Historia prawa jest dyscypliną uprawianą przez garstkę zapaleńców, dlatego jedno z najciekawszych i najbardziej znamiennych wydarzeń w tym zakresie, pozostaje nieznane szerszej publiczności. W 1926r. Turcja dokonała recepcji szwajcarskiego kodeksu cywilnego. To sytuacja niezwykła, aby kraj o zupełnie innej tradycji, wprost implementował do swojego systemu prawnego cudzą ustawę. Akt ten był jednym z fundamentów budowy nowego państwa, na ruinach dawnego imperium. Państwa na ile to było możliwe w ówczesnych realiach - nowoczesnego, opartego na przyswojeniu wartości innych , niż wynikające z wielowiekowych przyzwyczajeń.
Autorem tego przewrotu był Mustafa Kemal Pasza, zwany Ataturkiem , rzeczywisty twórca nowożytnej Turcji, wyrosłej z gruzów osmańskiego imperium. I właśnie proces zwijania się, a następnie upadku tego tworu jest jednym z ciekawszych elementów dziejów powszechnych, o dalekosiężnych skutkach, zwłaszcza dla historii Rosji, a przy tym i naszej.
Państwo Osmanów ulegało erozji od przełomu wieków XVII i XVIII, a jego rozkład najbardziej tuczył wzrastającą Rosję. Cały wiek XIX to marsz kolejnych carów ku Konstantynopolowi, świętemu miastu prawosławia, zwanemu w Rosji Carogrodem. Do pewnego momentu Rosja parła pod własnymi sztandarami, potem posługując się "wskrzeszonymi" przy jej pomocy państwami - Grecją, Serbią, Czarnogórą i Bułgarią. Zlepiona przez Petersburg koalicja tych krajów, o mały włos nie wypchnęła Turków za Bosfor, w trakcie wojen bałkańskich, zakończonych tuż przed wybuchem I wojny światowej. I właśnie ta katastrofa, gdy po zajęciu przez Bułgarów Adrianopola ( obecnie Edrine ) Osmanowie musieli przenosić stolicę do Ankary, wywołała w nich chęć rewanżu, pchającą ku ostatecznej zgubie.
Wbrew oporowi zawsze silnego nad Bosforem stronnictwa probrytyjskiego, Turcja przystąpiła do wojny po stronie państw centralnych. To decyzja zrozumiała, w kontekście chęci odegrania się na Serbii i Rosji, nieodpowiedzialna w ogólnym położeniu tego państwa. Akces Osmanów do wojny po stronie Niemiec i Austro - Węgier miał ogromne znaczenie strategiczne, odcinał bowiem Rosję od możliwości jakiejkolwiek materialnej pomocy ze strony Ententy. Wprawdzie Brytyjczycy próbowali opanować Dardanele desantem na półwysep Gallipoli, ale ta największa operacja desantowa I wojny skończyła się masakrą oddziałów inwazyjnych. Został po tym ślad w postaci załamania kariery głównego autora planu - Winstona Churchilla, a także wielkiego wzrostu autorytetu jednego z dowódców tureckich, czyli Mustafy Kemala właśnie. Rzeź Australijczyków i Nowozelandczyków doczekała się świetnego zapisu w kulturze masowej, w postaci arcydzieła Petera Weira p.t. "Gallipoli", ze świetną rolą młodziutkiego Mela Gibsona. Ale popkultura ma też w swoich zasobach inne arcydzieło - "Lawrenca z Arabii", czyli zapis kompletnej katastrofy Turcji w tej wojnie.
Załamania doprowadzającego kraj sułtanów do całkowitej niemal zagłady. Turcja jako pokonana miała podzielić los Austrii, Węgier, czy Niemiec, co zaowocowało najpierw rozejmem w Modrus ( 30.10.1918r. ), a potem traktatem w Sevres oznaczającym faktyczny rozbiór Turcji.
I wtedy na scenę jako gracz pierwszoplanowy wkroczył Mustafa Kemal, podówczas już "Pasza", jedyny turecki dowódca czasu wojny, który nie przegrał żadnej bitwy. Wychowany według najlepszych wzorów, żywo zainteresowany europejską kultura, a przy tym posiadający wśród Turków niekwestionowany autorytet - stał się faktycznym zbawcą kraju.
Korzystając z zamieszania związanego z ekspansją bolszewicką, obalił niekorzystny pokój i w toku kilku mniejszych konfliktów pomiędzy rokiem 1920 , a 1923, w których głównym przeciwnikiem była Grecja, doprowadził do pokoju w Lozannie, zawartego 24 lipca 1923r. - konstytuującego nowoczesną Republikę Turecką.
Nie wiem czy Kemal Pasza czytał "Księcia" Machiavellego, ale wszystkie jego polityczne posunięcia wskazują, że tak. Ataturk nie oglądał się na żadne historyczne zaszłości, zmieniał sojusze z dnia na dzień, kierując się wyłącznie zasadą interesu. Miał jasno sprecyzowaną wizję tureckiej racji stanu i jej się trzymał, nie cofając się nawet przed najbardziej nieprawdopodobnymi pozornie koalicjami. Z wczorajszym wrogiem dogadywał się przeciwko przedwczorajszemu, aby pokonać lub zablokować przyszłego. Porzucał niepotrzebnego sojusznika, jeśli w odpowiednim momencie nie wiązało się to z żadną stratą, a dawało jakikolwiek zysk. Ale przede wszystkim - i to go różniło od tego co obecnie obserwujemy w Rosji - nie odgrywał się. Nie szukał przeżytych form i akceptował nieodwracalne straty. Zaczynał karierę wojskową w opanowanej przez Osmanów Libii, utraconej na rzecz Włoch, ale nie zalewał się łzami po upadłym imperium, dążąc do jego niemożliwej restytucji. I na tym wygrał zyskując zasłużony tytuł "Ojca Turków".
Opisując działania Putina często używam analogii z kasynem. Rosja cały czas przegrywa i cały czas zbiera gdzie się da żetony na nową grę. To spirala rozkładu. W podobnej sytuacji była Turcja w roku 1920, ale miała Mustafę Kemala , a nie Władymira Władymirowicza. "Ojciec Turków" wyszedł z kasyna i do niego nie wrócił. Pilnował tylko etyki interesu, przebudowując państwo wewnętrznie, w duchu nowoczesnej , ale nie wykorzenionej republiki. W takim państwie przyjęcie dobrych rozwiązań w newralgicznych nawet punktach - nie niesie wielkiego ryzyka, stąd recepcja szwajcarskiego kodeksu. Ataturk nauczył swój naród czekać na okazje, a te same się nadarzały. I choć zmarł jeszcze przed rozpoczęciem "rewanżu", to jego następcy nie dali się sprowokować nikomu. Mimo nacisków ze wszystkich wojujących stron, zwłaszcza Niemców, Turcy pozostali neutralni i wiele na tym zyskali. Zdobyli status poważnego państwa, do dziś będącego jednym z najważniejszych komponentów NATO.
"Książę" znad Bosforu dokładnie według zaleceń włoskiego myśliciela - kiedy trzeba był lwem, kiedy trzeba lisem, ale zawsze realizował dobrze zdefiniowany cel. Bez gniewu i uprzedzenia, a jedynie według precyzyjnej zasady - to nic osobistego, to tylko interesy.
Ta tradycja jak widać jest w Turcji żywa. Kraj przez dwa wieki zwijany przez Rosję, powolutku odzyskuje straty. Delikatnie bez ryzyka. A to wesprze Azerbejdżan w wojnie z Armenią, a to udając przyjaźń zestrzeli rosyjski bombowiec, żeby się sojusznikowi nie zaczęło wydawać, że coś więcej może.
Gdy tylko pojawiły się zaczątki rozmów pokojowych między Rosją , a Ukrainą, Turcja natychmiast zamknęła cieśniny dla rosyjskiej żeglugi. Niby gest bez praktycznej doniosłości. Tyle tylko , że właśnie Erdogan dał Putinowi do zrozumienia, że Morze Czarne jest tylko większym jeziorem, z którego nie da się wypłynąć bez zgody Ankary. I w negocjacjach pokojowych Putin musi o tym pamiętać. To Turcja zadecyduje, które porty do kogo należą. Umiemy tak?
Inne tematy w dziale Polityka