Nie wiem czy niezwykle popularny swego czasu cykl filmów animowanych p.t. "Zaczarowany ołówek" miał tylko dziecięcą publiczność, bo wiele działań ówczesnej władzy w zakresie polityki społecznej i gospodarczej wskazywało na silne inspiracje tego typu opowieściami, a co gorsza na wyciąganie z nich praktycznych wniosków. W sumie to dość zaskakujące, bo wszelkie formy marksistowskiej utopii, rzekomo opierając się na naukowości i racjonalności, w zastosowaniu rozpaczliwie poszukiwały skrzata z urządzeniem o mocy podobnej do owego "zaczarowanego ołówka".
W pierwszym odcinku cyklu widzimy wyjątkowo uzdolnionego chłopca, który ratuje z opresji krasnoludka złapanego za brodę w pułapkę na myszy. Ten - w ramach wdzięczności - prezentuje swojemu wybawcy ołówek o niezwykłych właściwościach. Wszystko co chłopiec nim wyrysuje, natychmiast się materializuje, nadając się do niezwłocznego użycia. Moc ołówka nie ma żadnych ograniczeń, poza wiedzą i umiejętnościami jego użytkownika. To nie problem, bo chłopiec jest wszystkowiedzący i wszechstronnie utalentowany, zawsze wie co narysować i jak związać pozyskany przedmiot z aktualną potrzebą. Świetna bajka i zabawa. Póki nie schodzi z ekranów i nie próbuje zastąpić rzeczywistości.
Niestety, choć żyjemy w czasach, w których ołówki wyszły z użycia, a w krasnoludki nikt nie wierzy, to zaczynamy padać ofiarą wszystkowiedzących chłopców o nieograniczonej mocy sprawczej, uzbrojonych nie w pierwotne przybory piśmiennicze, ale w komputery o wielkich mocach, za pomocą których można wyczarować wszystko i opisać cały świat, bez oglądania się na prawdopodobieństwo, związki przyczynowe, przesłanki, skutki i wyniki.
W polszczyźnie potoczne znaczenie wyrazów "skutek" i "wynik" jest powszechnie zrozumiałe, choć rzadko się zastanawiamy co owe słowa dokładnie oznaczają i skąd się wzięły. A to pojęcia zupełnie podstawowe, pochodzące z obserwacji bardzo pierwotnych czynności. Skutek nie jest tu trudny do zidentyfikowania - to po prostu efekt kucia, jednego z pierwszych zajęć naszej cywilizacji. Starszym jest szycie, do którego potrzebna jest igła i nić. Jak wiadomo - jedna tańcuje ładnie i cały czas ją widać, druga brzydko, bo w trakcie szycia pojawia się i niknie. Stąd nić. A jeśli nić doprowadzimy do końca, to mamy wy - nik, czyli coś podobnego do skutku. Z łaciny efekt, czyli po naszemu uczynek. Jak zwał , tak zwał, ale aby przeprowadzić najprostszy proces zakończony wynikiem, musimy nicią połączyć pomysł/zamiar - środki do jego wykonania, czyli zastosować "narzędnik" - a na koniec zaangażować w to pracę, czyli energię.
W rzeczywistości to ogromny wysiłek, wymagający całej współpracującej struktury społecznej, na każdym etapie niepewnej, czy wyznaczony cel jest prawidłowo "określony", czy posiadamy odpowiednie narzędzia do jego realizacji, wystarczające zapasy energii w wykonawcach i czy mimo wszystko nastąpi zamierzony skutek.
W świecie zaczarowanego ołówka te trudności nie występują, a wszystko jest wyłącznie kwestią właściwego pomysłu, którego realizację załatwią czary. Proszę nie lekceważyć tych filmików, bo na ich podstawie wiele się można nauczyć. Choćby tego, że koncentrując się na środku i efekcie, zapominamy o twórcy, którym jest 10 - 12 latek. W starej polszczyźnie mówiono na to zjawisko "dzieciństwo", wyparte obecnie przez infantylizm. W świecie rzeczywistym, kilkunastolatek nie może posiadać wiedzy przypisanej filmowemu bohaterowi, ale właśnie nasza cywilizacja wkroczyła w etap, w którym nie tylko wszystko chcemy wyrysowywać zaczarowanymi ołówkami, ale dajemy je w ręce dzieci, o czym świadczy przypadek słynnej nieletniej Szwedki.
Przez całe tysiąclecia ludzkiego rozwoju, podstawowym elementem jakiegokolwiek postępu było ustalanie związków przyczynowych. A do tego potrzeba żmudnej obserwacji i doświadczenia. Wprawdzie Hume twierdził, że one i tak nie mają żadnej prawomocności, bo prawdziwej przyczyny zjawisk i tak nie "dociekniemy", ale nam do życia potrzebna jest praktyczność, a ta wskazuje, że nie należy chodzić przed pługiem, a gdy nadchodzi "hima", czyli zima, trzeba mieć zapasy zgromadzone realnie, a nie przy pomocy zaczarowanego ołówka. I oto ta praktyczność, zapewniająca nam przetrwanie, a sprowadzająca się w sumie do kilku podstawowych zagadnień: po co? jak? kim i czym? właśnie jest wyrzucana na śmietnik, na którym pewnie niedługo będziemy jej rozpaczliwie szukać.
Podstawą istnienia wszelkiej ludzkiej społeczności jest wymiana. Ona determinuje naszą skuteczność w walce o trwanie. Musimy wymieniać myśli, aby wiedzieć po co? musimy wymieniać narzędzia, aby wiedzieć czym i musimy wymieniać energię , aby to wszystko napędzać. Co mamy?
Mamy problem, bo o ile jeszcze wymiana energii i narzędzi jako tako funkcjonuje, choć też coraz częściej przy pomocy zaczarowanego ołówka, a nie realnych zdarzeń, to wymiana myśli staje się kompletnie niemożliwa. Zastępuje ją wszechobecny jazgot, zamieniony w jeden wielki bluzg, a ludzie na siebie ujadający niczego nie zdziałają. Brak podstawowego elementu przyczynowości.
Nasz dostatni i w miarę bezpieczny świat załamał się w ledwie 3 lata. Potop zawsze przychodzi, większy , albo mniejszy i to jest od nas zupełnie niezależne, choćbyśmy za pomocą zaczarowanych ołówków, czy komputerów, wymalowywali wyspy szczęśliwe z wizji nastolatków. Nic z tego. A gdy nadchodzi potop, przeżywają ci, którzy umieli zbudować arkę. Zbudować, a nie narysować. Pamiętajmy o tym, zanim nawyzywamy oponenta od najgorszych, bo prezentuje inny pogląd na sprawę. Może ma inny telewizor, inny komputer, a może wcale nie ma, a posługuje się tylko igłą i nitką, aby pozszywać w całość oddzielne obrazy, zbudować związki przyczynowe i przyglądając się swojemu dziełu, zastanawiać się, czy pospieszna i w powszechnym odczuciu paniczna ewakuacja Amerykanów z Afganistanu, nie miała przyczyny w postaci przekonania, że za chwilę będą zaangażowani w zupełnie inną wojnę?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo