Z jakichś tajemniczych powodów tak zwana literatura dla dzieci i młodzieży rzadko jest przedmiotem badań fachowców, a jej najwybitniejszych twórców próżno szukać w poważnych "historiach", "dziejach", czy "antologiach". Nie są honorowani nazwami ulic, czy placów, a jeśli już to wyjątkowo nieproporcjonalnie. Nieproporcjonalnie do wpływu jaki wywierali ( wywierają ? ) na kształtowanie swoich odbiorców. Bo jestem przekonany, że pokolenia wychowane w czasach, gdy czytanie było czynnością powszechną , a dla dobrej książki zarywano noce, mają w swoich zasobach całą masę dzieł takich autorów jak Makuszyński, Bahdaj, Nizurski, Nienacki, czy Brzechwa i można tu spokojnie postawić tezę, że kto w dzieciństwie nie recytował wierszy tego ostatniego, nie czytał ( albo choć nie oglądał ) Bahdaja , ten "na dorosłość" jest świnią , lewicowym intelektualistą, albo menadżerem wysokiego szczebla w międzynarodowej korporacji.
Natury jak wiadomo nie da się oszukać i wyrugowanie z człowieka skłonności do grzechu nie jest możliwe, ale w sytuacji gdy powszechność "źle czynienia" staje się nieznośna , szczególnie w sferach ludzi decydujących o naszych losach, instynktownie szukamy oparcia w prawdzie, która wbrew pozorom zawsze jest prosta. Najbezpieczniej sięgnąć wtedy do Ewangelii , co warto nieustannie zalecać, jednak dobrych pisarzy dla dzieci, czyli tych instynktownych nosicieli prawdy, też czasami można sobie w pamięci odświeżyć. Z zyskiem.
Przy tym z pewnością poświęcenie paru minut na przypomnienie sobie kilku wierszy Jana Brzechwy jest znacznie lepszą inwestycją niż oglądanie tysięcy minut programów z dyskutującymi politykami, perorującymi mędrcami , a już zwłaszcza tych prowadzonych przez "dziennikarzy" "wolnych mediów", non stop przekonujących, że Polak dziki, Polak zły, Polak ma bardzo ostre kły, a Europa to kura samograjka znosząca złote jajka.
Różnica w lekturze kilku strof Brzechwy i przyswajaniu milionów impulsów opisujących nam dobrodziejstwa Unii Europejskiej i uzasadniających konieczność jej trwania i naszego w tym trwaniu uczestnictwa, polega na zupełnej niewspółmierności opisu do stanu faktycznego. Brzechwa bowiem przy użyciu środków minimalnych i posłużeniu się pozorami absurdu, genialnie trafia w sedno, a bodźce emitowane przez przytłaczającą większość uczestników życia publicznego, przy wszelkich pozorach poprawności myślenia, w istocie swojej są czystym absurdem.
I o ile poeta tworząc wizję wysp bergamutów zaczyna swój opis od wątpiącego "podobno", aby zakończyć westchnieniem ulgi, że jednak wysp, na których uczone są łososie w pomidorowym sosie "nie ma", to my już takiej ulgi po zakończeniu lektury nie poczujemy, bo przy mędrcach organizujących naszą rzeczywistość, słoń z trąbami dwiema, to żadna niespodzianka, ani tym bardziej kuriozum. Bo tu proszę Państwa nie ma dobrych wiadomości. Struktura Unii i jej gospodarki , może jeszcze nie tej z dziś, ale tej z pojutrze, to wcielenie osła, którego mrówka niosła. Bez dwóch zdań. Skłonność bowiem darmozjadów zamaskowanych różnymi szumnymi nazwami - aktywistów, intelektualistów, czy ekspertów - do źle myślenia, okazuje się znacznie silniejsza niż skłonność ludzkości do źle czynienia. I z tego faktu wynika prosty skutek, że gdy tylko narody , na zasadach wiecznie martwego Adama Smitha wypracują jakieś bogactwo, natychmiast przylepiają się do niego ze swoimi ideami zwolennicy wiecznie żywego Karola Marksa i usilnie pracują nad stworzeniem najbardziej marnotrawnego systemu, jaki pozwoliłby te zasoby jak najszybciej utracić. W tej konkurencji zdawałoby się, że niedoścignionym wzorem był Związek Radziecki , ale współczesne europejskie elity postanowiły mu rzucić wyzwanie, na zasadzie bij mistrza. I to się może udać, bo sowieci dziedziczyli po carskiej Rosji, nie bez przyczyny nazywanej kolosem na glinianych nogach, przez co mieli mniej do trwonienia. Eurokraci dopiero nam pokażą co to znaczy roz........ potężny majątek.
Osioł coraz większy, a niosąca go mrówka pewnie powoli zacznie tracić siły, bo stanu w którym realnie i pożytecznie pracuje jakaś mrówcza właśnie część populacji, tachając na swoich barkach tę zośloną nie da się długo utrzymywać. Niestety Pan Bóg, który zawsze interweniuje dla przywrócenia równowagi, ma inną perspektywę czasową niż "jednodniowi" ludzie i wątpliwe, abyśmy za naszego życia doczekali się przywrócenia normalności, w której wszystko jest na swoim miejscu, a burak stroni od cebuli.
Gdyby bowiem chcieć w kilku słowach oddać, kto nami rządzi, to "tresowane szczury, na szczycie szklanej góry" są tu nie do pobicia, a społeczność tych nielubianych i dokuczliwych zwierzątek jest jak wiadomo bardzo ściśle zhierarchizowana i pokonanie superszczurów wymaga nie lada wysiłku. Zwłaszcza jeśli są wspomagane przez całe rzesze pomniejszych, zagryzających tych, ośmielających się wątpić, że drastyczne opodatkowanie krowich pierdnięć przeniesie nas na wyspy szczęśliwe. Wręcz przeciwnie, ale ci którzy to zauważają, są określani mianem "populistów". W tej sytuacji należy mieć nadzieję ( dum spiro spero ) i przekonanie, wyśpiewane przez innego poetę, że coś być musi do cholery za zakrętem, bo do zakrętu właśnie się zbliżamy, z niebezpieczną prędkością.
Inne tematy w dziale Kultura