Choć w różnych zdawkowych notkach biograficznych Józef Supiński jest nazywany ojcem polskiej socjologii, to jednak , z dzisiejszej perspektywy, właściwsze byłoby określenie go mianem prapradziadka, czyli przodka, którego nie mamy już w rejestrach, a o istnieniu możemy się dowiedzieć tylko z pogłębionych badań genealogicznych. "Ojca polskiej socjologii" nikt bowiem dziś nie czyta, co widać po tłumach analityków posiadających stosowne wykształcenie, ale nie mających odpowiedniej wiedzy.
Józef Supiński swoje długie życie ( 1804 - 1893 ) jak mało kto wypełnił treścią. Był żołnierzem, emigrantem, wysokim urzędnikiem w obcej służbie, animatorem struktur finansowych, ale przede wszystkim wybitnym myślicielem, o wielkim wpływie na współczesnych. Swoją fundamentalną pracę pod pierwotnym tytułem "Myśl ogólna fizjologii powszechnej " opublikował w 1860r. Od razu spotkała się z wielkim odzewem i już w dwa lata później została wydana po raz drugi, pod nieco zmienionym tytułem. W kilka lat autor zdobył taką rangę, że wydawano już zbiorowo jego "pisma", w których jego najważniejsza praca zyskała tytuł ostateczny - "Myśl ogólna fizjologii wszechświata".
Od samego początku dzieło wywoływało bardzo żywe reakcje i było chyba pierwszym w historii naszej myśli społecznej i filozoficznej, które doczekało się takiej ilości profesjonalnych omówień, polemik i odniesień. Ostatecznie dość powszechnie i zgodnie uznano je za wybitne, a w połączeniu ze "Szkołą polską gospodarstwa społecznego" stało się teoretyczną podstawą polskiego pozytywizmu.
Oczywiście zauważono , że Supiński czerpał garściami z dorobku innych myślicieli, od Heraklita począwszy, poprzez Hegla do Bastiata. Ale odcisnął też swoje piętno oryginalności, co ciekawe w sposób bardzo przystępny i zrozumiały, a przy tym idealnie trafiający w potrzeby społeczne rozbudzone na ziemiach polskich w latach 60 i 70 XIX w. System Supińskiego nie tylko świetnie nadawał się do opisania przyczyn upadku kraju i jego obecnego położenia, ale dawał też jasne wskazanie przyszłości, w której odrodzenie Polski jest sprawą oczywistą, zależąc w dużej mierze od czynników obiektywnych, których skutkiem musi być wskrzeszenie narodowego bytu w formie niepodległego państwa.
Józef Supiński jasno dowodził, że każdy organizm, czy to indywidualny, czy społeczny podlega obiektywnemu działaniu dwóch sił. Siły rzutu i siły rozkładu. Nie ma nic stałego, wszystkie formy się przeżywają, a jeśli jakaś struktura chce trwać długo, to musi znajdować w sobie moc , pozwalającą na unikanie działań sił rozkładu, które choć są obiektywne, to jednak w określonych okolicznościach nie muszą prowadzić do ostatecznego rozkładu, czy obumarcia, ale zawsze do zmiany formy i wykrzesania z nowej organizacji - siły rzutu.
Skostnienie i brak reakcji na oznaki działania siły rozkładu prowadzi zawsze do upadku, trudnego do powstrzymania, zwłaszcza gdy osłabiony organizm zostanie zaatakowany z zewnątrz, a taki atak zazwyczaj następuje, bo słabość prowokuje agresora. To spotkało Rzeczpospolitą. Jednak w "Szkole polskiej gospodarstwa społecznego" autor przedstawił dowody na to, że właśnie stare formy przepracowaliśmy, jako naród okazaliśmy się odporni, bo działanie siły rozkładu doszło do punktu oporu, z którego zostanie odparte przez siły rzutu, zbudowane przez silną więź kulturową i społeczną jaka się wytworzyła przez setki lat bytu i daje podstawy do reakcji. Widział już działanie tych sił żywotnych i nie miał wątpliwości, że stworzyliśmy już nową strukturę społeczną, zdolną do odzyskania niepodległości. A zatem operując ogólnymi prawami "fizjologii wszechświata" sprecyzował wnioski konieczne, które w parę dziesiątek lat później zostały zrealizowane.
I to jest właśnie najważniejsza obserwacja Józefa Supińskiego. Nie mogą istnieć żadne struktury, nie poddane działaniu sił rozkładu, a pytaniem jest tylko , czy właściwie na nie zareagują. A zatem zadaniem analityka, opisującego rzeczywistość polityczną musi być uważne zbadanie, czy dana organizacja jest we władaniu sił rozkładu i w jakim momencie będzie w stanie je zatrzymać, a także definiowanie tych, które są poddane sile rzutu i przez to obiektywnie agresywne. Przypadków z dziejów powszechnych można podać dziesiątki, ale skupmy się na tym, co nas zupełnie bezpośrednio dotyczy.
Nie tylko Józef Supiński uważał Rosję po wojnie krymskiej za poddaną sile rozkładu i zastanawiał się , w którym momencie ten rozkład znajdzie punkt oporu i co da tu impuls do odwrócenia tendencji. W tym zakresie był przekonany, że Rosja ma jeden atut - rozmiar, ale też wielką wadę - chorą i nie dającą się naprawić strukturę społeczną, w dużej mierze przez ten obszar wytworzoną. Znajdowało to wyraz choćby w tak banalnej obserwacji, że cały świat określa rozmiar majątku ziemskiego przez podawanie jego powierzchni, Rosja zaś poprzez wskazanie ilości "przypisanych dusz".
W tym zakresie nic się nie zmieniło. Rosja nadal posiada wielki obszar i nieodmiennie tkwi w strukturze poddanej coraz większemu naciskowi sił rozkładu, dewastujących jej potencjalną moc. Próby wyjście z tego postępu destrukcji są nieskuteczne i prowadzą do wciąż większego marnowania zasobów, nie powstrzymującego rozkładu, także już fizycznego. Próby znalezienia punktu oporu są tu tylko iluzją, bo odwrócenie tendencji wymaga już zupełnej zmiany struktury, kompletnie innego działania, nie opartego na tęsknocie za utraconą pozycją, wywołującej reakcję najgorszą z możliwych - dążność do odegrania się. A zatem Putin wierzga przeciwko ościeniowi, bo nie jest w stanie przestawić Rosji na wyzwolenie sił rzutu, możliwych do wywołania tylko po skoncentrowaniu się na sobie, znalezieniu metody rewitalizacji więzi społecznych i oparciu jej na realnych procesach takie więzi budujących, czyli uruchomieniu mechanizmu państwotwórczego.
Oczywiście taka struktura jak Rosja znajdzie w sobie moc, aby siły rozkładu zatrzymać, bo ma ku temu potencjał, tyle, że to praca na dziesięciolecia, a oni nawet nie zaczęli, wciąż prezentując pozycje przegranego, który koniecznie chce się odegrać, nie próbując usunąć przyczyn przegranej. Są strukturalnie i obiektywnie wciąż poddani sile rozkładu i pozory nas zmylić nie mogą.
Co innego Niemcy. Ci właśnie swoje klęski przepracowali, co niestety dobrze świadczy o ich elicie. Od Poczdamu świetnie definiują swoje atuty i budują struktury napędzające siłę rzutu i niespełna osiemdziesiąt lat po największej klęsce w dziejach, stali się w Europie największą potęga. Tu oczywiście zaczynają działać siły rozkładu i IV Rzesza będzie tak samo tysiącletnia jak III, ale póki co stanowi zagrożenie , którego nie możemy nie doceniać.
A my? Chyba jesteśmy stabilni, to znaczy żadna tendencja jeszcze nami nie owładnęła. Zdaje się nawet , że obiektywnie jesteśmy w dość dobrym położeniu, choć jak wiadomo nic nie jest dane na zawsze. W każdym razie strukturę i zasoby mamy wystarczające i rzecz w tym aby je uchronić, bo właśnie zostaliśmy poddani wielkiej złodziejskiej presji. A zajęci obserwowaniem cyrkowych popisów zdegradowanego mocarstwa nie zauważmy jak zjada nas to, wciąż jeszcze wzrastające.
Inne tematy w dziale Polityka