Być może pamiętają Państwo film, mocno dziś obciążający życiorysy żyjących jeszcze twórców. "Seksmisja" nie przeżyła się wprawdzie co do istoty przekazu, ale jednak zrobiła się nieco niewygodna jeśli chodzi o dekoracje i formułę opowieści o państwie totalitarnym, na tyle przynajmniej, aby skłonić reżysera do kajania się i publicznych przeprosin. Na szczęście nie da się dzieła wykreślić z historii naszej kinematografii, a wiele scen za nic nie chce się przedawnić. Choćby ta z sądu nad "samcami", gdy przewodnicząca temu zgromadzeniu "ekscelencja" się spóźnia. Co zaskakujące - jednak przeprasza, tłumacząc ten fakt awarią zegarka ( choć jak się w finale dowiadujemy zapewne przebywała zbyt długo w swojej luksusowej willi na powierzchni ). Żadna z uczestniczek, ani tym bardziej oskarżeni o niedostosowanie, czyli bycie białym heteroseksualnym mężczyzną, nie protestują i pomimo ewidentnej obrazy procedury, poprzez naruszenie wyznaczonych ram czasowych, cała impreza może się nie tylko rozpocząć, ale nawet zakończyć wyrokiem, skazującym podsądnych na naturalizację. I nic tu nie pomaga, nawet nieudolna próba przeprowadzenia dowodu na to, że Kopernik nie była kobietą. W świecie totalitarnym nie obowiązują bowiem żadne prawa, tylko wola "ekscelencji" i narracja. A ta opiera się na haśle "samiec twój wróg", nawet jeśli nie ma już żadnych innych samców, poza tymi dwoma wykopanymi przez archeologów ( lożki? ).
Film powstał w czasie schyłkowej, ale jeszcze bardzo realnie groźnej "komuny", zwiastując przy tym jej tragifarsowy koniec w postaci demaskacji "przebierańców" i powrotu normalności symbolizowanej przez ...., no mniejsza o to, ale ponieważ historia lubi się powtarzać, to w naszej nieudolnie budowanej "republice" pojawiły się "komisje śledcze" zmajstrowane na polecenie współczesnej ekscelencji w postaci znacznie mniej sympatycznego "przebierańca". Wprawdzie nikt przy zdrowych zmysłach nie podejrzewał tych gremiów, na czele z postaciami w typie słynnego europosła, którego samo nazwisko zdradza wielkie deficyty, o jakieś kompetencje, ale tego co zaprezentowała komisja Kluzik - Naleśnik - Sroka - Ćwik, nie spodziewali się nawet najbardziej nieprzejednani zwolennicy rządzącej zbieraniny.
Wprawdzie od zawsze tego typu ciała kojarzą mi się z drugą częścią "Ojca Chrzestnego", zwłaszcza z arcygenialną sceną gdy w sali przesłuchań zjawia się przywieziony z Sycylii brat głównego świadka oskarżenia i nie mówiąc ani słowa niweczy wszystkie wysiłki krwawego FBI, chcącego dopaść Michaela Corleone, ale jednak w naszych dziejach najnowszych zdarzały się sejmowe komisje śledcze, zdolne do realnego spojrzenia za kulisy władzy. Teraz to zaprzeszłość, bo ich cel właśnie został obnażony i nawet dyżurna prawnicza profestytura niewiele tu mogła poradzić, nie podejmując się obrony tego co zrobiła ekipa Kluzik - Naleśnik - Sroka - Ćwik.
Zbigniew Ziobro ma mocny argument w postaci orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, wprawdzie nie uznawanego przez rządzących, ale w istocie będącego niepodważalnym organem konstytucyjnym państwa. Jak widać pod rządami "ekscelencji" takie orzeczenie nie ma jednak żadnej wartości, przynajmniej w zakresie ochrony przed dysponentami policyjnych pałek. W tej sytuacji, jak uczą równoległe przykłady członiczyc rządu, powołujących się na przejęzyczenie ( powinno być przekartczenie ), albo naturalny rozjazd wyobrażeń o własnym wykształceniu, ze stanem faktycznym, skuteczniejszym argumentem od orzeczenia TK byłoby dla ministra Ziobry powołanie się na "stanięcie zegarka". I co wtedy? Tak swoją drogą, celem rozstrzygnięcia wątpliwości, warto by upublicznić stenogramy ze wszystkich posiedzeń "komisji śledczych" i tej od europosła "Deficyta", tej od jego kumpla "Basenowego", no i tej sroczej oczywiście, czy aby na pewno wszystkie przesłuchania świadków zaczynały się o wyznaczonej porze i czy w przypadku opóźnień, członkowie tych gremiów też w pośpiechu się ewakuowali, ratując swój bezcenny czas, aby móc go wykorzystać na konferencję prasową i bieganie po studiach. Gdyby z takich stenogramów wynikło, że sytuacja ze Zbigniewem Ziobrą była jednak ekstraordynaryjna, naturalną konsekwencją powinno być obciążenie wszystkich uciekinierów, kosztami operacji policyjnej, którymi chyba się nie przejęli. Wolno im marnotrawić publiczny grosz, bo "ekscelencja" rozkazał. Swoją drogą, budżet operacji "Ziobro" już chyba sięgnął kwot, równych tym, jakie obecny rząd przeznacza na "innowacje", przynajmniej te w zakresie szaleciarstwa.
Niedawno napisałem notkę, w której domagałem się ustąpienia posła Wiplera z tego grona i choć nadal mam wątpliwości czy powinien w komisji zasiadać, to jednak w ostatnich wydarzeniach pryncypialność przegrała z pragmatyzmem, bo dzięki temu, że publiczność miała tam "swojego człowieka", dostaliśmy informacje z pierwszej ręki, od wewnątrz pokazujące istotę państwa rządzonego przez "ekscelencję" i jego ekipę, nakręcaną przez dwóch adwokatów, będących karykaturami Gucia i Cezara. Państwa, które de facto i de iure przestało istnieć. W sensie faktycznym - nie będąc w stanie realizować podstawowych funkcji społecznych, czego najlepszym dowodem jest walka ze skutkami powodzi, w sensie prawnym - bo gdy organa administracji kwestionują istnienie sądów i trybunałów, to same przestają być prawomocne i to nawet nie subiektywnie, bo kwestionują, tylko obiektywnie - bo gdy "nie istnieją" instytucje , do których można się odwołać od postanowień administracji ( a jest to niezbywalne konstytucyjne prawo podmiotowe każdego obywatela ), to i sama administracja przestaje istnieć, bo wypada z porządku konstytucyjnego. Zostaje policyjna pała i tego nas nauczyła "operacja Ziobro".
Inne tematy w dziale Polityka