Poszukiwaczom symboli i znaków w historii, trudno o lepszy okaz w ich kolekcji niż Kalisz. To nadal bardzo ładne miasto, ale jego stan obecny to tylko wspomnienie tego czym było w wieku XIX, leżąc na samej granicy Królestwa Polskiego i Prus, przez co rozwijało się w sposób zawrotny. Mamy tego ślad w "Nocach i dniach", zarówno w interesach Michaliny Ostrzeńskiej jak i późniejszej zagładzie w pierwszych dniach wielkiej wojny. Furia z jaką Niemcy zniszczyli Kalisz na początku sierpnia 1914r. mogła być spowodowana chęcią zatarcia pamięci o traktacie kaliskim z 28 lutego 1813r., zawartym między Rosją a Prusami, tworzącym podstawy trwającego blisko 100 lat ścisłego sojuszu między tymi państwami. Sojuszu potwierdzonego wkrótce małżeństwem faktycznego rosyjskiego następcy tronu, późniejszego cara Mikołaja I z córką pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III. Wszyscy rządzący potem Rosją Romanowowie byli potomkami tej pary, przez co kuzynami władających w Prusach, a potem w całych Niemczech Hohenzollernów.
W traktacie kaliskim car Aleksander zagwarantował restytucję Prus do stanu terytorialnego i demograficznego sprzed 1806r., ale tylko mówiąc po prawniczemu co do "gatunku", a nie "tożsamości", bo grał o Warszawę i panowanie Romanowów nad środkową Wisłą i tej zdobyczy wypuścić nie mógł. W związku z tym Fryderyk Wilhelm III uzyskał obietnicę "zadośćuczynienia", ale gdzie indziej, głównie kosztem Saksonii. Prusacy łatwo się z tym nie chcieli pogodzić, a ich główny negocjator pułkownik Karol Knesebeck proponował podział Księstwa Warszawskiego wzdłuż Wisły z pozostawieniem Aleksandrowi Warszawy na lewym jej brzegu. Car jednak grał w inną grę i uparł się przy tworzeniu Królestwa Polskiego, jako własności swojej dynastii. W tym momencie to akurat było dla pokonanych Polaków korzystne, choć sprawa tak zwanej linii Knesebecka wróciła potem w czasie wojny 1831r., gdy kolejne porażki Rosjan pobudziły Prusaków do złożenia im propozycji zupełnej likwidacji Królestwa Polskiego i podzielenia go wzdłuż owej linii. Mikołaj się nie zgodził, być może dlatego, że wówczas po stronie pruskiej zostałoby Księstwo Łowickie, osobista własność Romanowów.
W każdym razie od 1815r. granica między Rosją bezpośrednio i zależnym od Rosji Królestwem Polskim, a Prusami nie drgnęła. No może troszkę, bo jej delimitacja prowadzona ze strony polskiej przez Ignacego Prądzyńskiego trwała aż do 1821r. na skutek ciągłych sporów prowokowanych przez Niemców ( zagarnęli bezprawnie wiele terenów, w tym Pyzdry ). Ten stan równowagi między dwoma potęgami, osiągnięty kosztem Polski, był dla obydwu państw wielce korzystny geopolitycznie - Prusom umożliwił osiągnięcie hegemonii w Niemczech i ich zjednoczenie, Rosji ekspansję na jej głównym kierunku - czyli na południu, przeciwko Turcji, z głównym celem w postaci zajęcia Konstantynopola.
Zawalenie się tego układu w roku 1914, miało swojego proroka w Ignacym Prądzyńskim właśnie. W 1828r. będąc prywatnym więźniem Wielkiego Księcia Konstantego, który schował generała przed toczącymi się postępowaniami o zdradę stanu, ten genialny strateg napisał memoriał o przyszłej wojnie Rosji z koalicją Austrii, Niemiec i Turcji. Taki konflikt uważał za nieuchronny, a za jego główny warunek uznawał zjednoczenie Niemiec pod przewodnictwem Prus. Rozważania Prądzyńskiego do tej pory się nie zdezaktualizowały, a ponieważ stały się przedmiotem bardzo wnikliwych analiz na rosyjskich uczelniach wojskowych, to w oparciu o nie tworzono plany strategiczne, których finalnym efektem była mapa Sazonowa z 1914r., stanowiąca potem podstawę rozstrzygnięć poczdamskich.
Prądzyński uważał, że naturalnym kierunkiem ekspansji rosyjskiej, decydującym o randze tego kraju jest południe, z kluczowym znaczeniem Ukrainy, jako podstawy marszu ku Bosforowi. Jednak wszelkie rosyjskie operacje w tym kierunku, muszą mieć solidną osłonę od zachodu, bo wszystkie zakusy Romanowów w stronę Konstantynopola będą się spotykały z bezwzględną reakcją Niemców, jeśli tym w końcu uda się zdobyć dominującą pozycję w kontynentalnej Europie. Taką zasłonę może dać Polska, ale tylko jako kraj wystarczająco rozległy i samodzielny ( stąd postulat przesunięcia granic Królestwa Polskiego do linii Odry i Nysy ). Prądzyński jako Wielkopolanin łatwiej godził się na rezygnację z polskich interesów na wschód od Bugu, w zamian za rosyjskie wsparcie w sprawie przyłączenia do Polski Pomorza, Śląska i Wielkopolski. Sam proponował Rosjanom oddzielenie się od zachodu linią fortec, z głównym jej spoiwem w postaci twierdzy w Brześciu. Polskę w militarnym sojuszu z Rosją uważał za zdolną do wytrzymania uderzenia niemieckiego.
W 1828r. takie rozważania mogły uchodzić za fantazyjne, ale w zadziwiający sposób znalazły swoją materializację. Opierały się przy tym na dwóch głównych przesłankach, w dużej mierze wynikających z silnego wtedy w Królestwie Polskim, reprezentowanego głównie przez Stanisława Staszica nurtu "słowianofilskiego", u którego podstaw leżało kilka założeń. Po pierwsze - Polska uznawała się za trwale pokonaną na wschodzie, godząc się na hegemonię Rosji na wschód od Bugu ( z drobnymi korektami ). Za głównego wroga polskości, stwarzającego dla niej zagrożenie śmiertelne, uznawano przy tym Niemcy. Przy czym zamknięcie Niemiec w ich szczupłych jak na prezentowany potencjał granicach, wywoła ich frustrację i spowoduje agresję w naturalnym jej kierunku - na wschód i południe. To musi doprowadzić do starcia Rosji i Niemiec na dwóch głównych teatrach wojny, ściśle przy tym ze sobą powiązanych - na zachodniej Ukrainie i na Bałkanach. Zarówno przy tym Rosja, jak i Niemcy stoczą zaciekłą walkę o ujście Dunaju i o Konstantynopol. W tym momencie naturalnym wrogiem Niemiec stanie się co najmniej Francja, a Rosji Turcja i Iran. Bez sojuszu z Polską Rosja tego starcia nie ma szans wygrać.
Proroctwa Prądzyńskiego spełniły się po dziewięćdziesięciu latach, bo przez cały ten czas kumulowała się energia wielkiego rosyjsko - niemieckiego konfliktu, którego wybuch rozsadził i przemeblował cały świat. Z Polską po środku, czego symbolem w 1914r. stała się zagłada Kalisza, a w 1939r. pobliskiego Wielunia. Współczesna Rosja z tych faktów żadnego wniosku zdaje się nie wyciągnęła, nie mając dla nas żadnych propozycji. Tyle, że my też swojej historii nie znamy i znać nie chcemy. Jedynym interesem Moskwy na zachód od Bugu jest osłona swojego prawego skrzydła w walce o interesy na południu, bo tylko tam mają one charakter strategiczny. Tylko kierunek południowy może być dla słabnącej Rosji aktywny. Zachodni z definicji musi być bierny. Dlatego żadnego potencjału agresji Moskwy w naszą stronę nie ma, o ile sami go nie wywołamy, mieszając się w nie swoje sprawy. Choć oczywiście straszak w postaci "Ruskich" jest zawsze dobry i w Polsce skuteczny, a najskuteczniej posługiwał się nim Wojciech Jaruzelski. Płacimy za to do dziś.
Inne tematy w dziale Kultura