Spośród wszystkich afer i aferek III RP, ta ze skazaniem i aresztowaniem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, zrobiła na mnie największe wrażenie. Nie dlatego, że wiele innych, przykrytych już mgłą zapomnienia, miało mniejszy ciężar gatunkowy, albo charakteryzowało się mniejszym stężeniem podłości i patologii. Nie. Człowiek uważnie śledzący historię ostatniego trzydziestokilkulecia z pewnością znalazłby masę przykładów wydarzeń wstrząsających i to od szczytu władzy, po działalność lokalnych gangów, ale wątpię, aby znalazł taką ostentację, bezwzględność, a przy tym bezmyślność i chęć służenia cudzym interesom, w tak trudnej sytuacji międzynarodowej i w takim momencie dla Polski. Wydawało się, że nasze rozstanie z komunizmem, w ostatnich latach ręcznie zarządzanym przez generała Kiszczaka, gdy w wolnej Polsce wyrosły już dwa pokolenia ludzi nie pamiętających PRL, pozwoli zbudować w miarę sprawną republikę, o jasnych strukturach, przejrzystym ustawodawstwie i gwarancjach dla podstawowych praw obywatelskich, niezależnych od stanu, poglądów i organizacyjnej przynależności. Nic z tego. Na naszych oczach dokonał się dramat, pokazujący, że III RP to państwo, w którym bezprawie przebrane w togi i wyjące chórem prawniczych autorytetów stało się zasadą ustrojową. I w wielu aspektach zaświadcza o tym sprawa Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika.
W momencie gdy na tych dwóch ludziach popełniono zbrodnię sądową, będącą przy okazji zbrodnią na państwie, Łukasz Warzecha, jeden z nielicznych trzeźwych komentatorów, zamiast zająć się opisem istoty sprawy, jako bomby podłożonej pod fundamenty ładu republikańskiego, za najważniejszą rzecz uznał opisanie skazańców jako ludzi zasługujących na potępienie, choć ze wskazaniem wszystkich wątpliwości jakie budzi kwestia ich skazania i osadzenia w więzieniu. Moim zdaniem w tym historycznym momencie to poważny błąd, a przy tym wytwarzanie pozorów alibi dla władzy gwałcącej wszystkie zasady, na jakich powinien opierać się ustrój republikański.
Jak już napomknąłem w kilku komentarzach, Mariusza Kamińskiego miałem okazję poznać osobiście u schyłku lat osiemdziesiątych, gdy był jedną z najważniejszych postaci niejawnego NZS na Uniwersytecie Warszawskim. Z kontaktów tych wspomnienia mam jak najgorsze, choć zastrzegam, że to moja prywatna opinia, być może wynikająca z moich cech osobistych. W każdym razie, nie wdając się w szczegóły, mogę być wdzięczny , że skutecznie zniechęcił mnie do jakiejkolwiek aktywności politycznej, a wyniesione doświadczenia pozwoliły mi na szybkie i skuteczne zajęcie się tym, co okazało się w trakcie studiów i potem dla mnie najistotniejsze - nauką. Tym niemniej nie mam najmniejszego powodu do okazywania Mariuszowi Kamińskiemu cienia sympatii, choć III RP , skazując go w ohydnie ustawionym procesie , dała mi powody do okazania współczucia.
Przechodząc w tym momencie do tego, co się wydarzyło, a co umyka większości komentatorów, zagmatwanych w próby wyjaśnienia zawikłanych kwestii prawnych, zwracam uwagę, na rzeczy najistotniejsze, z których najważniejszą jest zniszczenie przez kastę sądowniczą, stojące z nią autorytety prawne i polityków - uczciwego sądownictwa w Polsce.
Zawsze twierdziłem, że niezależność i niezawisłość sądów nie jest samoistną wartością, a jedynie środkiem do celu, jakim w republice powinny być ich obiektywizm i bezstronność. Dla obywateli to są kwestie najistotniejsze, wyrażone w wizerunku Temidy z przepaską na oczach, sądzącej czyn , a nie człowieka. Temidy ślepej na to skąd kto jest, a ważącej sprawiedliwie to co zrobił. W sprawie Wąsika i Kamińskiego ta zasada rozpadła się w gruzy, bo ich proces od samego początku, aż do końca w postaci postanowienia o aresztowaniu był farsą, zorganizowaną przez środowiska prawnicze przy użyciu metod niegodnych i sędziów, którzy sprzeniewierzyli się konstytucyjnej zasadzie apolityczności. W pierwszej instancji działał Wojciech Łączewski, polityk w todze, złapany na fałszywego Lisa i dzięki temu będący już nie tylko faktycznie, ale też formalnie poza wymiarem sprawiedliwości. Okoliczności wydania tego wyroku, a zwłaszcza sporządzenia jego uzasadnienia, tak aby mimo spełnienia formalnych przesłanek, uniemożliwić oskarżonym realne prawo do obrony, spowodowały, że Prezydent przerwał sądową farsę, na etapie kiedy toczący się proces i tak stracił jakiekolwiek elementy praworządności. Nadający sprawie dalszy bieg SN i Sąd Okręgowy, zignorowały orzeczenia TK, doprowadzając do skazania, z pogwałceniem najważniejszej zasady procesu karnego, czyli wyrażonej w art. 5 par. 2 kpk konieczności rozstrzygania wszystkich, a zatem też prawnych wątpliwości na korzyść oskarżonego. Na koniec postanowienie o osadzeniu "skazanych" w więzieniu wydał człowiek mieniący się sędzią, który gdyby posiadał choć minimum cech dla sędziego koniecznych, sam wyłączyłby się od orzekania.
Jeśli w tak ustawionym procesie można skazać szefów służb, to każdy obywatel może paść ofiarą podobnej zemsty, tyle że po cichu, bez żadnego zainteresowania mediów i bez demonstracji "w obronie". To jest koniec republiki. Ale niemniejszym skandalem świadczącym wprost o upadku państwa jest fakt osadzenia szefów służb specjalnych kraju de facto prowadzącego wojnę, czyli ludzi posiadających wiedzę szczególną, istotną dla newralgicznych interesów państwa i jego sojuszników, w zwykłym więzieniu, z wyjącymi wrogo kryminalistami, pod nadzorem zwykłej służby więziennej. To samo w sobie jest czynem, za który odpowiedzialni ludzie powinni ponieść konsekwencje, podobne do tych, jakie się ponosi za zdradę stanu.
Jeśli przy tym skojarzymy , że sprawa zbiegła się z publikacjami NYT I WSJ, czyli najważniejszych amerykańskich mediów, dotyczącymi ujawnienia zaangażowania polskich służb w wysadzenie NS II, to mamy pełny obraz skali upadku naszych obecnych elit, nie potrafiących powstrzymać zemsty, na ludziach odpowiedzialnych za najważniejszą operację służb w III RP.
W tym kontekście wszelkie publikacje mające odmalować Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika w czarnych barwach są nie na miejscu, bo ludzie ci padli ofiarą ohydnej zemsty, kto wie, czy nie inspirowanej z zewnątrz. I choć z wieloma tezami dotyczącymi bardzo negatywnej oceny działalności obydwu panów, się zgadzam, to nie widzę teraz warunków do jej osądzania. Łukasz Warzecha przedstawił wiele argumentów wskazujących, że obydwaj szefowie służb nie zasługują na uznanie. Być może. Sam uważam przygotowaną przy ich udziale ustawę o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i wspieraniu terroryzmu za legislacyjną hańbę, jaka nigdy nie powinna mieć miejsca w kraju cywilizowanym i z powodu której na PiS nie głosowałem i nigdy nie zagłosuję, ale w tym konkretnym momencie i tych okolicznościach ważniejsze jest to, że obaj stali się ofiarami władzy, za nic mającej jakiekolwiek prawa obywatelskie. I to powinniśmy widzieć na pierwszym planie, bo tak wygląda nasze państwo, pozbawione atrybutów republiki.
Inne tematy w dziale Polityka