O takich ludziach jak Ferdynand Antoni Ossendowski mówi się standardowo, że ich życiorys jest gotowym scenariuszem na film sensacyjny. Być może, ale współcześnie może lepiej, aby żaden "twórca" się na taką ekranizację nie porywał, bo i tak wyszedłby knot. Niezależnie od zapału , czy intencji. Mógłby ktoś się ewentualnie pokusić o jakąś biografię, bo pisarz bez dwóch zdań zapracował sobie na niejedną, ale też mam obawy czy to zadanie nie przerasta możliwości współczesnych, a szkoda. Jest o kim pisać bo Ferdynand Ossendowski to fenomen. Z jednej strony nieobecny w dzisiejszej świadomości, z drugiej - najpopularniejszy polski autor, którego książki sięgały nakładami ( w skali świata oczywiście ) kilkudziesięciu milionów egzemplarzy. Tłumaczony na wszystkie niemal języki - i co najważniejsze, rzeczywiście czytany. I co nie mniej ważne - popularność zdobył dzięki książkom demaskatorskim, obnażającym prawdziwe oblicze sowieckiej rewolucji i jej autorów, a przy tym precyzyjnie kondensującym głupotę, okrucieństwo i niedorzeczność systemu bolszewickiego, bez żadnych marginesów. Co inne jest od złego jest i Ossendowski jednoznacznie wskazał na szatańskie pochodzenie komunizmu.
Nie dał się zwieść jak tysiące innych ludzi , z nieznanych przyczyn nazywanych intelektualistami, którzy z myślą o regulowaniu świata według recept marksizmu - leninizmu nie mogą się rozstać po dziś dzień i wciąż próbują, choć tym razem próbują rozwalić system społeczny przy pomocy innych metod, nieco mniej morderczych ( przynajmniej na razie ) niż towarzysz Nagan. Ossendowski przeżył zmiecenie śladów przeszłości na własnej skórze i cudem ocalawszy opisał te przeżycia w słynnej onegdaj książce , wydawanej pod różnymi, choć podobnymi tytułami. Pozostańmy przy wersji "Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" , bo taką akurat mam na półce. Na specjalnej , oddzielnej półce, zawierającej starannie wyselekcjonowane dzieła najbardziej nieprzejednanych i bezkompromisowych antykomunistów. Ferdynand Ossendowski dzieli ją ze swoim imiennikiem Goetlem, Sergiuszem Piaseckim, Leopoldem Tyrmandem, "Kisielem" i Józefem Mackiewiczem oczywiście. To kanon. Ludzie prawdziwi. Nie do zwiedzenia i oszukania. Jednostki specjalne.
Ossendowski musiał być świetnie wyszkolonym agentem, choć nie podejmuję się ocenić przez kogo i dla kogo pracował, ale meandry jego niejasnej biografii nie pozostawiają złudzeń. Szkoda, że nie mieliśmy w Polsce takich więcej, może historia potoczyłaby się inaczej, a paru naszych wrogów straciło głowy, zanim zdążyliby ich użyć. Nie jesteśmy w stanie ocenić ilu czerwonych pisarz wydelegował do piekła, osobiście, czy w wyniku wydanych rozkazów, ale z pewnością była to liczba godziwa, co ściągnęło na Ossendowskiego zapiekłą i nigdy nie wygasłą nienawiść. I nawet jeśli sporo elementów swojej syberyjskiej epopei ten niezwykły człowiek zmyślił, to te potwierdzone przez niezależne źródła, wystarczają aby uznać go za idealną antytezę Feliksa Dzierżyńskiego. Niestety, to ten ostatni finalnie wygrał, a Ossendowskiemu pozostała ucieczka, przed zajadłym komunistycznym pościgiem. Zostawmy to na boku, bo współpraca z baronem von Ungern - Sternbergiem nie jest tu najważniejsza, choć bez wątpienia najbardziej widowiskowa. Nie. Najważniejszy przekaz pisarza to biografia Lenina.
Ni to biografia, ni powieść psychologiczna. Taka część wspólna zbiorów obu tych gatunków. Życiorys wrzucony na społeczną siatkę ówczesnej Rosji, świetnie autorowi znanej, z bezwzględnie wplecionymi elementami nauk przyrodniczych, w zakresie których był Ossendowski wybitnym specjalistą. Zapis działalności człowieka zupełnie nowego, przed którym już przestrzegał Dostojewski w swoich największych pojęciach, z precyzyjnym, biologicznym skatalogowaniem skutków jego działalności. Nie żadnego szaleńca, czy socjopaty, choć moglibyśmy odnieść takie wrażenie. Lenin w opisie Ossendowskiego to człowiek mechaniczny, sam przez siebie zaprogramowany, zręcznie wykorzystujący materialne przesłanki działania, bo każdą maszynę trzeba jakoś zasilać. To też Ossendowski demaskuje ( głuche powieściowe echo sławnej sprawy akt Sissona , w którą był zamieszany ) . A zatem człowiek - robot, wyprany z uczuć, ale co najważniejsze - demiurg obalający pierwsze przykazanie. Stojący w absolutnej opozycji do naturalnych zasad, nienawidzący jakiejkolwiek tradycji i w przeszłości widzący wyłącznie przyczyny społecznej opresji - zmiata wszystko. A raczej próbuje zmieść, bo opór materii obala samego wodza rewolucji, choć uruchomione przez niego procesy zniszczenia, są nie do zatrzymania. Widzimy to poprzez wplecenie do książki wielu fikcyjnych postaci, z różnych sfer i sportretowanie ich losu pod rządami bolszewików. Niezmiennie tragicznego.
Wszystkie te nieszczęścia mają jedną przyczynę. Ów leninizm, definiowany nie jako system społeczny. W klęskę tego ostatniego Ossendowski ani przez chwilę nie zwątpił, twierdząc, że wszelkie formy kolektywizmu, od komunizmu po socjalizm, są dobre dla mrówek i termitów, ale nie dla ludzi i jako takie w czasie historycznym muszą się przeżyć, a świat wrócić do równowagi. Nie - leninizm według Ossendowskiego to owo mechaniczne zboczenie, defekt indywidualnego mózgu, który skłania człowieka do myślenia o sobie, jako istocie nie podlegającej prawom boskim, ale stanowiącej swoje własne i przy korzystnym zbiegu okoliczności gotowej do narzucenia ich innym. Najlepiej przemocą.
I w tym zakresie Lenin jest wiecznie żywy. W każdym tego typu intelektualiście, bo przecież Włodzimierz Ilicz Ulianow był nim w każdym calu. A mamy ich teraz całe stada. Kto nie z nimi ten populista i Ciemnogród. Dlatego warto znać tę książkę. Aby wiedzieć - kim być, a kim nie.
Inne tematy w dziale Kultura