Naród:
Ustroju, gdzie jesteś !?
Ustrój:
Naród:
( głośniej ) Ustroju, gdzie jesteś !?
Ustrój:
Naród:
( fortissimo ) Ustroju, gdzie jesteś !!!?
Ustrój:
Naród:
Ustrój nie odpowiada narodowi!
Gżegżółka
Przerażony do ostateczności spuszcza kurtynę.
KIG 1946
Co do twórców wcześniejszych się nie wypowiadam, ale w XX w. i później, w literaturze polskiej objawił się tylko jeden geniusz. Było wielu pisarzy wybitnych, poetów olśniewających, literatów świetnych ( dosłownie ) i doskonałych. Geniusz tylko jeden. Bo nawet jeśli w Krakowie "wiersze pisze się najlepsze", to musi to zrobić Warszawiak. Z Towarowej. I pisał. I to tak, że każde niemal słowo, każdy wers stworzony na trzeźwo, czy częściej nie, poraża swoją przenikliwością niezależnie od czasu , miejsca i akcji.
Zacytowane przedstawienie "najmniejszego teatru świata" było wstrząsające w chwili swej premiery, ale zawarta w nim ..... no tu trudno znaleźć słowo, niech będzie wy - mowa, przeraża swoją aktualnością. Być może tylko co bardziej przenikliwych, ale właśnie do nich owo przedstawienie było skierowane. Ówczesna rzeczywistość była inna od dzisiejszej, a dzisiejsi opresorzy nie umywają się do tych z "towarzyszem naganem" w garści, ale to nie powinno nikogo uspokajać.
Pod pewnymi względami jest gorzej, bo o ile w momencie premiery "Narodu i ustroju", pytanie stawiane przez mający jeszcze resztki głosu "naród" - ustroju gdzie jesteś? wynikało z prawidłowej oceny realiów, w jakich Polska się znalazła, o tyle dziś, przy tych wszystkich widowiskowych dekoracjach, pozornie upodmiotowiony "naród" takiego pytania nie zadaje. A kto nie pyta , ten błądzi. W tym wypadku żyje w nieświadomości istoty zjawisk, zwijających republikę. Tę prawdziwą, opartą na wolności jednostki, a nie na "prawach człowieka", o treści zależnej od tych, co głośniej krzyczą, w jakim języku to robią i jak silnie mogą przywalić w łeb oponentom.
A zatem nie pytamy gdzie jest ustrój, zadowalając się formalnymi przesłankami "demokracji". Już nie wybieramy, ale jeszcze wciąż głosujemy i to nas zupełnie myli. Co gorsza straciliśmy prze - wodników i na - czelników, których zastąpili zwodziciele i za - zadnicy, których czytelniej można nazwać przydupasami. Czyimi? No już nie kaukaskiej bandy oprychów rozwielmożnionej na Kremlu, z jaką miał do czynienia Gałczyński, cudem z jej łap wyrwany, aby napisać wspomniane słowa. Nie. Wpadliśmy cywilizacyjnie w ramiona ponurej oligarchii, rugującej z naszego kodu kulturowego, to co zbudowało najlepszy system społeczny, jaki dotąd poznała ludzkość. Nie doskonały, ale najlepszy. Kto i co ruguje?
Gdy u schyłku wieku XVIII , Edward Gibbon wydał swoje słynne dzieło opisujące dewastację i upadek Cesarstwa Rzymskiego, co wnikliwsi czytelnicy zauważyli niechęć , z jaką autor, wysokiej rangi wolnomularz, traktuje Chrześcijaństwo. Zafascynowany potęgą rzymskiego imperium, odnajduje precyzyjnie ten element, który sprawił, że jego trwanie przestało być możliwe. Po prostu - Rzymianie do perfekcji doprowadzili etykę interesu, opartą na prostej formule "do ut des", daję abyś dał. Tu się wszystko zgadza na gruncie prawa cywilnego, mamy ekwiwalentność świadczeń i to są pojęcia po ludzku zrozumiałe. Taka cywilizacja może wchłonąć wszystkie inne, o ile respektują podstawową zasadę wymiany, a nie chcą działać za pomocą ognia i miecza, jak Hunowie, Wandalowie, czy inni barbarzyńcy. Z tymi być może Rzym jeszcze długo by sobie radził, ale nie mógł, bo wewnętrznie był już dotknięty inną etyką. Etyką poświęcenia, w której ten co działa na zasadzie ekwiwalentności świadczeń, nie ma żadnej zasługi.
Z punktu widzenia Gibbona i jego wolnomularskiego systemu wartości, ściśle związanego ze świadomą budową Imperium Brytyjskiego, taka etyka była nie do przyjęcia i stanowiła zagrożenie podstaw "projektu", czyli po naszemu "rzucenia do przodu". A projekt był wielki, hen za Suez "gdzie jest dobrem każde zło, gdzie przykazań brak dziesięciu i pić można aż po dno", jak to genialnie podsumował wielki noblista.
I w sposobie myślenia tych spadkobierców Rzymu, z jego etyką interesu, nic się nie zmieniło. Dla tych książąt, Chrześcijaństwo jest zawsze śmiertelnym wrogiem, bo choćby ukryte pod stoma poduchami i tak będzie uwierać. A zatem musi zostać wyeliminowane i niech nas nie dziwi to co się obecnie dzieje. Przy wszystkich formalnych gwarancjach, republiki już nigdzie nie ma, chciałoby się z nadzieją dodać "na razie".
Już pierwsza styczność nowożytnych Chrześcijan ze światem wschodu , przyniosła powstanie bytów, nazywanych korporacjami. Nie mamy tu dobrego polskiego odpowiednika. Dosłowne jest wcielenie, które można w myśl zasad naszego słowotwórstwa rozwinąć do "sprzedaciela", na podobnej zasadzie jaka konstruuje przy - ja - ciela, na - um - miet - ciela , żywi - ciela itp. Czyli wcielenia jakiejś czynności. W tym wypadku sprzedaży. I właśnie to jest istota korporacji - sprzedawać wszystko, byle szybciej, więcej drożej. I to właśnie owi sprzedaciele budują nam ustrój, z którego usunięto poświęcenie. A bez poświęcenia nie ma podmiotowości. Zostaje tylko handel. Tak było z Templariuszami, Krzyżakami i Kompanią Wschodnioindyjską. To były azjatyckie struktury w sercu Europy, z którymi jakoś sobie jeszcze poradziła. Teraz nie mamy na to mocy, oby chwilowo.
W tej sytuacji trzeba postawić pytanie : ustroju , gdzie jesteś? Bo bez "ustroju" funkcjonować nie możemy, a to co nas boleśnie otacza jest rozstrojem. Precyzja polszczyzny zawsze zdumiewa. Ustrój i rozstrój. Rzut i rozkład jakby to ujął ojciec polskiej socjologii. Ustroju gdzie jesteś?
Co możemy? Na razie chodzić nad Wisłę i sprawdzać, czy płynie w nie j woda. Bo jak twierdził geniusz, póki płynie......
Inne tematy w dziale Kultura