Choć wielkie wezwanie Tacyta aby historię opisywać sine ira et studio zwykło się w Polsce tłumaczyć jako "bez gniewu i uprzedzeń", to jednak nieco lepszą wersją przekładu jest mniej popularna "bez gniewu i sprzyjania", bo wyraz "studeo" przy całej swojej wieloznaczności przede wszystkim oznacza pozytywną gorliwość w zajmowaniu się jakąś sprawą. Dlatego coś studiując, często stajemy się "stronnikami" przedmiotu, tracąc z pola widzenia inne, nie mniej ważne okoliczności. I przed tym przestrzegał Tacyt, choć w żadnym razie nie przed analizowaniem szczegółów, z których można wyprowadzać prawomocne wnioski ogólne. I być może o ową pilność i uważność w badaniu zagadnienia chodziło twórcy postaci Sherlocka Holmesa, gdy pierwszemu opowiadaniu z cyklu nadał tytuł "Studium w szkarłacie".
Wprawdzie Artur Conan - Doyle był tylko popularyzatorem metody dedukcyjnej, a nie jej prekursorem, bowiem w literaturze z pewnością poprzedził go Edgar Allan Poe, a kto wie czy i nie nasz Henryk Nagiel, ale to jednak detektyw z Baker Street kojarzy nam się z typem wnioskowania, z drobnych i ledwo zauważalnych faktów, wyprowadzającym prawomocne ujęcia ogólne. Do wszelkich spraw powinniśmy zatem podchodzić jak Holmes, z gorliwością w zbieraniu szczegółów, ale w ramach tacytowskiej przestrogi, żeby nie popadać przy tym w stronniczość.
Współcześnie Holmes byłby bezradny wobec wszechogarniającej powierzchowności, w której obraz rzeczywistości kształtują nie fakty, tylko "opowieści" z obca zwane u nas "narracjami", wspierane siłą mediów, zdolną do wbijania ludziom w głowy przekonań, nie mających żadnych uzasadnień i nie pozostających w żadnych związkach przyczynowych. Teraźniejszość bez przeszłości z której wynika i przyszłości jaką ma poprzedzić. Dlatego żyjemy w świecie wiszącym w próżni, gdzie wszystko da się nazwać bez związku słowa z jego przedmiotem.
I dlatego rzeczy najwięcej mówiące i najlepiej świadczące o realnym układzie sił, są zepchnięte do takich zakamarków, w których nieliczni są je w stanie zauważyć i wyciągnąć prawidłowe wnioski.
Inwazja Napoleona na Moskwę skończyła się jak wiadomo pogromem jego armii zniszczonej przez rosyjską jesień, ale to jeszcze nie przesądziło o upadku Cesarza. Tu trzeba było kolejnych konsekwencji, uruchomienia lawiny niszczącej jego system. Pierwszy krok ku temu uczynił dowodzący pruskim korpusem posiłkowym pochodzący z kaszubskiej rodziny Jarken - Gustkowskich generał major Jan Dawid von Yorck, nawet nie tyle przechodząc na stronę Rosjan, ile "neutralizując" swoje wojska na dwa miesiące. W układy z pruskim dowódcą wdał się jeszcze w listopadzie 1812r. pozostający w służbie carskiej Filip Paulucci, włoski arystokrata, a wcześniej francuski oficer. On to za pośrednictwem wydającego w Rydze pismo "Der Beobachter" Carlieba Merkela informował Yorcka o faktycznej sytuacji na froncie, ostatecznie skłaniając go do odstąpienia sprawy Napoleona. Oczywiście czyn swojego generała Fryderyk Wilhelm III przedstawiał jako "dezercję", ale w istocie kontrolował sytuację poprzez majora Antona von Seydlitza. Ze strony rosyjskiej do negocjacji z Yorckiem wysłano słynnego potem von Clauswewitza, a ostateczne porozumienie podpisał Jan Karol von Diebitsch ( znany u nas jako Dybicz ).
Stosowną konwencję zawarto 30 grudnia 1812r. we młynie w miejscowości Poscherun ( Poniemuń ), obecnie Pożerunai na Litwie, kilka kilometrów od Taurogów ( stąd nazwa - konwencja w Taurogach ). Na wieść o odstępstwie pruskiego korpusu, Napoleon wypowiedział znamienne słowa "Dezercja generała Yorcka może zmienić politykę całej Europy". Rzeczywiście zmieniła, bo za chwilę całe Prusy stały już u boku Rosjan, niszcząc Cesarstwo i "wyzwalając" kontynent.
W miejscu , w którym stał ów młyn z inicjatywy Henryka Yorcka von Wartenburga, prawnuka generała, wybudowano pomnik upamiętniający początek rosyjsko - pruskiego braterstwa broni ( dwumetrowy granitowy sześcian ustawiony na czterech kulach ). W 1944r. Armia Czerwona mająca rozkaz całkowitego wykorzenienia Prus, zniszczyła ten obelisk, jak się jednak okazało nie na zawsze. Oto w 2012r. z inicjatywy Rotary Club w Taurogach został on odbudowany za pieniądze Unii Europejskiej, a napisy w trzech językach - litewskim, rosyjskim i niemieckim, przypominają o początkach "wyzwolenia Europy" spod napoleońskiej opresji. Co to jest Unia Europejska to wiem, kto są Niemcy, Rosjanie i Litwini, też wiem. Co to jest ten Rotary Club, to się tylko domyślam. Kim jesteśmy my, to pozostawiam bez komentarza, bo za wszystkimi naszymi wschodnimi granicami jest jak się obawiam dużo podobnych pomników do odbudowania i wzniesienia. I odbudują, oj odbudują.
Inne tematy w dziale Kultura