Proces Sokratesa to jedno z ważniejszych wydarzeń w dziejach myśli ludzkiej. Dowiadujemy się o jego przebiegu z relacji Platona zawartej w "Obronie Sokratesa". To hołd złożony mistrzowi przez ucznia, a jednocześnie wielkie oskarżenie sądowej zbrodni popełnionej na niewinnym, który w pewnym momencie, zdając sobie sprawę z nieuchronności wyroku, tak przemawia do sędziów:
Sokrates może uniknąć śmierci, jest słabo strzeżony, liczni i wpływowi przyjaciele są w stanie bez problemu zorganizować ucieczkę. Odmawia. Został skazany zgodnie z zasadami prawa swojej ojczyzny, po uczciwym procesie, w którym zapewniono mu prawo do obrony. Sędziów nie przekonał. Poddał się wyrokowi. Praworządny obywatel wypił truciznę.
Oburzenie na Ateny i ich demokratyczny ład stało się fundamentem filozofii Platona, za nic mającego demokrację, która w procesie Sokratesa pokazał oblicze tyranii większości. Walczył z nią we wszystkich swoich pismach politycznych, w odpowiedzi konstruując podstawy totalitaryzmu, z konsekwencjami, o jakich nie śniło się najbardziej zdegenerowanym demokracjom. Myśli ludzka nie pokona nieprzekraczalnych barier, zarezerwowanych dla innej mocy i przykład Platona, działającego ze szlachetnych pobudek, jest tego najlepszym dowodem.
Jakoś jednak musimy organizować naszą doczesność, poszukiwać sprawiedliwości, podstawowego warunku społecznej równowagi. Bez niej nie ma mowy o żadnym rozwoju, czy organizowania świata. Ten urządzamy ręką prawą. Wbrew bowiem pozorom nasze ręce nie są organem parzystym. Jedna jest sprawniejsza od drugiej i to jest właśnie ręka prawa ( niezależnie od tego po której stronie ją mamy ). A zatem prawość to urządzenie świata, tak aby był stabilny, odcinał się od stanu natury, w którym decydują siła i instynkt. A czym jest praworządność ? Tego właśnie nie umiemy zdefiniować.
Wiemy na przykład, że każda władza powinna podlegać kontroli. Pozostawiona bez niej nieuchronnie się degeneruje, wyradzając w coś na kształt tyranii. Zauważano to od zarania cywilizacji, a Monteskiusz, choć w formie zdawkowej, ubrał w formę koncepcji podziału i wzajemnego równoważenia władz, tak by żadna z nich nie zdobyła wyraźnej przewagi nad pozostałymi. W swoim katalogu nie wyodrębnił władzy sądowniczej, przeciwnie, pozostawienie mocy wyrokowania odrębnemu stanowi sędziowskiemu uważał za wstęp do najgorszej możliwej opresji - tyranii sądów. Emancypacja sędziów to dopiero pomysł rewolucji, konsekwentnie wdrażany we wszystkich systemach społecznych, aspirujących do miana "republikańskich".
To generalnie właściwy kierunek, pod jednym wszakże warunkiem. W systemach zabezpieczających wolności obywatelskie, sąd nie może mieć funkcji prawotwórczych. To najgorszy możliwy rodzaj uzurpacji, przekroczenie bariery, z którą jest już tylko totalność. Tworzenie norm powszechnie obowiązujących, nakładających na obywatela obowiązki, może odbywać się tylko poprzez organa przedstawicielskie. Wyłączność kompetencji władzy ustawodawczej w rękach organów wybieralnych, to rdzeń demokracji, wszelkie zamachy na nią muszą być bezwzględnie zwalczane.
Z trójpodziałem władzy mamy dojmujący problem. Jest w oczywisty sposób niszczony poprzez przemożny wpływ władzy wykonawczej na ustawodawstwo, jaskrawo wyrażony w możliwości sprawowania mandatu posła, czy senatora, przez członków rządu. W samej inicjatywie ustawodawczej, przysługującej rządowi i tłumiącej wszelkie inne formy zgłaszania projektów ustaw. To już poważne ograniczenie demokracji. Jeszcze gorszym jest jednak uzurpacja ze strony sądów, wspieranych przez doktrynę prawa.
Mamy zatem do czynienia z grupą osób wypowiadających posłuszeństwo państwu. Wypowiadających do tego stopnia skutecznie, że rzekomo światli ludzie, jak pewien profesor z wielu dziedzin, co to wywiad z nim mieliśmy okazję przed chwilą czytać na Salonie - podważają wszelki ład prawny. W Polsce nie ma wyroków i orzeczeń, wszystko jest fikcją, bo tak orzekli sędziowie. Bo kwestionują "w żadnym trybie". W imię praworządności oczywiście. Tej , której zdefiniować nie umiemy, ale potrafimy przyporządkować do procedur. Choćby tak podstawowych jak proces ustawodawczy. Parlament przyjmuje ustawę, prezydent podpisuje i staje się ona powszechnie obowiązującym prawem. Z domniemaniem konstytucyjności. To jest praworządność w sensie praktycznym. Jeśli jednak pozwolimy przy tym majstrować sędziom, profesorom i komisarzom, to wkrótce niechybnie znajdziemy się w sytuacji Sokratesa, przed praworządnymi ateńskimi sędziami. Oskarżeni o faszyzm, antysemityzm, homofobię i rasizm.
Komentarze
Pokaż komentarze (109)