kelkeszos kelkeszos
2102
BLOG

Gotowanie na zimno, czyli ruska wojna cz. III

kelkeszos kelkeszos Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 132

Jednym z najbardziej dojmujących nieszczęść współczesnej Polski jest nieumiejętność korzystania z własnych zasobów, co szczególnie objawia się w dziedzinie nauk historycznych i społecznych. Utytułowani mędrcy, nie wychodzący ze studiów telewizyjnych i gadający godzinami w swoich internetowych programach, po większej części nie są w stanie zacytować niczego z dorobku własnych rodaków, obficie racząc nas streszczeniami przemyśleń wielkich sław międzynarodowych. To wyjątkowa sytuacja, dająca się wprawdzie wytłumaczyć naszymi dziejowymi nieszczęściami, ale nie dająca się usprawiedliwić. A co najgorsze - mająca ogromny wpływ na dość powszechną nieświadomość własnej siły i mocy. 

W konsekwencji nieodmiennie działamy wyłącznie jak  automat, a nasza polityka zagraniczna zależy wyłącznie od autorów programu, a nie od nas samych. Bowiem na samodzielność zdobyć się nie umiemy, a poza pewne ograniczenia nasze elity przywódcze nigdy nie wyjdą. Mieliśmy pomysł na wstąpienie do NATO i UE i na tym koniec historii. Dalej nie wypłyniemy, choćby te dwie organizacje stały się bezradne , niewydolne i rażąco dla nas szkodliwe. Unia Europejska już jest antyrozwojowa, NATO na szczęście jeszcze spełnia swoje funkcje, przynajmniej na zasadzie odstraszania.

Nie łudźmy się jednak, coś tak okrzyczanego jak "równowaga polityczna", zapewniająca jakąś trwalszą stabilizację w przestrzeni międzynarodowej nie występuje i każdy polityk opowiadający o trwałości sojuszy i niezmienności warunków zewnętrznych trwania własnego państwa, winien być trzymany z dala od jakiegokolwiek wpływu na jego funkcjonowanie. Być może najlepiej opisał to zjawisko Hugo Kołłątaj w swojej pracy "Uwagi nad teraźniejszym położeniem tej części Ziemi Polskiej, którą od pokoiu tylżyckiego zaczęto zwać Księstwem Warszawskim". Wybitny ten umysł nie miał złudzeń co do zasad polityki międzynarodowej:

" A wtedy gabinety zatrudniały się iedynie około utrzymania równowagi politycznej, tego to uroionego układu który na pozór wszyscy utrzymać pragnęli względem innych, będąc zawsze gotowymi naruszyć go , ileby do tego nastręczała się sposobność: bo któryż z panujących nie myślał o tem iedynie, aby mógł wygórować nad innych?" Święte słowa, szkoda, że nie zanotowane w polskiej świadomości.

A zatem naturą państw jest ekspansja i kto tego nie rozumie, powinien się trzymać z dala od polityki. Tym samym każdy uczestnik gry międzynarodowej, reprezentujący jakąś społeczność, musi umieć prawidłowo definiować jej cele, rozpoznawać zagrożenia i umieć im przeciwdziałać. To mniej więcej racja stanu. Organizacje nie potrafiące tych pryncypiów określać, trudno nazwać państwami. I najlepszym przykładem jest tu Rosja. Na drugim biegunie znajdują się Stany Zjednoczone, potrafiące w sposób mistrzowski określać i realizować swoje cele, do tego stopnia, że z kraju słabego i niezbyt ludnego , liczącego u schyłku wieku XVIII niewiele ponad 5 milionów mieszkańców ( nie licząc Murzynów ) , ledwie kilkanaście dekad później stały się największą światową potęgą.

Światowa ekspansja Stanów Zjednoczonych, zawsze przy tym prowadzona w imię niesienia wolności i demokracji, dokonywała się kosztem zwijania imperiów kolonialnych - francuskiego, brytyjskiego i hiszpańskiego. Jednak prawdziwą wielkość i niekwestionowaną hegemonię Amerykanie osiągnęli w wyniku wojny ze Związkiem Radzieckim, w której zmierzyły się dwa kraje ogromnie bogate, ale o zupełnie nieproporcjonalnej zasobności. Bo gdyby Rosja wykształciła zasoby pozwalające na eksploatacje swoich niezmierzonych bogactw, byłaby przeciwnikiem niemal niepokonanym. Tak się jednak szczęśliwie nie stało i starcie tych potęg, z których jedna była ponurym żywiołem, a druga perfekcyjną organizacją równoważącą wolność jednostki i interesy wspólnoty, zdecydowanie wygrały Stany. Zimna wojna to kolejna klęska Rosji, obnażająca wszystkie jej odwieczne słabości i kumulująca całą niewydolność wschodniego żywiołu, w tym wypadku zaprogramowaną, bo przecież gdyby nie wsparcie Stanów ( przypominam tu postać Armanda Hammera ) Bolszewicy swojej rewolucji pewnie by nie wygrali. Ale wygrali co w Rosji przekreśliło wszelkie szanse stania się państwem, a Ameryce otworzyło nieznane wcześniej możliwości geopolityczne.

Jak precyzyjnie wskazał kolejny nasz niedoceniany rodak - Hipolit Gliwic, w swoim trzytomowym cyklu "Podstawy ekonomiki światowej", przed I wojną światową Stany Zjednoczone były importerem kapitału neto. Po tym konflikcie - największym jego eksporterem. Dogrywka, w postaci II wojny, tę sytuację jeszcze pogłębiła, a wpuszczenie sowieckiego żywiołu do środka Europy, całkowicie uzależniło Stary Kontynent od hegemonii Ameryki. Przy czym ów sowiecki żywioł, choć formalnie groźny i ponury, nie posiadał żadnej realnej siły i skończył tak jak zawsze kończyły się ruskie wojny - klęską, degeneracją struktury i koszmarnym kryzysem wewnętrznym.

"Największa katastrofa geopolityczna XX wieku " w postaci upadku Sojuza, przebiegła zadziwiająco. To chyba jedyny przypadek w historii, gdy rozpad wielkiego mocarstwa przebiegł tak bezkrwawo. Trzech facetów spotkało się w leśnej daczy, popili, pojedli, pogadali i podpisali. Znam co najmniej kilkanaście spraw rozwodowych, które wyzwoliły o wiele większe napięcia. Niewiele lat wcześniej Sowieci brutalnie dławili zrywy wolnościowe na Węgrzech i w Czechosłowacji, straszyli Polskę, aby u schyłku lat osiemdziesiątych machnąć na wszystko ręką i wycofać się do granic znanych Rosji za Piotra I. W kategoriach fizycznych to rzeczywiście gigantyczna katastrofa, na dodatek prawie bez wystrzału, okraszona tylko lokalnymi wojenkami, w nikomu wcześniej nieznanych regionach. Czym bowiem był rozpad Związku Sowieckiego w porównaniu z rozpadem Jugosławii? 

I oto po trzydziestu latach nastąpiło coś dziwnego. Dwa największe i niewiele się różniące postsowieckie kraje, tak samo zoligarchizowane, skorumpowane i de facto mówiące tym samym językiem, splątały się w bardzo krwawym zwarciu. Zastanawiając się dlaczego, przypomnijmy sobie księdza Kołłątaja - nie ma żadnej równowagi politycznej, a każda słabość przyciąga drapieżników, bo każdy władca chce "wygórować" nad innymi. Zdaje się , że występowanie Rosji w roli syndyka masy upadłości po Związku Radzieckim przestało komuś odpowiadać, bo wyrosły nowe siły, zarysowały się nowe wielkie konflikty o światową hegemonię i wyrywanie sobie wpływów w newralgicznym miejscu na styku Azji i Europy, spowodowało, że Wielki Step znów jak zwykle zalał się krwią. 

Mieliśmy w swoich dziejach aż za wiele ostrzeżeń, żeby się tam nie pchać, tylko dbać o spójność i swoistość własnej struktury, z którą przyszliśmy na polityczny świat. Pamiętajmy o tym.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (132)

Inne tematy w dziale Polityka