"Zapytano raz na radzie mędrców mongolskich , co jest największą rozkoszą w świecie? Sam chan odpowiedział: zwyciężyć przeciwnika , w oczach jego znieważyć żonę, pomordować dzieci i potem samego zamęczyć. Rada przyznała słuszność monarsze, bo to było pojęcie narodowe".
Autor tych słów, wygłoszonych z paryskiej katedry, choć wielkim poetą był, to w jednej osobie dzielił trzeźwość analityka, z kompletnym "wieszczym" oszołomieniem, pchającym go ku politycznemu zagubieniu, którego niestety obficie udzielił wielkiej rzeszy wyznawców. Żałować przy tym wypada, że świetna proza Adama Mickiewicza - bo o nim mowa - zawarta w "Rzeczy o literaturze słowiańskiej" , będącej cyklem wykładów wygłaszanych w latach 1840 - 41 w Kolegium Francuskim, nie miała praktycznie żadnego większego oddźwięku społecznego i w ogromnej większości pozostaje zapomniana. I zapewne to się już nigdy nie zmieni, bo w tym dość obszernym zestawie Mickiewicz dokonał , być może nawet jako pierwszy w sposób naukowy, obszernego porównania kulturowego styku dwóch światów - Azji i Europy, dokonanego przy tym ze znajomością rzeczy, bez gniewu i uprzedzeń, ale za to z umiejętnością budowania związków przyczynowych i badania struktur społecznych oraz ich koniecznych przekształceń pod wpływem uderzenia "wielkiego stepu". A tym rządzili przede wszystkim Mongołowie, wywierając kolosalny wpływ na ludy sąsiadujące i podbite, o wiele przy tym większy, niż główny nasz azjatycki wróg, czyli Turcja, nazywana też przez Mickiewicza "Kalifatem".
O ile jednak : "Turczyn także chciwy bogactw, łupieży , zaborów, nie pastwi się nad swoją zdobyczą, inaczej pojmuje rozkosz , lubi on próżniaczy spoczynek i słodkie dumanie", to już inaczej Mongołowie. Ci bowiem: "Nie mają żadnego poety, żadnego artysty. Jeden tylko w rzeczy sztuk należy im się wynalazek budownictwa: wieże stawione z ludzi żywych albo uciętych głów ludzkich zalewanych wapnem. Timur Leng własnymi rękoma pomagał mularzom w tej pracy". W konsekwencji : "Ani jeden z władców mongolskich nie miał ducha organizacyjnego; istotnie umieli oni tylko organizować narzędzia zniszczenia".
Przywykliśmy do przypisywania tej strasznej mongolskiej tradycji Rosjanom, długo pozostającym pod tatarskim jarzmem, zapominając, że najbardziej jednoznacznym dziedzicem chanów były Prusy, wywodzące się wprost z tradycji "krzyżactwa". Umyka nam często, że ów twór, tak tragicznie zapisany w dziejach świata, to jak na warunki europejskie państwo wyjątkowe, jedyne nie powstałe sposób naturalny, ale w wyniku najazdu, którego skutkiem było wymordowanie, lub wynarodowienie dotychczasowych mieszkańców. Kraj którego istnienie zawsze było oparte na podboju i eksterminacji, organizowanych przy tym na przyjętych wprost wzorcach mongolskich. To przeoczenie Prus jako państwa głęboko zakorzenionego w antykulturze "Tartaru", nie pozwala nam na właściwą ocenę z kim nam się przyszło mierzyć i jakie stosować środki obrony, bo oszołomieni stosowaną przez prusactwo , znaną spod Legnicy metodą tumanienia ( w sensie absolutnie dosłownym ) przeciwników, straciliśmy orientację i zmierzamy ku społecznej klęsce poganiani owym "bieżajcie, bieżajcie!" artykułowanym przez niemieckie media.
Pamiętać przy tym trzeba, że poza podbojem, od ledwie kilkudziesięciu lat nie mającym charakteru absolutnej rzezi, a prowadzonym obecnie przy użyciu niemilitarnych metod, nie istnieje żadna inna zasada rządząca tym dziedzictwem, bo: "Tatar na każdy dzień ma inne bóstwo: mniemanie dobrze wyrażające cześć tylko dla powodzeń każdodziennych. Ród ten zresztą może uchodzić za ideał ślepego posłuszeństwa, i to zdaje się stanowić całą zasadę jego organizacji społecznej. Mongoł wrodzonym instynktem zgaduje wyższość drugiego i poddaje się jej bezwarunkowo. Maksyma dyscypliny militarnej wyciągnięta z długiego doświadczenia, ze gdzie tylko znajduje się dwóch żołnierzy, jeden musi rozkazywać, drugi słuchać, jest u nich skutkiem skłonności naturalnej. Naczelnicy łączyli w sobie wszystkie wady i przymioty hord swoich. Każdy z nich rodził się filozofem. W nic nie wierzył, używał wiary jeśli tego było potrzeba".
Ten spadek po mongolstwie i prusactwie został przyjęty wprost przez współczesne hordy rządzące się zasadą bezwzględnego podboju, nie poprzestającego na przejęciu zasobów, ale motywowanego tez koniecznością osiągniecia największej rozkoszy na świecie , oczywiście "tak jak my ją rozumiemy", a jak kiedyś rozumiał chan. Przeciwnika trzeba nie tylko pokonać i zamęczyć, ale też jemu i wszystkim z nim kojarzonym odebrać godność i to przy użyciu najdalej idącej perfidii. W tym co widzimy obecnie jest nią ubranie najdzikszego "mongolstwa" w pozór wykonywania prawa, przez tatarską hordę, zwaną dla niepoznaki "zespołem prokuratorów", działającym na zlecenie średniej rangi "mongoła" używającego tytułu ministra sprawiedliwości, nadanego przez poważnych chanów, których ojcowie i dziadkowie, jeszcze nie tak dawno palili ludźmi w piecach.
Inne tematy w dziale Kultura