Jak bezbronny jest człowiek wobec złudzenia świadczy przykład Słońca. Trzeba było wielu tysięcy lat, aby nieliczni przyjęli do wiadomości, że to nie ono kręci się wokół Ziemi. Opisu tego pierwotnego postrzegania wzajemnej zależności obu kul nie wyeliminowaliśmy z języka po dziś dzień. Nie da się. To Słońce wschodzi i zachodzi, biega po niebie i między zwrotnikami. W kontekście lingwistycznym Ziemia jest statyczna i to najlepszy przykład siły iluzji. Polska zręczność i łacińska manipulacja zawierają w swoich nazwach bardzo podobne pojęcia, będące przy tym koniecznym zasobem iluzjonisty. Jeśli ten jest niedoświadczony, niezręczny, albo zbyt pewny siebie, następuje demaskacja. Czarodziej jest bowiem swoim największym przeciwnikiem, bo sprawnie wyprodukowanych złudzeń nie da się obnażyć, zwłaszcza teraz. Odkrycie prawdy wymaga bowiem uwagi, zastanowienia a przede wszystkim opamiętania. Tak opamiętania w samy rdzeniu znaczenia tego słowa.
Zdaje się , że podobne do dzisiejszych kłopoty nie są niczym nowym, o czym świadczy przekazany przez Owidiusza w jego wiekopomnych "Metamorfozach" mit o Faetonie, synu boga słońca - Heliosa. Pochodzenie młodzieńca jest kwestionowane i ten domaga się od Heliosa dowodu uznania i ojcowskiej miłości, w postaci zezwolenia na powożenie rydwanem słońca. To prośba wyjątkowo nieopatrzna, ale bóg dał słowo, że spełni każde życzenie syna i wyjścia nie ma. Dalszy ciąg jest łatwy do przewidzenia lekkomyślny i niedoświadczony Faeton nie jest w stanie poradzić sobie z powożeniem zaprzęgiem dzikich koni, a tu żartów nie ma. Od Słońca zależy życie na Ziemi i starożytni to wiedzą. Ktoś komu się wydaje inaczej, kto przez własną pychę zaburza naturalną kolej rzeczy - musi zginąć, choćby był synem Heliosa. I Faeton ginie, co jest w greckiej mitologii rzadkim przypadkiem, bo przecież większość mających mieszane pochodzenie herosów, zapisuje się w ludzkiej pamięci czymś pozytywnym. Faeton nie. Motywowany pychą, chęcią udowodnienia przynależności do wyższej rasy, zagraża bytowi Kosmosu, dla którego ruch słonecznego rydwanu jest najważniejszy. Wprowadza śmiertelnie groźny dla wszystkich Chaos i tu o żadnej wyrozumiałości być nie może. Chłopca razi piorun i wszystko wraca do normy.
Mit jest niesłychanie skondensowany, zamyka wiele obserwacji i pojęć, dając nam jasną wskazówkę. Ostrożnie z tym światłem. I temperaturą też. Opowieść Owidiusza jest też zapisem iluzji, bo ów bieg rydwanu, to oddanie powszechnego złudzenia. Ale to co w micie najważniejsze to ostrzeżenie. W naszym Kosmosie prawomocna może być tylko hierarchia wiedzy, doświadczenia i pracy. Tu niczego nie można zmieniać, bo wpadniemy w śmiertelny Chaos. Faetona zabija nie tylko jego własna pycha, tę da się poskromić, a przede wszystkim nie należy jej pobłażać. Staje się inaczej i śmiertelna w skutkach okazuje się uległość. Odrzućmy tu kwestię "boskości" Heliosa, spoglądając na całe zdarzenie ze zwyczajnej ludzkiej perspektywy. Starszy, doświadczony, kompetentny i sprawny oddaje kwestie newralgiczne młodemu, pysznemu, lekkomyślnemu i pozbawionemu umiejętności. Wybiera przyszłość. I ściąga katastrofę, doprowadzając do zguby młodzieńca, ryzykując istnieniem Kosmosu, a sobie gotując los rozpaczającego ojca.
Faetonowi nie starczało noszenie w żyłach krwi królewskiej, on chciał jeszcze uznania swojej boskości i dlatego rzucił wyzwanie porządkowi rzeczy, mniemając się godnym zarządzania Słońcem. A jaka w tym wszystkim odpowiedzialność Heliosa, czyli tego, który ze względu na swoje "opamiętanie" winien chłopca powstrzymać?
Nie wiem, czy "Metamorfozy" powinny być tłumaczone na "Przemiany" jak to klasycznie i niedościgle zrobił Bruno Kiciński, czy też może raczej na "Przekształcenia", a to zdecydowanie nie to samo. Wiem jednak, że znaleźliśmy się w niedużej odległości od czeluści Chaosu, bo to co powinno mieć stałe "miana", zaczyna je tracić, a przyczyną jest uległość. Zasób jaki zebrali ci, którzy jak Owidiusz kładli podwaliny naszej cywilizacji , powinien być wystarczający, ale zdaje się , że przegrywa z zarządzającymi światłem. Niekoniecznie słonecznym. Od nadmiaru słonecznej energii możemy się "za - słonić", wobec nadmiaru impulsów, kreujących wielkie iluzje, stajemy się zdumiewająco bezbronni.
Jak się okazuje przełamanie wielkiego złudzenia, zwane "przewrotem kopernikańskim" było możliwe dzięki nauce. Teraz role się odwróciły. To nauka tworzy wielkie mistyfikacje, a jej najwięksi luminarze, czyli świecący, okazują się największymi manipulatorami, którym już nawet nie jest potrzebna wielka zręczność. Starczą szumne "miana" i odpowiednie wiązki w garści. Luksów i decybeli. Przy odpowiedniej technologii da się znów ruszyć Słońce wstrzymać Ziemię i wmówić oślepionej gawiedzi największe niedorzeczności, byle "naukowo", bosko. Ogłupiona publiczność dopiero wtedy się zorientuje, że biegiem spraw zarządza Faeton, kiedy zacznie brakować światła, ciepła, strawy i odzienia, bo nie da się ich narysować zaczarowanym ołówkiem, ani nawet wydrukować najnowocześniejszą drukarką.
A dlaczego godzimy się na Faetona? Skąd ta uległość, czyli nasze odbicie jego pychy? To też efekt światła. Sztucznego. Odpowiednich impulsów i "naświetleń", wytwarzanych w piramidzie stojącej na dachu Europy i mającej u swojej podstawy całą rzeszę najemnych drani, niepożytecznych idiotów i przypadkowych głupków, których wszędzie pełno, bo dobrze rezonują. Co nas obroni? Grom z nieba, który trafił w łeb Faetona. Pozostaje mieć nadzieję, że nie ominie też tej piramidy, od wierzchołka po podstawę.
Inne tematy w dziale Kultura