Wielowiekowa dwujęzyczność naszej kultury dała nam wielki potencjał językowy, bo polski okazał się językiem bardzo plastycznym, z łatwością przyswajającym obce wyrazy, niejednokrotnie tak wrastające w jego tkankę, że współcześnie nie zauważamy obcości pochodzenia jakiegoś słowa, używając je powszechnie i z łatwością. Tak jest ze studiowaniem, dla którego nie mamy już nawet precyzyjnego synonimu, tłumacząc ten wyraz raczej opisowo niż jednoznacznie. Bo wiemy co to studium, a już zwłaszcza kim jest student, ale badanie istoty pojęcia tak zadomowionego w polszczyźnie wymaga już większego wysiłku. Pisał Tacyt swoje "Roczniki" sine ira et studio, czyli bez gniewu i sprzyjania ( stronniczości ), bo tak owo "studio" przełożono. Da się jeszcze inaczej, bo w tym wypadku mamy do czynienia z wieloznacznością. Bo jednak pierwotnym znaczeniem jest tu chyba coś, co określamy mianem gorliwości , prezentowanej jednak w konkretnym celu - zdobywania wiedzy w jakiejś sprawie, czyli czynności, którą da się też nazwać zgłębianiem tematu, poznawaniem wszystkich przesłanek i okoliczności sprawy, oddawaniem się jakiejś dziedzinie, przejściem na jej "stronę". Zatem studium będzie w tym wypadku dokładnym i szczegółowym opisem. Zdarzenia, lub zestawu zdarzeń, które naniesione na oś czasu dadzą nam epokę. I o ile zadaniem historyków jest opisywanie po tacytowsku epok minionych, o tyle ze studiowaniem czasów w jakich żyjemy winniśmy sobie radzić nie tylko przy pomocy badaczy przeszłości.
I tu mamy problem, bo żyjąc w III RP nie doczekaliśmy się żadnego studium o jej istocie i to w żadnej dziedzinie. Nie sprostali bowiem wyzwaniu ani ludzie nauki, ani ludzie kultury. Ci ostatni to już zupełnie i prawdopodobnie ubiegłe trzydziestolecie, będące w końcu czasem fenomenalnych niemal przemian, pozostanie pozbawione jakiegokolwiek trwałego śladu w kinie, teatrze, czy literaturze, dającego pojęcie o ludziach i czasie , w którym żyli.
Być może impresyjną odpowiedź na to dlaczego tak się stało i dlaczego o korzeniach III RP realnie wiemy tak niewiele, daje pewien plakat, od niedawna pojawiający się gdzieniegdzie w miejscach publicznych. To właściwie nawet nie plakat, tylko powiększone zdjęcie Leszka Millera i Włodzimierza Cimoszewicza podpisujących traktat akcesyjny z Unią Europejską. Studium w plakacie. Nieprzypadkowo pewnie pierwsza opowieść o Sherlocku Holmesie odwołuje się w tytule do tego łacińskiego pojęcia. Bo słynny detektyw jest bardzo dokładny, gorliwie zgłębia ( studiuje ) każdy szczegół, aby z tego wyprowadzić nie dające się obalić wnioski ogólne. A my widząc taki plakat też możemy się pokusić o analizę, czym jest i skąd się wzięła III RP i dlaczego pilnie musimy budować czwartą.
Prawdę powiedziawszy , gdy pierwszy raz zobaczyłem owo "dzieło" sztuki propagandowej, przylepione do jakiegoś warszawskiego przystanku, skojarzyło mi się natychmiast ze słynnym zdaniem "Kiedy zachodziło właśnie gorące wiosenne słońce, na Patriarszych Prudach zjawiło się dwóch obywateli". Nie żebym któremukolwiek życzył wpadnięcia pod tramwaj, albo dekapitacji w innych okolicznościach, ale żaden z owych dwóch jakiejkolwiek sympatii wzbudzić nie może, nie wiem zatem co ów plakat ma propagować. Chyba nie osobiste życiowe wybory tych jegomości, tylko ich dzieło w postaci umowy stowarzyszeniowej z "Europą", będącej zwieńczeniem innej, zawartej w Magdalence. Bo to w tej podwarszawskiej miejscowości odegrano najważniejsze sceny przedstawienia "upadek komunizmu w Polsce", będącego zresztą częścią szerszego planu. Trzeba przyznać, że realizatorzy całego spektaklu byli ludźmi bardzo zręcznymi, przynajmniej w tworzeniu i prezentowaniu szerokiej publiczności nieodzownych w takim "teatrum" atrap.
I stąd pewnie wynika ów dojmujący deficyt "studiów" nad III RP, bo gdybyśmy mieli zdefiniować ten twór nie jako Nasz Kraj, tylko jako system społeczny i polityczny na Polskę "naniesiony", to starczyłoby jedno słowo. ATRAPIA. A do opisywania atrapii nikt się nie pali, bo w większości wypadków, taki badacz, czy "student" musiałby odkryć własne umocowania i korzenie, w pojęciu normalnych ludzi nie nadające się na plakat , albo okładkę. Nie wszyscy ludzie są jednak normalni, co w konsekwencji objawia się "na mieście" w różnych formach, także poprzez zalepianie przystanków komunikacji miejskiej podobiznami owych dwóch "ojców założycieli" naszej bytności w Unii Europejskiej, w której zresztą świetnie się urządzili, podobnie jak świetnie byli urządzeni i w PRL i w III RP. Tylko czekać, aż pojawią się plakaty z magistrem Aleksandrem Kwaśniewskim podpisującym "otuę".
Niestety, owe zdjęcia muszą nam wystarczyć jako "studium", bo na takie z prawdziwego zdarzenia jeszcze długo nikt się nie zdobędzie. Mamy zatem zamknięty w plakacie obraz czystego zła. Nie musimy dzięki temu wysilać naszych możliwości na jakieś szczególne dedukowanie, bo wszystko po prostu widać. Trzecią RP zorganizowali nam komunistyczni aparatczycy , tworząc atrapię w każdej dziedzinie, bo pamiętajmy "nemo plus iuris ad alium transferre potest quam ipso habet". Nikt nie jest w mocy przenieść na innych ponad to co sam posiada. Co zatem mogli wnieść do III RP tacy ludzie jak Miller, Cimoszewicz, czy Kwaśniewski , albo co mogli dać "nowej" Polsce ludzie, którzy z ekipą Jaruzelskiego usiedli nie do negocjacji, tylko do "okrągłego stołu"? Bo przecież w owej arturiańskiej symbolice o to właśnie chodziło. Wszyscy jesteśmy równi. W tym wypadku okazało się , że wszyscy byli "od macochy", ale co gorsza tę koncepcję "równości" przeniesiono na każdy poziom i na tym samym stopniu moralności postawiono oprawców i ich ofiary, ludzi szlachetnych i nikczemników. I tak już zostało, przez co wciąż żyjemy w atrapii.
I dlatego cały wysiłek osób chcących normalnej Polski winien koncentrować się na demaskowaniu i zwalczaniu tych nieznośnych imitacji, najczęściej przy tym konstruowanych przy użyciu dykty, lub podobnych materiałów, bo w większości wypadków starczy trochę postudiować, dla szybkiego zorientowania się z kim lub czym mamy nieprzyjemność.
Inne tematy w dziale Polityka