Nie wiem czy komukolwiek udało się uzasadnić sens tworzenia instrumentów muzycznych, ale nawet jeśli, to wszelkie wnioski w tym zakresie nie mogą mieć żadnej prawomocności. O ile bowiem jakieś proste sprzęty, typu bębny, tuby, gwizdki itp. jakoś się bronią, w zakresie swojej praktyczności, służąc do pierwotnej komunikacji, o tyle cała reszta - nie. Zwłaszcza fortepian.
Trąbka sygnałowa miała swoją przydatność głównie na polu militarnym. Przy większych rozmiarach i powszechniejszym użyciu, mogła wytworzyć hałas zagłuszający pracę podkopujących mury Jerycha. Bębny służyły podawaniu rytmu, tak ważnego choćby w wiosłowaniu. Ale fortepian? Czy też wcześniej klawesyn? Czyste marnotrawstwo.
W dobie klęski Francji w 1940r. , zrozpaczony generał de Gaulle podobno wykrzyknął: " Nie może upaść naród, który wymyślił 1000 gatunków sera". W osiemdziesiąt lat później musimy zacząć sobie zadawać pytanie, czy może upaść cywilizacja, która stworzyła fortepian. Odpowiedź nie jest jednoznaczna, a szklanka z rokowaniami napełniona do połowy.
Bo co symbolizuje ów niezwykły instrument służący do produkcji dźwięków? Cywilizacyjne apogeum, w którym społeczność wydaje ogromne zasoby na budowanie całej struktury systemowo nastawionej na wytwarzanie wrażeń. Bo przecież sama maszyna to jeszcze nic. Potrzebni są ludzie umiejący jej używać, wydobywając dźwięki wkładane tam przez tych, którzy przy użyciu skomplikowanego systemu znaków, potrafią je układać w kompozycje. Wciąż tylko po to , aby tworzyć wrażenie. Nic materialnego, co by zaspokajało naturalne potrzeby ludzkie. Ale przecież jak najbardziej materialny jest cały mechanizm produkcji muzyki. Szkoły muzyczne, filharmonie, orkiestry, archiwa, wydawnictwa, wytwórnie instrumentów, koncerty, festiwale - wielka dziedzina życia i gospodarki, piramida produkująca wielką ulotność, a na jej szczycie oczywiście fortepian. Bo choćby nie wiem jak protestowali zwolennicy innych instrumentów, też przyznajmy potrafiących wprowadzić w zachwyt, to żaden nie może się równać z fortepianem. Ten ma bowiem nienotowaną skalę i potrafi zawładnąć słuchaczem w dowolnej formie, od jakiegoś mikroskopijnego preludium, czy etiudy, po koncert. Zawładnąć. Dobre słowo, a można jeszcze dorzucić urzec , zachwycić, oszołomić, oczarować. Dochodzimy do sedna.
Obok muzyki mamy jeszcze przecież wszystkie inne gatunki sztuki, zawsze się przenikające i czerpiące wzajemnie z własnych zasobów. Nawet teraz, gdy obraz jest migawką, to nie wyobrażamy sobie filmu bez podkładu muzycznego i odwrotnie. Dzieła muzyczne często ilustrujemy obrazami, co zresztą oddaje nasze piękne słowo "wyobraźnia", łączące te wszystkie zależności. Bo tu jest istota rzeczy. Gdyby bowiem starać się skoncentrować , czyli po polsku ześrodkować nasze pojęcie, o tym kim jesteśmy, to to jedno słowo byłoby tu chyba najwłaściwsze. Jesteśmy cywilizacją "wyobraźni". Przekraczamy rzeczywistość od samego początku. I stąd właśnie u faktycznych założycieli Europy - Greków, ta niesamowita zdolność twórcza. Nie wiadomo skąd ją wzięli, czy z podróży przez stepy Eurazji, czy z późniejszych peregrynacji morskich, ale stworzyli i przekazali zasób, który nie da się z niczym porównać. Wielki Tadeusz Zieliński nazwał to zjawisko objawieniem Boga w pięknie i tu się nic dodać nie da. Człowiek został przez Boga użyty do tworzenia piękna i to się zaczęło w starożytnej Helladzie i nigdzie indziej. Muzykę stworzyli arkadyjscy pasterze pod opieką Feba / Apolla i od ich prostych fujarek rozwinęliśmy ją do fortepianu i granego na nim koncertu, gdy ów instrument dialoguje z orkiestrą symfoniczną. Zobaczymy niebawem tę rozmowę w Warszawskiej Filharmonii.
To będzie ilustracja piękna, czyli tego, co jest fundamentem naszego życia. Bez piękna się obejść nie umiemy, tworząc "o nim" całe gałęzie nauki i gospodarki. I mimo całej pozornej materialnej zbędności powoływania "piękna", w tych wszystkich jego znanych nam formach, od ludowej piosenki żniwiarzy, czyli po dawnemu "żeńców", po gotyckie katedry i monumentalne symfonie z chórem, to mamy świadomość , że jego likwidacja byłaby dla nas kresem. To znaczy powinniśmy mieć tego świadomość.
I tu właśnie mamy największy cywilizacyjny problem, bo wyobraźni powołującej do życia te fenomeny, stanowiące nasze kulturowe bogactwo zaprogramować , ani ograniczyć się nie da.
"Słowa człowiek nie wywiódł z siebie sam, ale słowo było z człowieka wywołane i dlatego dwie przyczyny tam uczestniczyły: jedna w w sumieniu człowieka, druga w harmonii praw stworzenia.
A skoro tak wybrzmiewać poczęło, słowo napotkało jeszcze harmonię form, otaczających wyobraźnię mówiącego, czyli literę. Miało przeto od razu swój wnętrzny stan bytu i swoje zewnętrzne odbudowanie literą".
To Norwid w "Rzeczy o wolności słowa". Ujętej nie formalnie , jak teraz, a materialnie, jak u podstaw naszej cywilizacji. I owa litera jest formą dla ludzkiej myśli, możliwej do zapisania i wyobrażenia w formie znaku, który możemy nazywać różnie - literą właśnie, nutą, cyfrą - ale zawsze, o ile zapis ma mieć wartość oddania swobodnego ludzkiego ducha, musi być wolny. I to jest istota naszej cywilizacji. I po to potrzebny jest fortepian.
Jeśli jednak te wszystkie zgromadzone zasoby, zarchiwizowane zapisy, okleimy taśmami politycznie poprawnej policji, z napisami: faszyzm, nacjonalizm, obskurantyzm, ciemnogród, coś tam fobia, antysemityzm, kołtuństwo, religianctwo, wstecznictwo, biały suprematyzm i co tam jeszcze kulturoburcy wymyślą, to zostaniemy z niczym. Z bum bum rapem , hip hopem, o ile będą j....ć tych co trzeba.
Jeśli zatem jak chciał Norwid w swoim pięknym wykładzie, czy w niesamowitym wierszu "Próby" - piękno ma nas zachwycić, zastanowić, zatrzymać i wzbudzić podziw, to przez to staje sie wrogiem tych, którym ta ludzka zdolność, zamknięta w słowie na - mysł najbardziej przeszkadza. Tym co chcą z nas wypędzić człowieka - pielgrzyma, a ulepić człowieka pożeracza. Eryzychtona.
Dlatego uderzenie w zasób kulturowy jest tak potężne i bezwzględne. Człowiekowi słuchającemu dźwięków fortepianu trzeba o wiele mniej do skonsumowania w postaci "produktów". A przy tym człowiek słuchający fortepianu staje się niebezpiecznie wolny, bo ma "wyobraźnię", a posiadacz wyobraźni nie jest dobrym konsumentem. Ani wyborcą w demokracji liberalnej, w której głosuje się na produkty jak na proszki do prania.
Wiele wskazuje na to, że kulturoburcy prędzej czy później dobiorą się i do fortepianu. Czarnych wirtuozów, mało, podobnie jak muzułmańskich. Przygniatająca większość twórców muzyki, to biali mężczyźni. W orkiestrach symfonicznych podobnie. Idą dla nich złe czasy. Słuchajmy, póki można.
Inne tematy w dziale Kultura