kelkeszos kelkeszos
1735
BLOG

"Klasycy" i "Romantycy", czyli którędy po niepodległość

kelkeszos kelkeszos Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 77

To jeden z najbardziej fascynujących sporów w naszej historii, którego trwałe owoce wciąż wpływają na nasze postrzeganie świata, ocenę własnych możliwości i realne polityczne wybory. W dziedzinie literatury to walka rozstrzygnięta bezwzględnie, "Romantycy" stworzyli jej kanon, "Klasyków" spotkał los zamknięty w haśle "vae victis"! Tak - biada pokonanym, zostali wymieceni z kart naszego piśmiennictwa, o ich dorobku nikt pamiętać nie chce, dzieła nie są cenione. Co innego zwycięzcy. Za życia znacznie mniej wpływowi i popularni, niż zwykliśmy przypuszczać, jednak ich pośmiertna hegemonia jest tu niepodważalna. O ile w czasach Królestwa Polskiego walka była równorzędna, o tyle po upadku powstania listopadowego - już nie. I zadecydowała o tym nie tyle sama wartość literackiej twórczości, ile to, kto napisał historię tego sporu. A napisali Mochnacki, Lelewel, Mickiewicz. Zwłaszcza ten pierwszy, choć na emigracji żył krótko, zdążył stworzyć i zdołał narzucić swoją wizję wydarzeń, powieloną i utrwaloną przez rzeszę następców. Politycznie przegrały obydwa obozy, literacko ten klasyczny został unicestwiony.

To wielka strata, bo konflikt miał swój głęboko polityczny wymiar i zaprzepaszczenie dorobku "Klasyków", na tym właśnie polu stworzyło w naszym rozumieniu Polski i Polaków ziejącą pustkę, a ubytek szybko uzupełnił "romantyzm" ze wszystkimi złudzeniami  i mistyfikacjami. Stąd masa paradoksów, z którymi się nie chcemy mierzyć, choć są krzyczące i domagają się opisania.

Najpierw widzimy Mochnackiego w przedpowstaniowej Warszawie, zaciekle zwalczającego zasady "Sztuki Rymotwórczej" skomponowane przez Franciszka Ksawerego Dmochowskiego, czytamy Mickiewicza bezwzględnie rozprawiającego się z Dmochowskimi - nieżyjącym już ojcem i bardzo aktywnym w jego obronie synem, Franciszkiem Salezym, tylko po to, aby w lat parę po powstaniu, widzieć największe arcydzieło mistrza , machnięte pięknym, dynamicznym, regularnym trzynastozgłoskowcem ze średniówką, dokładnie według wskazań postponowanego tłumacza "Iliady". Ba! Z owego tłumaczenia Mickiewicz żywcem przepisał sześć wersów, co albo dowodzi, że świetnie je znał na pamięć, albo, że na emigracji czytał z satysfakcją. A przy tym tematyka - wzięta z nasłuchu gawęd Henryka Rzewuskiego, opowieść o życiu szlachty, ucztującej, polującej, procesującej się do upadłego, zbierającej grzyby, romansującej, a na koniec tańczącej poloneza. A przy tym oczywiście skłonnej do draki. Żadnych Królów Duchów, Hrabiów Henryków, Grażyn, Irydionów, Konradów Wallenrodów i snów srebrnych Salomei. 

A zatem najwybitniejsze dzieło polskiego romantyzmu, okrzyknięte epopeją narodową, to piękny klasyczny poemat, który przy nieco większym talencie mogli napisać Kajetan Koźmian, Franciszek Morawski, albo Kazimierz Brodziński. A i ostrze satyry, czy może raczej krytyki spokojnie mogło uchodzić za stworzone przez "klasyka". Warchoł Gerwazy, naiwny Sędzia "szlachta na koń wsiędzie, my z synowcem na czele i jakoś to będzie", fantasta Hrabia, w typie Lorda Byrona, to nie są bohaterowie na "rewolucję". Postać spajająca akcję, to trzeźwy do bólu Maciek Dobrzyński, twardo stąpający po rodzinnej ziemi szlacheckiego zaścianka.

Tyle, że tradycja romantyczna kojarzy nam się z czym innym, a przypięta przez nią Polakom łata, zupełnie zaburzyła nam możliwość racjonalnej oceny dokonań przodków, zwłaszcza tych z owego niesłychanego dwudziestolecia, pomiędzy strasznym rokiem 1795r., a dającym nadzieję rokiem 1815. Wprawdzie "rok ów" to 1812, ale ten kojarzy się z największą naszą katastrofą militarną w dziejach, której skutkiem, odmiennie niż zawsze to się działo - było odbudowanie Królestwa Polskiego.

Nie możemy przeoczyć psychologicznej siły tego momentu naszej historii, o ile nie chcemy tkwić w bezproduktywnych stereotypach, nie pozwalających nam na właściwą ocenę i naszej bieżącej sytuacji.

Pamiętajmy o jednym. Obok kilku poważnych cywili jak Kajetan Koźmian, Franciszek Salezy Dmochowski, Ludwik Osiński, Alojzy Feliński, Ludwik Adam Dmuszewski, obóz klasyków składał się z prominentnych wojskowych, głównie napoleońskich weteranów. Wincenty Krasiński, Franciszek Morawski, Ludwik Kropiński, Jan Maksymilian Fredro ( starszy brat Aleksandra ) byli generałami, młodszy Fredro, czy Kazimierz Brodziński - oficerami. Ten ostatni, wykładowca literatury na Uniwersytecie Warszawskim, w 1812r. stracił brata Andrzeja i przyjaciela Wincentego Reklewskiego - dwóch bardzo uzdolnionych poetów. Ikoną dla klasyków był zmarły z ran po bitwie raszyńskiej Cyprian Godebski. Do tego wszystkiego Julian Ursyn Niemcewicz, ranny pod Maciejowicami, później więzień w Petersburgu. To wszystko ludzie okryci bliznami, z odciśniętą na własnej skórze tragedią jesiennego odwrotu spod Moskwy, świadkowie upadku wielkiego Napoleona.

Tyle, że nie czuli się przegrani. To jest właśnie ten fakt, którego nie chcemy przyjąć do wiadomości. Dla tego pokolenia Królestwo Polskie ustanowione na Kongresie Wiedeńskim, ta owa pogardzana przez nas "Kongresówka", było wielkim zwycięstwem. Nie ma wątpliwości o absolutnej szczerości tego przekonania. To trzeba z całą mocą podkreślić, aby zrozumieć istotę ówczesnych wydarzeń - kraj pod berłem Aleksandra I był ceniony przez napoleońskich weteranów nie za to czym był, tylko za to w jakich stał się okolicznościach i co wieńczył. A był to finał przeszło dwudziestoletniej mordęgi o uratowanie czegokolwiek, mordęgi pełnej dramatów, śmierci, majątkowej ruiny, zawiedzionych nadziei i nieznanych poświęceń.

Dlatego, gdy niemal u zarania Królestwa Polskiego pojawili się młodzi, zdolni, nieujarzmieni, choć wcześniej prochu nie wąchający i rzucili wyzwanie, tym co przeszli lodowe piekło i widzieli jak ze stutysięcznej armii Księstwa Warszawskiego, w grudniu 1812r. do Warszawy wkroczyły obdarte dwa tysiące, to konflikt musiał być najgorętszy z możliwych. Romantycy pod pozorem walki o zasady literatury, rzucili wprost polityczne wyzwanie, pod hasłem - takiej Polski, jaką wywalczyliście, to my nie chcemy.

Krwawą kulminacją tego sporu była noc listopadowa, z kolejnymi paradoksami. Padł od kul rewolucyjnej młodzieży generał Ignacy Blumer, którego realny życiorys mógłby uchodzić za niewiarygodną fikcję literacką, zamordowano generała Hauke, bohaterskiego obrońcę Zamościa, cudem ocaleli i ledwo wylizali się z ran - pułkownik Bogusławski, późniejszy bohater spod Ostrołęki i sędziwy, beznogi generał Józef Sowiński, poległy później w obronie Woli. Tak "dzieci" Mochnackiego potraktowały tych, próbujących powstrzymać zryw, przekreślający dorobek pokolenia, które więcej czasu spędziło na polach bitew niż w domu. 

W chwilę po powstaniu "belwederczyk" Seweryn Goszczyński zmusił do zamilknięcia Aleksandra Fredrę i tak się skończyła nasza trzeźwość umysłów. Narodowy rząd dusz został niepodzielnie oddany Wieszczom , a z klasycznego dorobku w powszechnej świadomości zostały bajki Pana Jowialskiego, "Boże coś Polskę" i dla wielbicieli Homera - "Iliada" w tłumaczeniu Dmochowskiego.

Być może w dziedzinie literatury nie ma po czym płakać, obchodzimy się bez klasycznego dorobku, choć bez romantycznego - naszego piśmiennictwa nie umiemy sobie wyobrazić. Ma to jednak ogromną praktyczną doniosłość. Pod wieloma z moich notek o Królestwie Polskim, pojawia się zazwyczaj sporo komentarzy, z na różne sposoby powtarzaną tezą, że gdyby nie romantycy, to nie umielibyśmy być polskimi patriotami. Ja twierdzę, że nie ma bardziej błędnego mniemania. Zniemczony Dąbrowski tworzył Legiony zanim Mickiewicz zdążył się urodzić, a szewc Kiliński prowadził do boju lud Warszawy, na dziesięciolecia przed powstaniem pierwszego romantycznego wiersza.

I właśnie dorobek literacki, społeczny, polityczny i gospodarczy "klasyków" daje tu całkowicie inne świadectwo. Udowadnia, że Polacy to naród praktyczny, pracowity, wytrwały i z urodzenia do Ojczyzny nierozerwalnie przywiązany, niezależnie od pochodzenia. To spojrzenie "Romantycy" nam odebrali, zostawiając piękne poematy i wiersze, o szturmie Warszawy , którego nigdy nie było.

Musimy umieć spojrzeć na swój wizerunek wymalowany nie tylko przez Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, czy Mochnackiego, ale także ten z pism Skarbka, Koźmiana, Franciszka Morawskiego, Niemcewicza i innych. To też my, może nawet bardziej. Takie spojrzenie, czy dokonana bez gniewu i uprzedzeń ocena Królestwa Polskiego, to wielka podpowiedź, jak o niepodległość walczyć, w czasach, gdy znów trzeba.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (77)

Inne tematy w dziale Kultura