Stulecie zawarte w datach zakończenia kongresu wiedeńskiego i początku I wojny światowej, to najprawdopodobniej najbardziej twórczy okres w dziejach świata. W krótkim czasie, stanowiącym równowartość jednego długiego życia, dorobek ludzkości wzrósł w sposób zawrotny. Zmieniło się wszystko i wbrew popularnej maksymie nic nie zostało po staremu. Ludzkie masy nabrały dynamiki prowadzącej do krwawych lub pokojowych, ale zawsze drastycznych przewrotów, realnie zmieniających zasady funkcjonowania społeczeństw.
Zastanawiając się nad przyczynami tego zjawiska , zmieniającego glob nie do poznania, każde przemyślenie musimy poprzedzić pytaniem - co sprawiło, że jeszcze w początkach XIX w. środki techniczne pozostające w dyspozycji najbardziej rozwiniętych zbiorowości, niewiele różniły się od tych wcześniejszych o kilka - kilkanaście wieków, aby w ciągu kilku dziesiątek lat przejść tak spektakularną przemianę.
Zapewne katalog takich przesłanek jest trudny do zdefiniowania, ale kilka jego istotnych składników da się wyodrębnić bez ryzyka pomyłki. I tu - w dziedzinie prawa, mamy element symboliczny. Krótkie zdanie, oznaczone numerem1134 w Kodeksie Napoleona, konstytuujące zasadę swobody umów jako podstawę obrotu gospodarczego: "Umowy legalnie zawarte stają się prawem dla tych, którzy je zawarli". Esencja naszej cywilizacji, pojęcie, do którego dochodzono długo, ale gdy wreszcie stało się "nazwanym" i uruchomionym jako powszechnie obowiązująca norma - dało potężny impuls cywilizacyjny, nieznany wcześniej, a niestety i później.
Co widzimy w tej normie, jeśli rozwiniemy jej analizę w oparciu o prawniczy schemat: hipoteza - dyspozycja - sankcja.
W hipotezie mamy zawarte całe spectrum zdarzeń - wolni ludzie, w ramach własnej autonomii i swoistości , wzajemnie wobec siebie się zobowiązują. Na domniemanej zasadzie ekwiwalentności świadczeń - do ut des, daję abyś dał, czynię abyś uczynił - następuje wymiana. Myśli, środków, dóbr. Nikt się w to nie wtrąca, bo to wynika z dyspozycji normy. Owo wzajemne zobowiązanie staje się dla stron prawem, nierozerwalną więzią, aż do czasu wygaśnięcia w wyniku okoliczności ustalonych przez umawiających się. Ten właśnie element nazywamy dyspozycją. Za jej naruszenie grozi sankcja. W tym wypadku jest nią zastosowanie aparatu państwowego przymusu , wobec owo "prywatne" prawo łamiących - zarówno stron kontraktu jak i osób trzecich, dokonujących zamachu na jego treść.
Swoboda wymiany staje się zasadą funkcjonowania społeczeństw i tu zaczyna się gwałtowne przyspieszenie tego, co jest napędem każdej cywilizacji - przepływu myśli. A zatem energia zaczyna krążyć przybierając wciąż nowe formy. Jak u Owidiusza, z tym , że to już nie bogowie dokonują niemożliwego. Tylko ludzie. Metamorfozy. Drewniane żaglowce przekształcone w transatlantyki, drabiniaste wozy w samochody, dyliżanse w lokomotywy, łojowe kaganki w elektryczne żarówki. Człowiek zaczyna przesyłać informacje w kilka chwil na wielkie odległości, transmituje dźwięki i obrazy, potrafiąc je przy tym utrwalać.
Dostajemy realny obraz swobody. Czyli swoistości bodźców , którymi się kierujemy. To prerogatywa wolnego człowieka. Sam ocenia, sam działa, sam ponosi odpowiedzialność. Efekty są niesamowite, choć i owa odpowiedzialność ogromna. Nie zasiejesz, nie zbierzesz, nie wywiążesz się - musisz ponieść konsekwencje i nie masz roszczenia do kogokolwiek , aby cię chronił przed skutkami twoich działań i zaniechań. Kości zostały rzucone i gramy. Efekty są piorunujące , postęp niesłychany, ale pojawiają się i skutki uboczne. Co zrobić z przegranymi, albo takimi co nie są w stanie grać. Mamy problem jak zrównoważyć "sam" i "społem". Tu znowu szukamy pomocy u prawników. Uruchamiamy procesy normatywne mające ograniczyć bezwzględność gry.
Stajemy wobec problemu pilnowania równowagi. W idealnym świecie nie powinno być przegranych, czy skrzywdzonych i poniżonych, żeby się odwołać do Dostojewskiego, ale są. Bo postęp techniczny powoduje gwałtowny przyrost liczby ludności, a nikt czekać na swój dobrobyt nie chce. Co więcej w przypadku całkiem sporej masy owych wykluczonych, tu nawet nie o dobrobyt chodzi, tylko o elementarne podstawy trwania, a rozpędzony system ani myśli zwalniać. A zatem trzeba go skorygować. Pojawiają się Marks i jemu podobni, ze swoimi receptami. Oni niczego nie chcą naprawiać, a jedynie zniszczyć. Wprowadzają do ludzkich zasobów tak silny element myślenia apriorycznego, bazującego na przekonaniu o ludzkiej sile w zakresie planowania mechanizmów społecznych, że nie jesteśmy w stanie się ich już pozbyć. Przestajemy obserwować naturalne zjawiska, a zaczynamy wymyślać swoje, eliminując przy tym wszelką religijność jako element konieczny stabilizacji wszelkich społeczności. Religia to opium dla mas, nikomu i niczemu nie służy, jedynie przeżerając siły i środki w jałowym obiegu, niczego ludzkości nie dającym.
W tym momencie następuje głęboki kryzys w zakresie pojęć, szybko stający się zagrożeniem o randze cywilizacyjnej. Nachalna i tępa próba zniszczenia świata wolnych ludzi, skończyła się katastrofą, ale te podejmowane w nieco mniej radykalnej formie, zaczynają pokazywać swoją skuteczność. Stajemy się światem norm. Nie tych wspomagających naturalne mechanizmy, wynikających z ich obserwacji. Stajemy się światem zaprogramowanym według norm wypreparowanych w laboratoriach, a rzeczywistością zaczynają zarządzać prawnicy. To oni są w systemie największym i najważniejszym producentem. Bez ustaw, rozporządzeń, zarządzeń, okólników, wyroków, orzeczeń, zgód , decyzji, postanowień i całej armii ich producentów i interpretatorów - nie istniejemy. Widać to szczególnie przy różnych obliczeniach udziału w PKB. Człowiek prowadzący gospodarstwo rolne produkujące żywność dla kilku tysięcy konsumentów, ani się zbliża do wartości pracy tych, którzy reprezentują prezesa X w sporze z dziennikarzem Y o to, czy tamten powiedział co powiedział o tym, który mówi , że powiedział, czemu pozwany konsekwentnie zaprzecza. Taki proces generuje milionowe wartości. Wprawdzie puchu i mgły, ale jak najbardziej wymierne. A ów rolnik? On proszę Państwa produkuje cywilizacyjne zagrożenie, w postaci metanu, gnojówki, odpadów zwierzęcych, po uprzednim znęceniu się nad ofiarami. A zatem trzeba mu zakazać. Dla bezpieczeństwa nas wszystkich, dobra planety i dobrostanu futrzaków. Na siew , czy hodowlę musi dostać zgodę, po wypełnieniu odpowiednich formularzy i stosownym oczekiwaniu, aż się wypowiedzą eksperci, ekspertki, działacze i działaczynie, naukowcy i naukowczynie, prawnicy i prawniczki. Jak przyjdzie zgoda będzie mógł zasiać. W styczniu, lutym, marcu, czy innych miesiącach , wynikających z kolejności rozpoznania spraw. A jak zabraknie chleba? Niech jedzą ciastka.......
Inne tematy w dziale Społeczeństwo