Być może nie zwróciłbym uwagi na wywiad z panią Sylwią Spurek, gdyby nie przykuł mojej uwagi krzyczący tytuł o konieczności likwidacji sportów jeździeckich. Próbując dobrnąć do fragmentu w którym owa waleczna niewiasta uzasadniła ten pomysł, musiałem przeczytać jej wynurzenia dotyczące zasad żywienia rozrastającej się ludzkiej populacji. Po tej fascynującej lekturze mogę tylko mieć nadzieję , że współczesna rewolucja przewróci się na skórce od banana, w innym bowiem przypadku, czeka nas powszechne żywienie przez głodzenie. Nie wiemy oczywiście na ile pani Spurek jest reprezentatywna, dla szerszej publiczności pewnie w stopniu znikomym, ale to nie ma znaczenia, bo jeśli w podobny sposób myśli jakaś grupa wpływowych Esperantystów, to prób forsownego odrolnienia nie da się uniknąć, a zakaz hodowli koni będzie jednym z najmniej dolegliwych.
Oczywiście jest to zagrożenie, bo podobnie jak ze znanymi z historii wcześniejszymi rewolucjami było, próba realizacji chorych koncepcji finalnie spełznie na niczym, jednak wygenerowane po drodze koszty, opłacone najczęściej krwią, potem i łzami milionów, będą dojmujące. I choć w tej chwili społeczny opór przeciwko ograniczeniom w spożyciu mięsa, postulowanym przez lewicowych aktywistów, byłby nie do przełamania, to jeśli sprawy będą podążać w tym kierunku, to kto wie do jakich społecznych przesileń dojdzie, aby można było normalnie żyć.
I choć największym przysmakiem rewolucji są podobno jej własne dzieci, to my, nie chcący brać w tym udziału, nie mamy żadnych gwarancji, że niedługo kryzys spowodowany przez urojenia i uroszczenia współczesnych możnowładców i zaprogramowanych przez nich "działaczy", nie dotknie nas w stopniu trudnym do zniesienia. Znów bowiem człowiek przybrał się w szaty naukowo stwierdzonej własnej boskości, co w konsekwencji zawsze prowadzi do tego samego skutku. Człowiek "bóg" zaczyna wierzyć we własną moc sprawczą, dającą powody , aby urządzać świat według własnych wyobrażeń, dokąd się da to pokojowo, a potem ogniem, mieczem, gazem i wąglikiem.
Pani Sylwia Spurek jest tu tylko objawem tej choroby, jeszcze nie wyniszczającym sił żywotnych, ale już na tyle istotnym , abyśmy zaczęli reagować, bo przecież wywiad z nią to nie jakiś reportaż z miejsc odosobnienia, w których tego typu osoby powinny wracać do zdrowia, tylko obszerna rozmowa z członkinią ( niech będzie ) Europarlamentu. Na dodatek są poważne przesłanki aby przypuszczać, że ludzi dotkniętych podobnymi ułomnościami jest w tej instytucji znacznie więcej, a kto wie czy nie najwięcej. I to jest w tym najsmutniejsze, bo każdy człowiek posługujący się umysłem, przydatnym w myśleniu w ogóle, a takich jego formach jak namysł, pomysł, czy przemysł w szczególności, winien zdać sobie sprawę, że stajemy w obliczu systemu, który będąc ponurą tyranią, w jej wprowadzaniu posługuje się dziećmi. Wprawdzie dorosłymi, bo Sylwia Spurek metrykalnie dzieckiem nie jest, ba! Przy różnych zbiegach okoliczności, które się jednak nie zbiegły, mogłaby być już nawet babcią, ale w sferze "psyche" to absolutne dziecko. Choć z doktoratem, co oczywiście nie zmienia stanu rzeczy, a jedynie nasz pogląd na zasady przyznawania stopni naukowych.
Nieusuwalną cechą dziecinności jest bowiem brak doświadczenia i silnie związany z nim brak zdolności przewidywania. Człowiek rodzi się bez żadnych kompetencji, wszystkiego się musi nauczyć od starszych i posiadających odpowiednie zasoby. Tego nie rób, tamtego nie jedz, z tym się nie zadawaj. Takimi imperatywami otaczają nas w dzieciństwie dorośli i choć każdy w jakimś stopniu przechodzi moment buntu przeciwko nakazom i zakazom, to zazwyczaj w momencie kiedy cokolwiek jest w stanie zrobić samodzielnie. Inaczej nie przeżyje i to jest stara normalność.
Niestety czasy starej normalności w trybie pilnym odchodzą w niebyt, zastępowane przez spurkową..... no jeszcze nie teraźniejszość na szczęście, póki co to tylko przyszłość, a ta jak wiadomo każdemu graczowi, może, ale nie musi .....
Zatem spoglądamy na Sylwię Spurek i jej podobnych, potem spoglądamy w przyszłość i zaczynamy się poważnie niepokoić, kto o niej zadecyduje. Bo owa europosłankinia , poszerzająca debatę, jak to ładnie ujmuje, nie jest w stanie posługiwać się żadną kategorią niezbędną myślącemu dorosłemu. Ktoś uderzył wierzchowca batem w trakcie zawodów sportowych. Zlikwidujmy zatem jeździectwo, bo wykorzystuje zwierzęta. Co z końmi? Nieważne, coś się wymyśli. Co z ludźmi z tego sportu żyjącymi ? To nie problem, mogą się zająć kolarstwem ( takie propozycje już padły ). Dlaczego im zakażemy? Bo tak. A prawa i swobody obywatelskie? Żadne ludzkie prawo nie może naruszać praw zwierząt, nie mogących się bronić. I tak dalej. Zadrżałem z oburzenia, ale jako się rzekło to jeszcze nic, bo przecież - od rzemyczka do koniczka - przyznając zwierzętom prawa podmiotowe, musimy niechybnie dojść do ostatecznych konkluzji, czyli zakazu wszelkiej eksploatacji zwierząt. Czyli żegnaj stary świecie, od zarania na tym oparty, że człowiek je zwierzęta, korzysta z ich skór i futer, a także wykorzystuje je do pracy. Inaczej być nie może co najlepiej wyraził pewien anonimowy komentator wywiadu z panią Spurek, że gdyby Pan Bóg nie chciał żebyśmy jedli zwierzęta, to nie zrobiłby ich z mięsa.
Oczywiście w dziecinnym typie myślenia owej pionierki rewolucji, nie mieści się badanie konsekwencji wydawanych zakazów i nakazów. W czasie pokoju dzieci się nudzą i muszą coś zmieniać, zwłaszcza jeśli to coś narusza ich wymuskaną estetykę i wypracowane w sterylnych warunkach wyobrażenia o świecie. A skutki? Nieistotne, ważne aby tu i teraz się wszystko zgadzało z doktryną.
Miejmy nadzieję, że rewolucja nie będzie kiedyś musiała zjeść Sylwii Spurek, która zostanie uratowana nie przez wyjątkowo niską kaloryczność, tylko przez odwieczne prawa natury. Z tymi miałem okazję zetknąć się twarzą w twarz w czasie ostatniej Wielkiej Warszawskiej, gdy nieprzebrany tłum stołecznych lemingów, zwabionych na tor wizją wygrania kilku złotych, wskutek obstawienia dręczonych koni wyścigowych, utknął w niekończącej się kolejce po kiełbasę i karkówkę z rusztu. Według podsłuchanych mimowolnie relacji, ci którzy stanęli w kolejce przed drugą gonitwą, odbierali zamówione wiktuały po siódmej ( przerwy między wyścigami to 30 - 35 min. ). A zatem jest nadzieja, że czasy "ostatniej paróweczki" nie wrócą, bo nawet lemingi są mięsożerne, a po wielu leminżycach widać, że z eksploatacji zwierząt nigdy nie zrezygnują, zwłaszcza tych zasobniejszych przedstawicieli gatunku homo sapiens.
Wypada jeszcze odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Co jedzą Spurki? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Inne tematy w dziale Rozmaitości