Dzieła polskich twórców, które zrobiły światową karierę to niestety rzadkość i bynajmniej nie jest to tylko nasz problem. Mamy sporo do powiedzenia i o sobie, i o tym co nas otacza, a to że nabici w pychę ludzie "wyższych kultur" słuchać nie chcą, skutkuje częstokroć tragicznymi konsekwencjami.
Zapomniane dziś w zalewie wulgaryzmów określenie "historia nie z tej ziemi" w pełni dotyczy Jana Potockiego i jego "Rękopisu Znalezionego w Saragossie". Utwór zrobił wielką międzynarodową karierę, choć w tym wypadku stara rzymska uwaga o książkach, które mają swoje losy, nie oddaje nawet w przybliżeniu tego, co się z tą niesamowitą powieścią działo. Potocki słabo znał język polski, za to jego francuski stał na takim poziomie, że nad Sekwaną nie zawahano się popełnić plagiatu i pewien dziennikarz publikował fragmenty powieści jako swoje dzieło, w poczytnym czasopiśmie. Konkurencja czuwała, sprawa stała się głośna, ze względu na wytoczony oszustowi proces. Plagiat nie łatwo było udowodnić , ponieważ Jan Potocki miał zwyczaj wydawania swoich prac w nakładzie stu egzemplarzy i odnalezienie po kilkudziesięciu latach któregokolwiek z pierwszej, petersburskiej edycji dzieła z 1805r., stanowiło ogromny problem. Na szczęście do sądu dostarczono taki egzemplarz, a przegrany i skompromitowany uzurpator popełnił samobójstwo. Podobnie zresztą jak prawdziwy twórca powieści, której autorskiej wersji po dziś dzień nie znamy, a wszystko co wydano i ustalono, to kompilacje różnych wątków. Podobnie jest z polskim tłumaczeniem, dokonanym najprawdopodobniej przez Edmunda Chojeckiego i wydanym w sześciu tomach w Lipsku, w 1847r.
Niezależnie od liczby wątków, przez co wnikliwszych badaczy szacowanej na przeszło sto, istota sprawy pozostaje w książce niezmienna. Hiszpanią rządzi, albo przynajmniej próbuje rządzić zakonspirowana sekta Gomelezów, wywodząca się z Mahometan, tajemnie praktykujących swoją zakazaną religię. Jej siedzibą są niedostępne góry Sierra Morena, a podstawą potęgi ogromne zasoby złota odkryte właśnie tam przez protoplastę związku. I właśnie za pomocą owego cennego kruszcu, wprowadzanego do obrotu przez sieć kupców i bankierów, Gomelezowie wpływają na rzeczywistość monarchicznej Hiszpanii. Zresztą, gdyby działali w kraju demokratycznym, to ich wpływy nie byłyby mniejsze, a metody działania inne.
Potocki wymyślił sobie iberyjskich Maurów, z szejkiem na czele , jako uruchamiających sprężyny ludzkich losów, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że cała powieść jest wielką rozprawą z intelektualnymi trendami epoki , w której żył. Sekta Gomelezów jednoznacznie kojarzy się z masonerią, a reprezentowany przez geometrę don Pedro Velasqueza racjonalizm, to kwintesencja poglądów oświecenia.
Być może, a jest to bardzo prawdopodobne, Jan Potocki sam był wysokiego szczebla masonem, podobnie jak wielu innych rozczarowanym efektami pracy tych tajemnych stowarzyszeń. Wiemy, że po osiedleniu w Petersburgu, wstąpieniu na carską służbę i ożenieniu z córką Szczęsnego Potockiego, zmienił mu się punkt siedzenia. Przyjaźń i obfita korespondencja z Józefem De Maistre, zmieniła też Potockiemu punkt widzenia. Co doprowadziło do samobójstwa, nie wiemy. Niezwykle powikłana historia.
Na podstawie powieści możemy się tylko domyślać, co wstrząsnęło jej autorem. Bo przecież nad jej konstrukcją panuje fenomenalnie, potrafiąc wiązać wszystkie pozornie obce elementy w spójną całość, ale na zasadzie wielkiego paradoksu. To co wydaje się zagadkowe i niesamowite, ma całkiem racjonalne, a często wręcz przyziemne uzasadnienie, co z kolei wywołuje wrażenie zupełnej niezwykłości "człowieczych losów", którymi inna od ludzkiej moc kieruje. Bo złoto Gomelezów się kończy, a wraz z nim ich wpływy, natomiast cała dostępna ludzkości wiedza, którą udało się spisać pewnemu filozofowi ateiście, padła ofiarą żarłocznych szczurów, ze smakiem konsumujących pełen nakład wydanego przez owego filozofa wielotomowego dzieła.
Żaden z bohaterów "Rękopisu" nie jest tym za kogo się podaje, a cała rzeczywistość jest zmistyfikowana. Po co? Dla celów sekty. Jakie są cele sekty? Tu mamy problem , podobnie jak autor. Chyba chodzi o trwanie, na szczycie feudalnej drabiny. Ale i tak najważniejsza jest metoda, w której nieświadomi ludzie zostają poddani grze, o regułach ustalanych przez szejka tajnego stowarzyszenia. Tylko, że ów związek też nie jest wszechmocny, bo kończą mu się zasoby. Każde zasoby się bowiem kiedyś kończą, nawet złoto Gomelezów.
Co wtedy? Właśnie chyba znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Kto czytał, albo oglądał genialną ekranizację Hasa, ten pamięta niesamowite zdarzenia jakim poddany był kapitan gwardii walońskiej Alfons van Worden. Wszystkie były zainscenizowane, a przecież jakże ubogie metody preparowania rzeczywistości miał ów hierarcha sekty, w porównaniu z dzisiejszymi oligarchami? A jednak van Worden nie był w stanie się zorientować, że uczestniczy w mistyfikacji, o zupełnie przyziemnych celach. Dowiedział się dopiero, gdy wielki manipulator wprowadził go za kulisy.
Gomelezowie głęboko wierzą w możliwość kontrolowania świata i uwikłanych w niego ludzi , i siedząc w swoich górach, obojętnie, czy to Alpy, czy Sierra Morena, organizują wciąż nowe przedstawienia, z tym , że obecnie z o wiele większym rozmachem. Teraz historia przyspieszyła, bo chyba złoto się skończyło i trzeba było zagrać nowe przedstawienia , żeby ograbić maluczkich. Epidemia, wojna , głód.
No i złoto już nie ma tej mocy co kiedyś. Trzeba je czymś zastąpić. Może być wielka zielona iluzja, bo pokłady dających się na nią złapać frajerów są znacznie obfitsze niż największa nawet żyła cennego metalu. A zatem uruchomiono wielkie mistyfikacje, w przedmiocie wywoływania strachu w niczym nie różniące się od zawieszonych na szubienicy trupów braci Zota, które mają przerażać podróżnych, choć jak się okazuje wcale nie są trupami, a tylko elementem dekoracji. Gomelezowie są pewni swego. Czyli, że zapłacimy. Bo pewnie zapłacimy. Ale oni też.
Inne tematy w dziale Kultura