Opisywanie polskiej historii w mikroskopijnym stopniu obejmuje dzieje prawa i ekonomii z jak najgorszymi skutkami praktycznymi. Zarówno profesjonaliści jak i wciąż na szczęście liczni pasjonaci, posiadają ogromną wiedzę o przeszłości w zakresie politycznym i militarnym, potrafią opisywać bitwy w szczegółach dotyczących zarówno techniki jak i taktyki wojskowej, znają drobiazgowo życiorysy wodzów, dowódców i przywódców, ruchy armii i wielkich mas ludzkich, ale... Tak, są zazwyczaj bezradni w przyswajaniu i opisywaniu faktów natury prawnej i ekonomicznej, a przez to amputują je z przedstawianych wizji, zamykając w szufladzie "nie rozumiem", a przez to nie potrafią zrealizować tej podstawowej funkcji historii, jaką jest "nauczanie życia".
Wyobraźmy sobie taką sytuację, że wszystkie zobowiązania z tytułu "kredytów frankowych" zaciągnięte przez obywateli polskich, są aktywami jednego obcego państwa. Na przykład Niemiec, albo Rosji. Są przy tym niepodważalne, podlegają prawu wierzyciela, a ich zabezpieczenie stanowią nieruchomości obciążone stosownymi zapisami hipotecznymi. A przy tym są to dugi niespłacalne. Katastrofalna sytuacja dla Polski i jej systemu gospodarczego. Z taką właśnie, a nawet gorszą mieliśmy do czynienia w ramach tak zwanych "sum bajońskich", którym plastyczność języka pozwoliła przetrwać w mowie potocznej przez z górą dwieście lat. Rzadki to przypadek, gdy termin z dziedziny prawa i ekonomii zyskuje taką pojęciową trwałość, ale w tym wypadku to rzecz znamienna i uzasadniona.
Genezą owych monstrualnych kwot było zjawisko, które współcześnie określilibyśmy mianem "bańki spekulacyjnej". Wywołane było celową polityką administracji pruskiej dążącej do wywłaszczenia polskich właścicieli ziemskich, którzy korzystając z chwilowej koniunktury na produkty swoich gospodarstw, zadłużali się w pruskich instytucjach i bankach, chętnie udzielających kredytów w oparciu o sztucznie zawyżoną wartość nieruchomości. Gdy po katastrofie Prus w wojnie z Napoleonem w latach 1806 - 7 koniunktura runęła ( cena korca pszenicy spadła w roku 1808 czterokrotnie w stosunku do roku 1805 ), zadłużeni ziemianie nie byli w stanie obsługiwać nawet odsetek.
Wierzytelności wobec nich, na mocy traktatu w Tylży przejął Napoleon, po czym w wyniku konwencji bajońskiej, pozbył się ich za mniej więcej połowę nominalnej wartości, tyle że z koniecznością niemal natychmiastowej zapłaty gotówką. Na szczęście, mimo podjętej w dobrej wierze interwencji szefa polskiej delegacji Stanisława Kostki Potockiego, Cesarz zbył te aktywa nie bezpośrednio na rzecz rządu Księstwa Warszawskiego, tylko na rzecz króla saskiego Fryderyka Augusta I, od którego będące jego własnością Księstwo, miało te długi odkupić. Oczywiście tak się stać nie mogło bo zrujnowany kraj nie miał czym płacić.
Po katastrofie Napoleona i jego sojusznika Fryderyka Augusta, wraz z przejęciem przez Prusy niemal połowy Saksonii, "sumy bajońskie" wróciły do Berlina, jako wierzytelności króla pruskiego wobec obywateli powstałego właśnie Królestwa Polskiego. W ramach podpisanej 3 maja 1815 w Wiedniu umowy między Rosją a Prusami, kwoty te miał wykupić rząd Królestwa Polskiego, a ich bezsporną część określono na sumę 18,6 miliona złotych, czyli jakieś 40% rocznego budżetu wyniszczonego wojnami kraju. Szans na ich spłatę nie było żadnych, a sytuacja zadłużonych właścicieli ziemskich nie uległa poprawie, bo wprawdzie upadek Napoleona spowodował zakończenie "blokady kontynentalnej" i zniesienie barier handlowych na eksport polskich produktów rolnych, ale niemal równocześnie ich główny importer, czyli Anglia wprowadziła protekcjonistyczne "ustawy zbożowe" zamykające w dużym stopniu jej rynek.
A zatem większość polskich większych gospodarstw rolnych znalazła się w sytuacji beznadziejnej. Ich wierzycielem był król pruski, szans na spłatę długów nie było żadnych, a widoków na poprawę koniunktury w zasadzie też nie było, bo kraj pozbawiony dużych miast przemysłowych nie dysponował żadnym rynkiem wewnętrznym.
W tej sytuacji nikt w Polsce nie liczył na jakikolwiek sukces w pracach trójstronnej komisji likwidacyjnej ( z udziałem Austrii ) mającej dokonać rozliczeń długów Księstwa Warszawskiego. Stało się inaczej, bo delegatem Królestwa Polskiego był książę Franciszek Ksawery Drucki - Lubecki, którego działalność w tym zakresie jest godna laurów wodza, odnoszącego największe militarne zwycięstwa. Tylko, że nikt w Polsce o tym nie wie i wiedzieć nie chce.
Kwestia jest bardzo zawiła i trudna do objaśnienia w tak zdawkowym tekście, jednak wielce pouczająca, bo pokazująca jak człowiek pracowity, dobrze przygotowany i znający się na rzeczy, może z sukcesem działać w pozornie beznadziejnej sytuacji.
W skrócie tylko opiszę jak Książę sprawę rozegrał. Wszyscy zapomnieli, tylko nie on, że konwencje bajońskie były dwie, podpisane tego samego dnia. Pierwsza dotyczyła rzeczywiście "sum", druga miała charakter wojskowy. Księstwo Warszawskie oddało 8 tysięcy ludzi na żołd francuski, w zamian na jego terenie miał stacjonować zbliżony kontyngent wojsk saskich. Przejmując połowę Saksonii, Prusy przejęły też proporcjonalnie zobowiązania Króla Saskiego, nie mając świadomości, że z tytułu utrzymania tych wojsk i jeszcze tzw. "listy cywilnej" Fryderyk August ma zobowiązania wobec Księstwa. To je właśnie zinwentaryzował i obliczył Drucki - Lubecki i przedstawił Prusakom do potrącenia. Sprawa zakończyła się po różnych perypetiach w 1819 ( umowa z Prusami ) i 1821r. ( umowa z Austrią ). W efekcie startując łącznie z poziomu minus 40 milionów złotych, Drucki - Lubecki uzyskał skasowanie tych długów, plus jeszcze zobowiązanie Prus i Austrii do dostarczenia bezpłatnie soli o wartości 30 milionów.
Wierzytelności "bajońskie" zyskały status należności obywateli Królestwa Polskiego wobec ich własnego rządu. Aby dokonać ich rozliczenia w cywilizowany sposób, Drucki - Lubecki powołał Towarzystwo Kredytowe Ziemskie , działające formalnie aż do 1950r. przy ulicy Kredytowej w Warszawie.
O tej wielkiej wygranej Księcia nie ma w Polsce żadnej wiedzy, bo my w to nie umiemy. Nie wiążemy tego co się dzieje na polach bitew z tym, co w kasach i zapisach hipotecznych. Nie rozumiemy podstawowych pojęć prawnych, bo nawet 90% wykształconych "prawników" nie jest w stanie podać ani definicji umowy, ani warunków jej zawarcia. A te są dwa niezbywalne - autonomia woli i swoboda jej oświadczania. Tyle, że człowiek, albo kraj zadłużony, nie mający swobody dysponowania własnym majątkiem, podlegający obcemu prawu, nie ma żadnego z tych atrybutów. Tylko kogo to w Polsce obchodzi? Niedługo pewnie i sumy bajońskie znikną z języka zastąpione przez "sumy brukselskie", "sumy berlińskie", albo jakieś inne, znad żywych i martwych mórz.
Inne tematy w dziale Gospodarka