kelkeszos kelkeszos
2438
BLOG

Po co nam granice. O podmiotowości

kelkeszos kelkeszos Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 151

Podmiotowość to fascynujące zjawisko w każdej sferze. Być może najrzadziej zastanawiamy się nad kwestią językową, a ta też jest ciekawa. Polski "podmiot" ma identyczne znaczenie jak łacińskie "subiectum". Dosłownie. Wrzucić pod. Przy czym nie  jakąś rzecz tylko abstrakcyjną moc, siłę. Miotanie w polszczyźnie to nie to samo co rzucanie, ale ktoś tłumacząc łaciński wyraz i wprowadzając go do polszczyzny, zrobił to z mistrzowską precyzją. Inna sprawa, że język pojęć był ten sam, choć użyte dźwięki zupełnie inne. To w przypadku tożsamości kulturowej nie ma znaczenia. W kręgu określonej cywilizacji wszyscy wiemy o co chodzi - i jakie pojęcie zapisano w słowie. 

W naszym przypadku chcąc chwycić sens podmiotowości, zupełnie naturalnie możemy ją skojarzyć z miechem kowalskim. Miech jak sama nazwa wskazuje - miota, z tym że coś niewidocznego. Niematerialną siłę, bez której ogień w kuźni by się nie palił. I ów miech jest właśnie wizualizacją podmiotu. W zamkniętej przestrzeni naszej swoistości gromadzimy moc, nad którą tylko my możemy i chcemy panować. To akurat każdy czuje i instynktownie odrzuca wszelkie roszczenia do tej przestrzeni. Daj, idź, stój, płać, zrób, pracuj - tysiące słów w trybie rozkazującym, owych łacińskich imperatywów, które odrzucamy, bo wkraczają w nasze subiectum i chcą wykorzystać naszą siłę. 

A jednak , będąc istotami społecznymi, mogącymi funkcjonować wyłącznie we wspólnocie, musimy na te roszczenia reagować i użyczać swojej podmiotowej siły innym, na różnych zasadach. Najczęściej jest to zasada wzajemności i ją najchętniej akceptujemy. Daję żebyś dał, a więc rzymskie do ut des, zwane też z grecka synallagmą genetyczną. To podstawa prawa cywilnego. Wszelkiego obrotu gospodarczego, zazwyczaj wsparta zasadami swobody umów i ekwiwalentności świadczeń. Słynny artykuł 1134 Kodeksu Napoleona stanowił, że umowy legalnie zawarte stają się prawem dla tych, którzy je zawarli. To rozumiemy wszyscy. Tu imperatyw wchodzący w naszą podmiotowość ma jednoznaczne umocowanie. Zapłaciłem, to wydaj towar. Oddałem nieruchomość w najem, zapłać mi czynsz. Pożyczyłem, oddaj dług. Tu rolą państwa jest wyłącznie ochrona przed bezprawnym uszczupleniem czyjejś podmiotowości. Jeśli ktoś czuje się skrzywdzony - występuje z roszczeniem, a państwo korzysta ze swojego "imperium" tylko aby zmusić naruszyciela do wykonania zobowiązania.

I tu dochodzimy do kolejnego fundamentalnego pojęcia. Owego roszczenia. Jego źródłosłów nietrudno zidentyfikować. Rzadko się nad tym zastanawiamy, ale czas "po polsku" mierzymy w dwóch różnych porządkach. W liczbie pojedynczej mamy "rok", w mnogiej "lata", choć oczywiście gdzieniegdzie słychać określenie "latoś", czyli w tym roku. W każdym razie rok to cykl sądowy, wzięty z wymiaru sprawiedliwości, lata pochodzą od biegu słońca.

Pierwotnie nie było stałych sądów i zbierano się na cykliczne roki. To wyjątkowo ważne wydarzenie pozostawiło po sobie znaną wszystkim uroczystość i mniej kojarzące się roszczenie. A ono jest tu niezwykle ważne, ponieważ chroni naszą podmiotowość. Wnoszono na "roki" żądanie ochrony owej podmiecionej mocy, a więc "roszczono". I tak zostało. W zasadzie każdemu prawu podmiotowemu przysługuje roszczenie, czyli żądanie od innych poszanowania naszej podmiotowości, którą ma chronić państwo, poprzez wydanie wy - roku i zapewnienie mu wy - konania, czyli egzekucji. Fundamentalne pojęcia dla państwa i prawa. Jednak tylko w porządku świeckim, bo inaczej jest gdy wkraczamy na grunt pojęć religijnych.

Zostawmy tu inne religie, a skupmy się na Chrześcijaństwie. Tu imperatywy wkraczające w sferę naszej podmiotowości są wyjątkowo jednoznacznie sformułowane, a przy tym dojmujące i niewątpliwe. Nadstaw policzek, oddaj płaszcz. Zasada wzajemności zupełnie wykluczona. Jeśli jesteś dobry dla tego, który jest dobry dla ciebie, to jaką masz w tym zasługę? A zatem żadnej ekwiwalentności. To etyka poświęcenia, bo tylko ono się liczy. Tylko nierównowaga jest tu ceniona. Nie zapominajmy jednak o jednym. To nie jest porządek ludzki. To jest porządek boski. Co w praktyce oznacza  jedno. Tylko Pan Bóg może od nas "rościć" powołując się na naszą wiarę, a w ocenie tego co zrobimy, jak wykorzystaliśmy naszą podmiotowość, jest zupełnie nieskrępowany. Bo my też nie mamy wobec Niego żadnych roszczeń. Nie pójdziemy na Sąd Ostateczny z teczką pod pachą, zawierającą spis dobrych uczynków i poświęceń, wystawiając rachunek. Ale widzimy w związku z tym jedną niezbywalną konsekwencję. Skoro roszczenie wynikające z naszej wiary, przysługuje Panu Bogu, to nikomu innemu. Każdy kto przyjdzie z żądaniem - nadstaw drugi policzek, oddaj płaszcz, zapłać, przygarnij, opuść swoje mieszkanie - popełnia grzech główny.  To pycha.  Z miejsca łamie pierwsze przykazanie.  Może prosić, to jego prawo, ale nie może rościć. 

Jezus kilkakrotnie podkreślił wyraźny rozdział tych dwóch sfer, najdobitniej oczywiście -  odrzucając monetę. Macie tu swoje pieniądze i nimi regulujcie swoje zobowiązania, to też powinność, ale nie mieszajcie do tego Boga, bo to inna sfera i według innych zasad będziecie rozliczani.

 A zatem mamy swoją praktyczność podkreśloną przez Zbawiciela. A w niej się grodzimy, bo inaczej być nie może. Bo tak jak bronimy swojej osobistej podmiotowości, tak musimy jej bronić w sferze społecznej, na różnych szczeblach wspólnoty. Rodziny, grupy etnicznej, narodu, czy wspólnoty państwowej. Tylko tak możemy trwać. I na tym opiera się nasz ziemski ład, który ubieramy w normy prawne, gwarantowane przez państwo. Trzeba było tysięcy lat, morza krwi, potu i łez, żebyśmy doszli do pojęć republikańskich, w których staramy się tak równoważyć prawa podmiotowe, z prerogatywami wspólnoty, zorganizowanej w państwo, aby zostawić maksymalnie dużo wolności osobistej, przy maksymalnej wydajności państwa w sferze ochrony praw wspólnych. To niełatwe i delikatne zadanie. Często się mylimy, ale sporo już wiemy. I mamy cały zasób doświadczeń. Wiemy przede wszystkim jedno. Prawo stanowione jest niezbędnym i nieusuwalnym elementem istnienia państwa. Bez niego stajemy się luźnymi hordami,, bez szans na rozwój i z niewielkimi na trwanie. Skoro zdecydowaliśmy się na regulowanie wielu sfer życia publicznego ( niestety zbyt wielu, ale to inna kwestia ) to musimy te regulacje respektować, zwłaszcza w sferze ochrony granic, a zatem sfery naszej publicznej podmiotowości. Jeśli się to komuś nie podoba, to niech próbuje zmieniać prawo, ale bez mieszania do tego kwestii religii, bo to nie jego rola. W tym zakresie działa inny prawodawca.

Nasi przodkowie żyli niemal w stanie pierwotnym, tworząc podstawowe pojęcia. Grodzili się od ciemności i innych niebezpieczeństw, początkowo pałatką ( ciekawe słowo ), potem na - miotem, w końcu ogrodzeniem. To co najcenniejsze - było w grodzie, ogrodzie i zagrodzie, czego strzegli jako warunku przetrwania. Do tych miejsc obcy mógł wejść albo zbrojnie, albo jako błagalnik. Nigdy z roszczeniem. I tak powinno pozostać. Bo inaczej stracimy wszystko. I dlatego godząc się na zabieranie nam części mienia w formie podatków, chcielibyśmy, aby przede wszystkim szły na utrzymanie tych, którzy strzegą granic tego co ogrodziliśmy. Ci zaś , co chcą owe zabezpieczenia naszej podmiotowości znieść, a chroniących je ludzi lżą i wyszydzają, są w istocie najniebezpieczniejszymi wrogami. Jak Rachab w Jerychu.

kelkeszos
O mnie kelkeszos

Z urodzenia Polak, z serca Warszawiak, z zainteresowań świata obywatel

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (151)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo