Nie wiem kto w pisarskiej głowie urodził się wcześniej - Sherlock Holmes, czy ajent warszawskiej policji kryminalnej zwany przez kolegów z pracy "Frygą", a przez żonę Józiem, faktem jest jednak, że obydwaj panowie pojawili się na kartach książek niemal równocześnie. Słynny detektyw w 1887, nasz rodzimy bohater w 1888r. Pierwszego znają wszyscy, podobnie jak autora cyklu powieści o mistrzu dedukcji, Artura Conan - Doyla. Henryka Nagiela i jego "Tajemnice Nalewek" pamiętają nieliczni. Nagiel to Warszawiak z krwi i kości, z doświadczeniem we wszystkich liczących się środowiskach miasta, od dzielnicy żydowskiej, po pałace arystokratów. Dziennikarz, adwokat, pisarz, a co przed tym i za tym idzie - genialny obserwator. Kariery literackiej nie zrobił, choć jego dwie powieści były hitami wydawniczymi, położyły podwaliny pod polską literaturę kryminalną, a każdy kto je zna, bez najmniejszego ryzyka błędu może stwierdzić, że nie byłoby "Złego" Tyrmanda, bez "Tajemnic Nalewek" Henryka Nagiela.
Książka się nie zestarzała, nadal czyta się rewelacyjnie, dekoracje się zmieniły, a ludzie wciąż tacy sami. Gdyby ktoś chciał napisać ciąg dalszy, mógłby dorobić cały cykl - Nalewki na Brooklynie, bo postać Joska, demonicznego szefa żydowskiej mafii, jako żywo przypomina takich gigantów amerykańskiego świata przestępczego jak Meier Lensky czy Benjamin "Bugsy" Siegel. Zresztą Lensky pochodził z Grodna , podobnie jak ów tajemniczy Josek, geniusz zbrodni, przy którym blednie nawet sam profesor Moriarty.
"Ktoś nazwał Nalewki kieszenią Warszawy. Określenie jednostronne. Jest to raczej olbrzymie laboratorium wytwarzające i pochłaniające pieniądz, targowica na towary dozwolone i zakazane, mrowisko poprzecinane mnóstwem krętych drożyn , chowające w swem łonie miljon obok ostatniego steku nędzy i uczciwą pracę obok wszelkich łotrostw, a zawsze pełne ożywienia, wrące gorączkowym, przyspieszonym ruchem..." Taki opis dzielnicy żydowskiej w dzisiejszych czasach ściągnąłby na autora ogromne kłopoty, ze sprawą karną włącznie, jednak w roku 1887 był zdjęciem z natury, zapewne nie zmienionej aż do września 1939. Twórca tego obrazu, dziecko owej żydowskiej dzielnicy, nie miał najmniejszych powodów do rasowych i społecznych uprzedzeń, a będąc znawcą wybitnym, dał piękną panoramę miasta. To zawsze najcenniejszy element powieści kryminalnych - tło. Aby akcja i intryga były czytelne, trzeba precyzyjnie oddać realia, bez zbędnego psychologizowania i subiektywizowania. Motywy zbrodni muszą być jasne i wiarygodne, dlatego dobrze napisane powieści kryminalne są zawsze świetnym materiałem dla analizy zjawisk gospodarczych i ściśle z nimi powiązanych realiów społecznych. Dlatego gdy 4 września 1877r. z kasy firmy "Ejteles i Spółka" znika kilkadziesiąt tysięcy rubli, wiemy że będziemy świadkami wielkiego przekrętu i niezwykłych zwrotów akcji. Co przy jednoczesnym umiejscowieniu kantorów starego Abrahama Ejtelsa na Nalewkach właśnie, da nam kapitalną panoramę Warszawy owego czasu, piękne uzupełnienie tej znanej z arcydzieła Bolesława Prusa.
Oglądając amerykańskie produkcje filmowe ilustrujące świat wielkich mafii z metropolii nowego świata, musimy pamiętać, że to wszystko wykluło się wcześniej. Część na Sycylii, czy w innych regionach Italii, ale wcale nie mniejsza i nie mniej bezwzględna - w Warszawie, Wilnie, Grodnie, Odessie i innych miastach wielkiego imperium carów, które wraz z ogromnymi połaciami Rzeczpospolitej wchłonęło jej ludność żydowską.
I oto w Warszawie mamy niesamowitą mieszankę różnych interesów, typów i grup narodowościowych. Mamy Żydów szlachetnych i nikczemnych, uczciwych i bez reszty zepsutych, bajecznie bogatych i koszmarnie biednych, eksploatowanych przez miejscową mafię dowodzoną przez Joska, z bezwzględnością przynależną w bliższych nam czasach różnym zbrodniczym formacjom.
Dla tych sportretowanych przez Nagiela przestępców, handel lewym alkoholem w czasach prohibicji to fraszka. Przedszkole w porównaniu z tym co robili na pograniczu Prus, Austrii i Królestwa Polskiego. Różne Lehmany Brothersy i tym podobne przedsięwzięcia to tylko czeladnicy u wspólników starego Ejtelesa, zasypującego całe imperium podrobionymi znakami skarbowymi.
Formalnie tego świata już nie ma. Skończył się w Treblince i innych podobnych miejscach. Z całej żydowskiej dzielnicy nie zostało nic. Przyszli Prusacy, których słusznie bał się nawet Josek i przerwali snutą od setek lat nić. Nie tylko zresztą żydowską, bo naszą także, zapraszając przy tym do Polski swoje komunistyczne alter ego. Z mieszkańców Nalewek najszczęśliwsi okazali się ci od kantorów, kamienic, banków i składów towarowych. W wielkiej części zdołali wyemigrować, zacierając ślady korzeni swoich fortun, powstałych w większości na zasadach podobnych do działalności Joska i wcześniejszych, historycznych typów, jak ów słynny Newachowicz, utrzymujący prywatną policję, która złapanym na uchybieniach współwyznawcom kazała jeść wieprzowinę, na początek realnych fizycznych tortur.
Teraz nagle ci szczęśliwcy z USA okazują się "spadkobiercami" tych, co to musieli stanąć oko w oko z umundurowanymi przedstawicielami "najbardziej cywilizowanego narodu na świecie", który swoją wyższość objawiał paleniem ludźmi w piecu. Oczywiście Henryk Nagiel pojawienia się takich mistrzów zbrodni przeczuwać nie mógł, choć zapewne kreśląc w swych powieściach sylwetki ludzi kradnących firmy, banki, pieniądze i kamienice przepowiedział istnienie przestępców o skali bezczelności trudnej do wyobrażenia i opisania. Nadchodzą spadkobiercy. Każda cegła na Muranowie jest ich. A to dopiero początek.
Historia polskiego kryminału tli się od kilkudziesięciu lat, a zakończenie wciąż nie jest znane. Powieść Henryka Nagiela, jak mało kto znającego metody działania zdeprawowanej części swoich ziomków, daje nam jedną bardzo istotną wskazówkę, wartą podniesienia do rangi naczelnej zasady polityki poważnego państwa - nigdy nie ulegaj szantażowi. Choćby nie wiem co. Ulegając stajesz się najgorszym niewolnikiem, bez szans na uwolnienie. Jesteś już tylko plastyczną masą w rękach oprawcy. Jeśli się jednak sprzeciwisz, nawet jeśli cena będzie wysoka - wygrasz.
Tą książkę trzeba znać. Są takie pozycje w literaturze, wagi pozornie lekkiej, które w określonych sytuacjach stają się podręcznikiem postępowania. Zdaje się, że znaleźliśmy się w sytuacji, w której zgłębienie "Tajemnic Nalewek" może dać ogromne korzyści.
Inne tematy w dziale Kultura