"WIELKA SALA TAMŻE" w takiej scenerii Szekspir umieścił drugą scenę trzeciego aktu "Hamleta". Moment kluczowy, demaskatorski, kumulujący całą akcję. Duński książę udając niezrównoważonego, prowadzi intrygę mającą na celu ujawnienie zabójcy ojca. Do tego celu używa teatralnej trupy, inscenizującej scenę morderstwa w ogrodzie, popełnionego na śpiącym królu poprzez wlanie trucizny do ucha. Zbrodniarzem okazuje się nowy monarcha, stryj i ojczym Hamleta w jednym. Scena wywołuje skrajne reakcje - zdemaskowany zbrodniarz krzyczy: Światła! Wychodzimy! potwierdzając tym samym swoją winę. Sam Hamlet na widok wzburzonego i przerażonego króla wypowiada słynne słowa, w kanonicznym tłumaczeniu Józefa Paszkowskiego brzmiące tak:
" Niech ryczy z bólu ranny łoś,
zwierz zdrów przebiega knieje,
ktoś nie śpi , aby spać mógł ktoś.
To są zwyczajne dzieje".
W istocie, to są zwyczajne dzieje, bo celne trafienie zmienia spokojność snu. Teraz to książę, wyjaśniwszy kulisy śmierci ojca, może odzyskać równowagę ducha, odbierając ją zranionemu królowi. Temu zaś nie pozostaje nic innego jak pozbycie się człowieka, tak skutecznie obnażającego nieprawości tronu. A zatem następuje scena trzecia rozpoczynająca się takimi słowami króla:
"Nie można mu dowierzać, nie byłoby nawet roztropnym , gdybyśmy mu dłużej wodze szaleństwa puszczać dali. Bądźcie więc w pogotowiu, skoro odbierzecie zlecenie już się przygotowujące. [.....] Dobro naszego państwa nie pozwala cierpieć takiej bliskości hazardu , na który jego wybryki z każdą chwilą bardziej nas wystawiają".
Jak widać w istocie władzy zmieniają się tylko dekoracje , ale treść pozostaje niezmienna - najbardziej winien jest demaskator, który zranił łosia ( w oryginale chyba jelenia ), albo publicznie ogłosił nagość cesarza. I choć wtedy zawsze padają pytania: szaleniec? prowokator? niedojrzałe dziecko? to nie mają one znaczenia, bo dla publiczności istotne jest tylko zerwanie kurtyny, a nie kto i jak to zrobił.
Może to być spowicie sejmowych pomieszczeń mgłą białego proszku, w wypadku czynu Grzegorza Brauna nawet dosłowne, albo cokolwiek innego , pozwalającego na wizualizację rzeczy przeczuwanych "o których nie śniło się filozofom", ale po zerwaniu zasłony - jak najbardziej realnych. A potem następuje ryk rannych łosi, albo jeleni.
Akcja Grzegorza Brauna takie ryki wyzwoliła i choć wśród jeleni określonego gatunku nie było to niczym zaskakującym, podobnie jak treść ich wrzasków, o tyle inni rogacze, w tym wypadku jeszcze dobrze nie opisani, zawyli najgłośniej. I o ile nie dziwią "ci co zwykle", choć trzeba przyznać , że i w tej kategorii wystąpiły pewne zaskakujące choć marginalne zdarzenia, jak choćby to z redaktorem Mazurkiem, który po przeprowadzeniu kilku tysięcy wywiadów z samym sobą, nagle pozwolił dojść do głosu zaproszonemu gościowi - temu sejmowemu rabinowi w kapeluszu, to postawa "zranionych łosi" z PiS - u mogła się wydać zaskakująca. Partia oskarżana o najbrunatniejszą formę faszyzmu nagle pryncypialnie zawyła przeciw antysemityzmowi, do tego stopnia, że były już minister profesor doktor habilitowany Przemysław Czarnek oskarżył z mównicy sejmowej semimarszałka Szymona Hołownię o tolerowanie antysemickich przemówień Grzegorza Brauna, polegających na złośliwym wymienianiu drugiego imienia Mateusza Morawieckiego ( Jakub, o ile pamiętam ). Sam poseł Czarnek nosi jak najbardziej słowiańskie imię i to takie co się zowie, bo w dosłownym tłumaczeniu na Grekę, to po prostu Prometeusz, a zatem nic dziwnego, że wymienianie imienia starotestamentowego wydało mu się antysemickie.
Skąd ten nagły pryncypializm? Ze zranienia łosia. Im bowiem bardziej, w trakcie swoich rządów PiS stawał się PiSikiem bez szemrania realizującym globalistyczną agendę i z zupełną bezradnością przyglądającym się akcjom typu "dym w kościołach" i destrukcyjnej anarchizacji kraju przez warcholskie watahy, tym bardziej wyborcy tej partii zadawali sobie pytanie o przyczynę. I kto wie czy paradoksalnie gaśnica posła Brauna rzucająca materialną mgłę białego proszku, nie rzuciła przy okazji najwięcej światła na wiele zaskakujących dotąd wydarzeń.
Wygląda na to , że stado zranionych rogaczy różnych gatunków, odzyskuje równowagę, choć i poseł Braun sprawia wrażenie zwierza zdrowego, przemierzającego knieje. Na razie wszyscy mają się za zwycięzców, semimarszałek Hołownia zarządził powtórną celebrę i dodał jej swoim majestatem tyle splendoru, że na jego widok ten drugi rabin, w mycce, uderzył się w głowę o świecznik Asystujący wydarzeniu Andrzej Prezydent Duda też starał się wznieść na wyżyny powagi, ale nie zupełnie skutecznie. Marszałek Kidawa - Błońska wyglądała jak zwykle, więc nie da się tego opisać. Cała uroczystość wyglądała trochę jak wręczenie paszportów prezesowi Ochódzkiemu w "Misiu", ale generalnie uznano ją za sukces. Z kolei poseł Braun zyskał gigantyczną rozpoznawalność w sieci, doczekał się dytyrambu na swoją cześć i rozdaje gaśnice ze swoimi autografami. Zwierz zdrów przemierza knieje.
Najbardziej ucierpiał PiSik, który zaczynał jako PiS, a skończy pewnie niedługo jako PiSiunio, bo do odgrywania roli jelenia, łosia, czy innej rogacizny, nie brak w Polsce lepszych kandydatów.
Inne tematy w dziale Polityka