Ten motyw miał szczęście do ujęć. Bajkę Gothego genialnie opracował muzycznie Paul Dukas , a obydwa dzieła złączył w animowaną opowieść z udziałem Myszki Miki Walt Disney. Mamy zatem owego niezdyscyplinowanego adepta czarów i w kanonie literatury powszechnej, i w filharmonii, i w popkulturze. Sam motyw znany jest od zarania, od greckich mitów z puszką Pandory na czele, opowieści 1001 nocy, dzieł Szekspira, czy modnych w czasie oświecenia powiastek filozoficznych w stylu Woltera. Nieokiełznana i niecierpliwa młodość, niepomna ostrzeżeń i zasad, dostawszy w swoje ręce na chwilę spuszczone z oka instrumenty, wywołuje chaos, trudny do opanowania, a w zasadzie możliwy do powstrzymania tylko jakąś nadzwyczajną interwencją, w stylu strącenia Faetona przez ratującego porządek rzeczy Zeusa.
Będąc jedyną cywilizacją potrafiącą zamykać pojęcie w dziele sztuki, nagromadziliśmy ogromną ilość zasobów, pozwalających na twarde trzymanie się ewangelicznej zasady - uczeń nie może przerosnąć mistrza, ani sługa pana i mamy w tym zakresie doświadczeń aż nadto.
Wiedząc dobrze czym kończy się burzenie porządku rzeczy wyłożonego czytelnie przez Zbawiciela, moglibyśmy uznać, że ludzkość przestanie ważyć się na obalanie tego co odziedziczyła, a co zostało okupione krwawym doświadczeniem pokoleń. Nic z tego. I nie dziwiłoby, gdyby niszczeniem zastanego ładu zajmowali się młodzi i niedoświadczeni, chcący sprawdzić czy zamienienie miotły w nosiwodę ułatwi funkcjonowanie. Proszę się nie dziwić takiemu akurat doborowi fabularnego motywu. Człowiek noszący wodę to w czasach Goethego była wyjątkowo ważna funkcja w miastach, starczy poczytać Aleksandra Kraushara "Typy i oryginały warszawskie", żeby się przekonać jak istotną społecznie pełnił rolę, przed dobą wodociągów.
Ale w ciągu lat niespełna dwustu dorobiliśmy się prawdziwych czarnoksiężników, potrafiących swoją wiedzą tak nam ułatwić i uprzyjemnić życie, że oglądanie fundamentów na których stoi współczesny ład i korzeni , z których wyrósł, nikogo nie interesuje. Nie musimy pamiętać jak wyglądał wcale nieodległy świat przy świecach, lampie naftowej, z transportem co najwyżej konnym, pracą po 16 godzin na dobę, bez jakiejkolwiek opieki medycznej i ochrony przed zarazą. Nauka pchnęła nas w sfery dla poprzedników niewyobrażalne, a każde młodsze pokolenie w krótkim czasie potrafi technicznie przerastać o kilka wielkości swoich rodziców, o dziadkach nie wspominając, wbijając się w pychę nowoczesności, nie znającej ograniczeń i rozumienia zasad.
I tu właśnie mamy problem cywilizacyjny. Zaburzamy relację nauczyciel - uczeń. Ci pierwsi dziecinnieją, ci drudzy nie potrafią zrozumieć niewidocznego na pierwszy rzut oka zasobu. Ten został przykryty kolorowymi obrazkami, spoza których nie widać podstaw. Te pozostają zasłonięte, nieczytelne i powoli popadają w zapomnienie.
Prawdziwi nauczyciele umiejący czytać znaki pokoleń i korzystać z zasobu przez nie wypracowanego zniknęli, albo zamienili się w koniunkturalnych potakiwaczy, goniących za modą, za nowoczesnością, choćby najbardziej absurdalną, a przede wszystkim za ułudą wielkości, połączoną z pozorem czarnoksięskiej władzy nad tłumem, który z rozdziawionymi gębami podziwia sztuczki iluzjonisty.
Każdy z tych utytułowanych mistrzów ma swoją wiedzę, wykształcenie i możliwości wykorzystywania tych skarbów, w dowolnym celu. Bo wszelkie etyczne ograniczenia nauki zostały zniesione. Uwolniła się od opresyjnej religii wskazującej tabu jako nieprzekraczalność. Jako sferę zarezerwowaną wyłącznie dla Boga. Tego którego "nie ma". A skoro nie ma - to czarujemy, bo wszystko wolno i wszystko jest możliwe. I o ile w klasycznym motywie z Gothego widzimy lekkomyślnego młodzika, ostatecznie jednak spacyfikowanego przez starego mistrza, o tyle teraz takich lekkomyślnych uczniów nikt pacyfikować nie chce, a starzy czarnoksiężnicy postanowili wykorzystać swoją wiedzę do okiełznania żywiołów, od których powinni się trzymać z daleka, bo nie do nich należą.
Czary ubrane w nimb naukowości i oflagowane tytułami, nadal pozostają czarami, ale w czasach gdy ich propagowanie jest możliwe przy pomocy milionów luxów niosących światło, potrafiących noc zamieniać w dzień, prawdziwa wiedza, prawdziwe doświadczenie wieków, zapisane w genach instynkty umożliwiające przetrwanie - muszą przegrać z blagą. Brak nam zastanowienia, brak cierpliwości i umiejętności sprowadzenia rzeczy do najprostszych pytań, na których muszą wywrócić się wszystkie pandemiczne narracje. Od niemożności rozwiązania równania z dwiema niewiadomymi nie uciekniemy, choć uciekamy. Nie znając liczby zakażonych, ani liczby realnych zgonów, których przyczyną był wirus, nie określimy jego śmiertelności.
Apeluje się do nas o wiarę w naukę. Najczęściej wybitni lekarze, proponują rozwiązania prawne wprost kłócące się z dorobkiem całej nauki prawa. Jak odpowiedzialność, wina, szkoda, prawa podmiotowe. To nic nie znaczy, tak jakby prawo nie było nauką. Okazuje się , że zaszczepiony, który się zarazi od niezaszczepionego, ma mieć do niego roszczenie odszkodowawcze. Nie do producenta szczepionki mającej go skutecznie chronić, tylko do tego, który jej nie przyjął. A zatem koniec z odpowiedzialnością wytwórcy za wady produktu. Koniec z winą, jako podstawą indywidualnej odpowiedzialności.
Wrzuca się nas w pojęcia prawne przynależne wspólnotom pierwotnym, żyjącym w stanie natury, albo zaczerpnięte z dorobku cywilizacji, która wytworzywszy skrajnie aprioryczne prawo nie była w stanie stworzyć żadnego państwa, przylepiając się do innych, rozwijających swoje zasady wolności jednostek i państwa jako ich gwaranta.
Nie szukamy prostych wyjaśnień, wciąż wracamy do człowieka dla szabatu, zapominając, że powinniśmy żyć według odwrotnej hierarchii. Nie wierzymy w opatrzność, wieża w Siloe zawali się z pewnością na niezaszczepionych, albo w ogóle się nie zawali, bo w czasach czarodziejów to naukowo wykluczone. Człowiek ma być dla szczepionki, bo tak mówią najmądrzejsi z nas, a kto oponuje - ten wariat.
I jedno jest w tym wszystkim optymistyczne. To co niosło naszą cywilizację przez wieki, ten społeczny instynkt przechowujący wszystkie odkrycia, zapisane w obrazach, nutach, na kartach wielkich dzieł literackich, czy w artykułach fundamentalnych kodyfikacji - to działa. Ten wielki milczący ludowy mistrz, zapisany w genach, potrafi jeszcze się ocknąć i powiedzieć - wara, wszelkim wydrwigroszom, grającym z nami w trzy kubki, pięć szczepionek, czy sto wariantów zarazy.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo