Nie wiem kiedy film będzie miał swoją premierę, choć tytuł sugeruje, że na przełomie września i października przyszłego roku. Zdjęcia do "Wielkiej Warszawskiej" intensywnie kręcono na służewieckim torze wyścigów konnych, a liczba użytych koni i statystów wskazuje na duży rozmach przedsięwzięcia, będącego ( podobno ) trzecią częścią tryptyku "Wielki Szu", "Piłkarski Poker" i "Wielka Warszawska" właśnie. Rzecz się dzieje w latach dziewięćdziesiątych, gdy rozplenione gangi najczęściej kojarzące się z nazwami miejscowości, czy też dzielnic z których się wywodzili ich szefowie, terroryzowały kraj, przy zupełnej bezradności państwa.
Przyglądając się z bliska pracom ekipy filmowej, a przy tym mając relacje z pierwszej ręki od bywalców toru, którzy zatrudnili się jako statyści i jeźdźców występujących w rolach dublerów, mam prawo przypuszczać, że film będzie dobry. Przynajmniej jak na obecne czasy, bo przecież co do poziomu naszej współczesnej kinematografii nie mamy i nie możemy mieć zbyt wielkich oczekiwań. W każdym razie dzieło ma podobno precyzyjnie oddać atmosferę miejsca i czasów, o których opowiada.
Miejsce znam niemal od dziecka, a czasy to akurat moment mojego wchodzenia w dorosłe życie, także to zawodowe i mimo, że lubimy wracać tam gdzie byliśmy, bo przynajmniej we wspomnieniach można jeszcze spotkać Tę dziewczynę z warkoczami, to w wypadku lat dziewięćdziesiątych bagaż wspomnień trzeba zdecydowanie nosić w dwóch walizkach. Zostawmy tę z dobrymi, jest ich wiele i to nie tylko związanych z chwacką młodością, ale też ową dzikością pionierskich lat III RP, mających przyznajmy swoje powaby. Ale też rewers w postaci ponurych "mafii" od najwyższych pięter niskich wtedy jeszcze szklanych wież, do tych tygli jak różne "Jarmarki Europa", "Manhattany", czy właśnie tory wyścigowe, kasyna, albo punkty bukmacherskie i piłkarskie stadiony.
Będąc naocznym świadkiem wielu wydarzeń, mogę potwierdzić słynne słowa Bismarcka o robieniu polityki, przy tym parafrazując je i rozszerzając na inne dziedziny. Nie, ludzie zdecydowanie nie powinni zaglądać za kulisy powstawania wielkich sław i wielkich fortun III RP, ani nawet czytać pochodzących z tych czasów akt sądowych. Odkrywanie korzeni zawsze wywołuje efekt spadających aureoli, ale w wypadku wczesnego postkomunizmu, zwłaszcza u nas, musi też skutkować ciężką niestrawnością, po nabyciu wiedzy kto? z kim? dlaczego? i po co? A krew się lała realnie.
Oczywiście takie wspominki obok rzeczywiście tragicznych, mają też swoje elementy komiczne, albo tragikomiczne, zazwyczaj wynikające z prób łączenia dwóch światów - "Siary" i senatora Ferdynanda Lipskiego. Bo takie sojusze były wtedy na porządku dziennym i choć wrażliwość na "co w trawie piszczy" już się wtedy Juliuszowi Machulskiemu przytępiała, to akurat tę nić jeszcze złapał.
Gdy afera zza kulis życia rodzinnego wielce uczonego wiceministra sprawiedliwości i jego niemniej utalentowanej małżonki niemrawo przewija się przez media, możemy sobie odświeżyć i wiadomości o tamtych czasach, tamtych związkach i ich zupełnie aktualnych i nieprzedawnionych skutkach. W następnych pokoleniach zbrodnie założycielskie poubierały się w dyplomy, garnitury i garsonki i nie musimy pamiętać o ich źródłach, zwłaszcza gdy młodzi są światowi, uśmiechnięci, wyedukowani i bezgranicznie uczciwi, szczególnie przy sprawowaniu publicznych funkcji, z woli nowoczesnych wyborców oczywiście.
Niestety, wiele wskazuje na to, że złe sny, które były jawą jakieś dwadzieścia kilka lat temu, a teraz są podstawą do scenariuszy filmowych, mogą wrócić do naszej codzienności, tylko że bardziej brutalne i z większą intensywnością. Rozwój gangów i mafii zawsze następuje w jednym środowisku. Braku państwowości. Gdy państwo jest słabe, jego struktury są zastępowane przez byty równoległe, same dyktujące i egzekwujące swoje specyficzne zasady. Dość dobrze pamiętam moment gdy ministrem sprawiedliwości został Lech Kaczyński, a ministrem spraw wewnętrznych Marek Biernacki, gdy polskie państwo na chwile postanowiło być silne i pewne rzeczy realnie się udały. Przynajmniej na tyle, że jak ktoś spokojnie chciał prowadzić kiosk z gazetami, budkę z zapiekankami albo naleśnikarnię - to mógł. Mógł też nawet zostawić samochód zaparkowany pod blokiem, bez specjalnego drżenia o to, czy rankiem jeszcze tam będzie stał. Teraz wahadło odbija w drugą stronę. Struktury państwa, a zwłaszcza wymiaru sprawiedliwości są niszczone przez bunt kast prawniczych, policja upada, a przeregulowanie wszystkich dziedzin życia powoduje zapaść całej struktury.
Spojrzawszy przy tym za wschodnie granice, wszystkie bez wyjątku dodajmy, gdzie już wzbiera fala zdemobilizowanych "frontowców" a rządzą zupełnie jawne bandyckie oligarchie, musimy sobie zdać sprawę jak wspaniałe warunki dla rozwoju wszelkich form przestępczości właśnie wytworzyliśmy - i tej zorganizowanej, i tej spontanicznej. Oni już mają zbrojne komanda, my Bodnara, Siemoniaka i zbuntowanych sędziów.
Obawiam się, że już niedługo filmy o starych gangsterach z podwarszawskich miejscowości będą zupełnie niewiarygodne ze względu na swoją łagodność.
Inne tematy w dziale Kultura