Z poprawnym zdefiniowaniem zbrodni doskonałej mamy zazwyczaj problem, ulegając potocznemu ujęciu, w którym za jedyną przesłankę owej doskonałości uznajemy bezkarność, wynikającą przy tym z odpowiedniego przygotowania sprawcy do popełnienia przestępstwa. Jego perfekcyjność polega zatem na zmyleniu tropów, ustawieniu świadków i zmistyfikowaniu rzeczywistości, tak aby zbrodniarza nie dało się wykryć, ująć i osądzić. Można też jednak zbrodnię doskonałą definiować poprzez jej zakres. Osiągnięcie takiego ekstremum grozy i nikczemności, że już nic ponad to. Pewnie przywołany przez Adama Mickiewicza w "Wykładach o literaturze słowiańskiej" sposób myślenia i działania Mongołów jest tu dobrą ilustracją - pokonać wroga, na jego oczach zgwałcić żonę, wymordować dzieci, a na koniec zadręczyć jego samego - taki schemat uznawali Tatarzy za doskonałość i choć z naszej perspektywy to słowo nieco nieadekwatne, to jednak oddające istotę rzeczy.
Jeśli ekstremalną grozę zbrodni, połączymy z jej perfekcją w zakresie uniknięcia kary, to mniej więcej zrozumiemy czym była najgorsza afera III RP, zorganizowana i przeprowadzona niemal wyłącznie siłami środowisk prawniczych, czyli "afera reprywatyzacyjna". Bo to nie tylko zwykła grabież kolosalnych majątków, to zbrodnia doskonała poprzez swoje ekstremum w zakresie obrażenia wszystkich zasad naszej cywilizacji i wepchnięcie wprost systemu prawnego w sferę zakreśloną przez radę mongolskich mędrców. Bo polscy prawnicy do azjatyckich wyobrażeń, dorzucili jeszcze jeden element - okradzenie ofiar i to w majestacie prawa, reprezentowanego przez najważniejsze instytucje demokratycznego państwa. W tym sądy, a może przede wszystkim one.
Pamiętamy jak po tak zwanym odzyskaniu wolności, zapewniano nas o tym jak to niezawisłość i niezależność sędziowska stworzy twarde podstawy uczciwego państwa, a wyroki sądów uznawano za nietykalne, nie tylko w sensie formalnym, gdy wyczerpywał się tryb ich zaskarżania, ale też społecznym, jako zestaw niepodważalnych wypowiedzi Państwa przez duże "P". Z wyrokami się nie dyskutuje słyszeliśmy i godziliśmy się na tę zasadę dającą się ująć w parafrazie starego rzymskiego przysłowia - głos sądu, głosem boga. I oto nagle wybuchła nam w rękach afera, która to wszystko wywróciła, odzierając całą kastę sędziowską ze wszystkich zawłaszczonych nimbów i pokazując jej bezbrzeżną nikczemność. Dlaczego?
Owo wielkie złodziejstwo, będące szabrowaniem grobów ofiar dwóch najbardziej zbrodniczych systemów w dziejach ludzkości, nie byłoby możliwe bez masowego udziału polskich sędziów, akceptujących pełnomocnictwa rzekomo wystawione gdzieś w świecie przez dawnych właścicieli nieruchomości. Polskie sądy, których rozstrzygnięć mieliśmy "nie komentować" nagle zaprzeczyły prawom biologii, z boską niemal mocą wydłużając życie ludzkie do stu kilkudziesięciu lat, ale też podważyły bezsporne wydawałoby się fakty historyczne, ustalając, że przeżycie okupacji niemieckiej w Polsce, jeśli się było Żydem posiadającym nieruchomość, nie stanowiło większego problemu. Właściwie na podstawie orzecznictwa polskich sądów powszechnych, można uznać, że wojnę przeżyło sto procent właścicieli warszawskich kamienic i to w zdrowiu pozwalającym na dożycie stu pięćdziesięciu lat.
Sędziowie wydający takie wyroki zhańbili cały stan , podobnie zresztą jak przedstawiciele innych zawodów prawniczych okradających groby ofiar wojny. Z tym, że akurat sędziowie noszą stosowne łańcuchy i mają moc rozstrzygania w imieniu państwa. A jak wiadomo łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo, co powoduje, że od czasu afery reprywatyzacyjnej ten noszony przez polskich sędziów nie ma żadnej wartości. Samo bowiem hańbiące orzekanie w sprawach indywidualnych nie daje podstaw do oskarżenia całego stanu sędziowskiego o skrajną nikczemność, ale tolerowanie i zapewnienie doskonałej bezkarności ludziom, którzy działając "w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej" wzięli udział w tej doskonałej grabieży mienia ofiar zbrodni - już tak. I właśnie na tym polega sposób działania "kasty stanu". Jeśli bowiem w jej szeregach pozostali sprawcy najdoskonalszej zbrodni, to właściwie każda inna, a już zwłaszcza drobniejsze przewiny, nie mogą kwalifikować do usunięcia ze stanu sędziowskiego, a zatem wszyscy jego "uczestnicy" nie ponoszą żadnego ryzyka przeniewierstw wobec złożonego ślubowania.
To jest oczywiście główna przyczyna zapaści polskiego wymiaru sprawiedliwości, ponieważ każda organizacja, w której usuwa się odpowiedzialność za czyny - po prostu upada i nie da się tego powstrzymać bez owej odpowiedzialności wprowadzenia. Z kolei każda próba poddania sądów jakiejkolwiek społecznej kontroli wywołuje wściekłą reakcję środowisk prawniczych, kierowanych przez mandarynów, czy też raczej "chanów" z profesorskimi tytułami.
Furia ta została zręcznie wykorzystana przez Donalda Tuska, słusznie przecież uważającego, że najdoskonalszym sposobem zemsty na politycznych oponentach, a przy tym najpewniejszym środkiem utrzymania władzy, jest poddanie ich wszystkich mocy wściekłych sędziów. Tusk, a raczej jego pełnomocnik, wskazuje ofiary, zapewniając przy tym egzekutywę, bo przecież sam wyrok czy postanowienie sądu nie mogą wisieć w próżni tylko muszą mieć realną moc zamykania za kratami, a sędziowie, już nie "rozgrzani" tylko ociekający śliną, czyli wściekli, zapewniają stosowne "orzeczenia". "Bumaga jest" i wszystko się zgadza, idealna symbioza, z genezą w postaci doskonałej zbrodni.
Taki stan rzeczy długo się ostać nie może, bo państwo jako organizacja nie ma żadnego sensu, ani celu istnienia, jeśli na swoim terytorium nie sprawuje "imperium", czyli nie jest w stanie wydawać, ani wykonywać rozkazów. Właśnie obezwładnianie państwa w tym zakresie to istota warcholstwa. Weszliśmy w fazę konfliktu o wymiar sprawiedliwości, pomiędzy społeczeństwem, niezależnie od poglądów politycznych chcącym aby on normalnie działał, a kastami prawniczymi i ich bezpośrednim oligarchicznym zapleczem, dążącymi do tego, aby ów system sprywatyzować, czyli wywrócić państwo. Tyle, że jeśli kosmos zamienią w chaos, to pierwsi padną jego ofiarą, bo po co komu prawnik, skoro w chaosie zawsze rządzi ten potrafiący mocniej i celniej przygwiazdkować, jak nauczał Thomas Hobbes.
A zatem owa symbioza wściekłych zemst, wprowadzająca system kar Tuska, mająca swoją genezę w hańbach sądowych, coraz bardziej odrywa się od gruntu, uderzając wprawdzie z pełną mocą w ludzi poddanych kafkowskim procesom, ale przy okazji wprowadzając niepokój w szerokich warstwach stanowiących zaplecze obecnie rządzących. I to pewnie zadecyduje, bo podważanie statusu sędziów uderza w strukturę państwa z taką mocą, że wszyscy bezpośrednio odczują tego skutki i świadomość takich konsekwencji zaczyna być powszechna "ponad podziałami". Zdaje się, że trzęsący się i sepleniący Donald Tusk, też należy do grona uświadomionych, a tym razem szczególny rodzaj wybitnej inteligencji jaką reprezentuje, może mu nie pomóc, w sytuacji gdy musi pożyczać prawie miliard złotych dziennie i to tylko na zaciąganie nowych zobowiązań.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo