Podobno niedługo przed swoją śmiercią w dalekim miejscu odosobnienia, Napoleon rozważał kwestie przyszłości, zastanawiając się, czy Europa będzie wolna, czy kozacka. Swojego wielkiego przeciwnika i pogromcę, Aleksandra I widział u schyłku życia w szczycie powodzenia, nie przypuszczając zapewne, że panowanie cara skończy się za niedługo, kompletnym załamaniem jego wielkich planów. Podniesione zostały potem przez następców, ale z dużo większą ostrożnością i marnym skutkiem, objawiającym się w dwudziestowiecznej Rosji nieprzerwaną niemal rzezią, niweczącą jej potencjał, jaki objawiała wchodząc na europejskie salony w czasach napoleońskich.
Na zadane przez Napoleona pytanie chyba najlepiej próbował odpowiedzieć Polak, Henryk Michał Kamieński, w swoim wydanym w Paryżu w 1857r. dziele, kompletnie dziś zapomnianym, co wystawia jak najgorsze świadectwo nie tylko naszym rodzimym myślicielom. Pisarz, którego ze względu na osobiste losy i rodzinne powiązania trudno uznać za sympatyka Moskali, wnikliwie opisując Rosję z punktu widzenie nieuprzedzonego zesłańca i człowieka walczącego z nią z bronią w ręku, postawił tezę, że kraj ten nie jest państwem w naszych pojęciach, podobnie jak Rosjanie nie są narodem w europejskim rozumieniu. I oni, i ich kraj - to żywioł. W tym zakresie od czasu wydania "Wstępu do badań nad Rosją i Moskalami", na wschodzie niewiele się zmieniło, natomiast u nas sytuacja uległa pogorszeniu. Bo o ile Kamieński mógł jeszcze uznawać, że Europę od tego dzikiego niemal kolosa oddziela wyraźna granica cywilizacji, o tyle my już takiego rozróżnienia czynić nie możemy. My też już nie jesteśmy żadną cywilizacją, tylko igrzyskiem nie mniej dzikich hord jak te kozackie, z tym, że inaczej ubranych, bo w garnitury i togi oraz posługujących się innymi nahajkami, dla niepoznaki zwanymi "praworządnością".
W tej sytuacji starcie między Rosją, Stanami Zjednoczonymi, a IV Rzeszą występującą pod nazwą Unia Europejska, rozgrywane na terytorium nieszczęsnej Ukrainy nie jest konfliktem wartości, tylko surową wojną gangów, o wpływy, władzę i pieniądze, a zatem każdy podejmujący próbę opisu tego zjawiska, musi odrzucić wszelką bezwartościową słowną ornamentykę, koncentrując się na analizie, kto komu chce wyrwać jakąś część ciała i dlaczego.
Pisząc o IV Rzeszy, której budowa właśnie przyspiesza, powinniśmy przypomnieć sobie o tych poprzednich, zwłaszcza pierwszej, trwającej przez wiele stuleci i zaduszonej przez zwycięskiego Napoleona w 1806r., gdy na jego żądanie Franciszek II Habsburg zrzekł się tytułu cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego oraz króla niemieckiego i zwalniał stany Rzeszy ze wszystkich zobowiązań.
W chwilę potem, prowokowane przez Napoleona, popychane przez Austrię i mamione gwarancjami rosyjskimi Prusy, wystąpiły przeciw Francji, załamując się w ledwie kilka dni. Wprawdzie Aleksander wysłał na pomoc Hohenzollernom swoje wojska, które pod wodzą Beningsena i Buxhoewdena twardo się postawiły Napoleonowi ( między innymi w bitwach pod Pułtuskiem i niezwykle krwawej pod Iławą Pruską ), ale to wbrew powszechnemu przekonaniu nie był główny teatr działań. Z wielu powodów Rosji zależało na złamaniu Prus, ale nie na ich całkowitym upadku, dlatego zostały przez Aleksandra podparte. Car wiele nie ryzykował, nawet wobec późniejszego tryumfu pod Friedlandem, Napoleon nie był bowiem w stanie przenieść wojny na jego terytorium, zatrzymując się na Niemnie, a wiele zyskiwał. Gdzie? No właśnie. Istnieje taka kraina historyczna, o nazwie Besarabia, panowanie nad którą zapewnia kontrolę ujścia Dunaju. To po większej części terytorium dzisiejszej Mołdawii, ale też Rumunii i Ukrainy. Od strony Rosji to klucz do Bałkanów, z ich głównym dla niej celem - Konstantynopolem.
Oto w listopadzie 1806r., w obliczu kompletnego załamania swojego pruskiego sprzymierzeńca, gdy Francuzi zajęli Warszawę, Aleksander rozkazuje swojej głównej armii zaatakowanie Turcji, poprzez zajęcie Jass, Chocimia i Bender. Wyzyskując alibi w postaci udzielenia pomocy Prusakom, neutralizując w ten sposób wszelki sprzeciw Anglii i Austrii, jasno daje do zrozumienia, gdzie leżą najżywotniejsze interesy Rosji - nad Morzem Czarnym, a punkt ciężkości jej wielkiego handlu, zaczyna przesuwać się na południe, czyniąc z założonej "na kamieniu" Odessy jedno z głównych miast Imperium. Wojna z Turcją, przerywana rozejmami, trwała do 1812r. i została zakończona pokojem w Bukareszcie, podpisanym 28 maja 1812r., tuż przed inwazją Napoleona na Rosję. To właśnie wracający znad Dunaju korpus admirała Pawła Cziczagowa miał zatrzasnąć Napoleona w pułapce nad Berezyną.
To zapomniane zwycięstwo Rosji, przyłączenie Besarabii i wyjście nad Dunaj miało swoje potężne konsekwencje, trwające po dziś dzień. Wprawdzie zdobycie Konstantynopola przestało być realne, a nawet potrzebne, bo wiele wskazuje na to, że po wielowiekowych zmaganiach Moskwa z Turkami wypracuje jakiś stan równowagi, ale wpływów na Ukrainie musi bronić do upadłego, o ile chce być postrzegana jako istotny światowy gracz. Inne rozwiązanie byłoby wyrzeczeniem się całej doktryny imperialnej budowanej od Piotra Wielkiego i konsekwentnie realizowanej przez kolejnych carów, obojętnie czy białych, czy czerwonych. Bez Ukrainy Rosja jest tylko księstwem włodzimiersko - suzdalskim, co ma dla jej oligarchów ogromne konsekwencje. W zakresie ostatnich zdobyczy nie cofną się nawet o krok, bo oddanie Krymu i Mariupola oznaczałoby utratę szlaku kaspijskiego, a nie po to wybudowano kanał Wołga - Don, aby tej ważnej drogi wodnej nie kontrolować. Tak jak Aleksander ryzykował w 1806 i potem w 1812r., aby tylko nad Dniestrem i Dunajem się zadomowić i utrzymać, tak Rosja i rządzące nią "rodziny" są gotowe do zapłacenia wysokiej ceny, za pozostanie przy ukraińskiej zdobyczy. Wiedzą przy tym, że ich oponenci, w przeciwieństwie do tych sprzed dziesięcioleci, są gotowi do płacenia tylko krwią Ukraińców, a nie własną. Co to oznacza dla Kijowa? W pierwszych miesiącach wojny wydawało się, że trwałe przesunięcie "Rusi" nad Dniepr jest przesądzone. Teraz perspektywa Ukraińców wygląda fatalnie. Stoją wobec alternatywy prowadzenia na zewnętrznej kroplówce wojny z wrogiem, który posunąć się nie może i położenia na szali własnej państwowości, zagrożonej nagłą implozją, albo dogadania się z Moskwą, co wiązać się musi z usunięciem rządzącej w Kijowie ekipy, a to jest chyba możliwe tylko w drodze jakiegoś odwróconego majdanu.
W każdym razie historia ostatnich trzystu lat Rosji to konsekwentny marsz na południe, a w tej chwili zagrożona jest cała "zdobycz" w tym marszu osiągnięta. Dlatego mimo wszystkich słabości Moskwa nie ustąpi, zwłaszcza, że wydarzenia planu ogólnego i szczególnego wskazują, że nie ma już przeciwnika w "zachodniej cywilizacji", bowiem ta przekształciła się w swoje zaprzeczenie zwane "demokracją liberalną", czyli formę koślawej tyrani, zarządzanej przez chłoptasi i naćpanych gangsterów.
Inne tematy w dziale Polityka