie przez prześladowaną opozycję i tych Polaków, których jeszcze nie przerobiono na berlińskich janczarów, mimo wszystkich uzasadnień, mają jednak istotną bezpodstawność.
Systemu nie da się domknąć, dlatego że on już w tej chwili jest pod każdym względem skrajnie niewydolny i przy wszystkich swoich zewnętrznych grozach, przekształca się w kupę gruzu. Jak wielokrotnie podkreślałem w swoich historycznych notkach, Polska od kilku wieków jest co do zasady pozbawiona kultury państwowości, a ta ostatnia placówka Rzeczpospolitej w Radoszycach koło Końskich była tego braku zwieńczeniem. Dlatego wielkim paradoksem naszych dziejów jest to, że budowania instytucji bez jakich nie może funkcjonować wydajne państwo, doświadczyliśmy dopiero w ramach krótkotrwałego bytu konstytucyjnego Królestwa Polskiego ( w którego budowę wszyscy ci ostatni dzielni z Radoszyc, którzy 1815r. dożyli, byli czynnie zaangażowani ). I dopiero w Królestwie Polskim po raz pierwszy w naszych dziejach pojawiło się pojęcie nowoczesnego budżetu z jego twórcą Franciszkiem Ksawerym Druckim - Lubecki, który zapewniał rodaków, że z powodu finansów kraj nie upadnie i słowa dotrzymał. Twierdził przy tym, że finanse są duszą ciał politycznych i miał tu sto procent racji. Bez prawidłowej polityki fiskalnej, żaden kraj nie może istnieć.
Debata w Końskich pokazała tę tragiczną wręcz dezynwolturę kandydatów w kwestii sprawy podstawowej. Polska jest spłukana. My po prostu nie mamy pieniędzy i wszystkie wyborcze wzmożenia, bajki o domykaniu systemu niczego tu nie są w stanie zmienić to tylko pusta retoryka. Na wyścigach konnych, w czasach gdy grano na wielkie pieniądze i ustawiano gonitwy, w slangu graczy o "pudłowanym" koniu mówiono, że robił patataj. Teraz cała niemal klasa polityczna pozoruje wyścig, czekając na jakiś cud na zasadzie "deus ex machina". Niezależnie jednak kogo Gucio i Cezar, czyli Kalisz z Giertychem zatwierdzą na funkcję prezydenta, cały układ zostanie wessany prze wielką budżetową dziurę. Kadencja Andrzeja Dudy kończy się po wakacjach. Nim "zwycięzca" wyborów w osobie Rafała Trzaskowskiego ( który już chyba się zorientował jak wielką krzywdą będzie dla niego objęcie urzędu ) osiądzie na dobre na monarszym stołku, będziemy mieli rok 2026, na który trzeba będzie zaplanować niewykonalny budżet. A rok 2027 to już rok wyborczy. Żeby domknąć układ trzeba mieć środki, bez nich nawet generał Jaruzelski nie dawał rady. A ten co by nie mówić był jeszcze ulepiony ze starej gliny , przez poważne służby. Zgraja tych obecnych "dupiarzy" i ich celebryckiego zaplecza, może w obecnych warunkach tylko rozważać jak wysoko nad nimi jest dno, a nie marzyć o zamknięciu systemu. Oni już odebrali swoją nagrodę, tylko Polski szkoda. W każdym razie w listopadzie będziemy mieli jak znalazł okazję do celebrowania 230 rocznicy trzeciego rozbioru.
Inne tematy w dziale Polityka