25 lipca 1826r. na pięciu petersburskich szubienicach zawiśli: Paweł Pestel, Sergiej Murawjow - Apostoł, Piotr Kachowski, Michał Bestużew - Riumin i Konrad Rylejew. Przywódcy spisku wojskowego, zwani dekabrystami. Wielu ich towarzyszy powędrowało na katorgę. W przytłaczającej większości byli synami najwybitniejszych rosyjskich rodów, stanowiących elitę władzy. W ten sposób symbolicznie dobiegło końca panowanie zmarłego w grudniu 1825r. Aleksandra. Jego brat i następca - Mikołaj I, zaczynał swoje rządy od radykalnego zerwania z mrzonkami poprzednika, twardo odcinając Rosję od wszelkiego kursu na liberalizację i zbudowanie choćby namiastki praw obywatelskich. Cesarstwo miało stać się obozem wojskowym, zarządzanym za pomocą knuta i kija, zamkniętym na wszelkie obce wpływy i jakiekolwiek marzenia o konstytucji. W tym momencie Aleksander umarł również jako polityk, realizujący ideę okcydentalizacji Rosji, mającej z niej uczynić najpotężniejszego światowego gracza, zdolnego do przeciwstawienia się Anglii. Idea zdobycia Konstantynopola i cieśnin, zagrożenia głównemu szlakowi handlowemu świata, przez Morze Czerwone do Indii, upadła dla Rosji bezpowrotnie. Nie dlatego, że imperium carów się jej wyrzekło, ale dlatego, że nigdy już nie było w stanie zgromadzić odpowiednich sił do jej realizacji.
Aleksander przegrał w roku 1821r., gdy wobec katastrofy finansowej i wykrycia w wojsku rozgałęzionego spisku, musiał powstrzymać zawieszony nad Turkami miecz, zrezygnować z wojny, odmówić oficjalnego wsparcia krwawo walczącym o niepodległość Grekom. Dla cara było to upokorzenie, którego psychicznie nie dźwignął. Znękany załamaniem planów i kęskami osobistymi, zaczął pogrążać się w mistycyzmie, a nawet dewocji. Ostatnie lata rządów stoją już wyraźnie pod znakiem walki z wszelką myślą liberalną i próbą opanowania rozkładu budżetu. Trudno orzec , aby z tych zmagań car wyszedł zwycięsko. Jego nagła i tajemnicza śmierć, w którą wielu powątpiewało, postawiła kraj na skraju wojny domowej. Wprawdzie prawowity następca tronu Konstanty nie miał najmniejszego zamiaru realizować swoich prerogatyw, wielokrotnie i szczerze zrzekając się sukcesji na rzecz młodszego z braci - Mikołaja, ale samo istnienie tej kwestii dało pretekst do buntu. Wywołane pod hasłem poparcia praw Konstantego, stało się powstanie dekabrystów ostateczną klęską tych żywiołów w Rosji, które zdawały sobie sprawę z jej strukturalnej słabości. Z tego, że kraj o ogromnym potencjale nie dysponuje żadnymi możliwościami jego wykorzystania. Zapoczątkowane rozprawą z dekabrystami panowanie Mikołaja I, tylko tą niemoc utrwaliło. Na zawsze. W momencie bowiem, gdy cały świat dokonywał niesłychanego skoku technologicznego i społecznego, w Rosji rządził ograniczony despota, nie potrafiący zdecydować się na jakąkolwiek reformę, wyzwalającą siły witalne, niezbędne do funkcjonowania w nowej rzeczywistości.
Uda się Mikołajowi wygrać jeszcze wojnę z Turcją, uda się też stłumić polskie powstanie. Jednak od września 1831r., aż do teraz, Rosja będzie już wyłącznie ponosić klęskę za klęską, kurcząc się pod każdym względem.
Mikołaj wszedł chętnie w rolę żandarma Europy, stając na straży jej skostniałego, monarchicznego ładu. Dzięki jego interwencji udało się stłumić powstanie węgierskie i odroczyć agonię koślawego imperium Habsburgów. Ci, ledwie kilka lat później odpłacili całkowitą obojętnością, gdy w trakcie wojny krymskiej koalicja państw zachodnich upokarzała Rosję w samym rdzeniu jej "imperialności". Tą klęskę Mikołaj okupił samobójczą śmiercią.
Jego następca, Aleksander II próbował wrócić do polityki stryja, Aleksandra I, z marnym skutkiem. Zginął rozerwany bombą. Zdołał jeszcze, w trakcie kolejnej wojny z Turcją, zbliżyć się do Konstantynopola, na odległość strzału z działa, ale wpłynięcie eskadry brytyjskiej na Morze Marmara, zakończyło marzenia Rosji o cieśninach. Trwale. Bo w międzyczasie na zachodzie wyrosła groźna potęga Niemiec, zupełnie zamykająca wschodniemu imperium jakiekolwiek widoki w polityce globalnej. Próba ekspansji na wschód też szybko napotkała twardy opór i ściągnęła na Romanowów klęskę w wojnie z Japonią i rewolucję, przedsmak tego, czym wkrótce zakończy się ich panowanie. I wojna światowa, to kolejna katastrofa Rosji, pogłębiona późniejszą wojną domową i przegraną kampanią przeciw Polsce. Czerwoni carowie wycisnęli z kraju co się da, osiągając pozorny sukces, w postaci pyrrusowego zwycięstwa w II wojnie światowej, okupionego tak koszmarnymi kosztami, że ich udźwignięcie stało się już niemożliwe, doprowadzając do rozkładu imperium, występującego pod szyldem ZSRR. Wystarczyły "gwiezdne wojny" i determinacja afgańskich mudżahedinów.
Rosja się zwija. Nie ma kraju mogącego w nieskończoność bezkarnie przegrywać. Nie ma kraju o nieograniczonych zasobach. I chyba nie ma też drugiego takiego kraju, który te zasoby tak bezprzykładnie by trwonił.
Gdy słyszymy o kolejnej wojnie, w którą Rosja chce się wdać, zanim zaczniemy trząść się ze strachu, to uświadommy sobie, że to potencjalna wojna z Ukrainą. Na dalekim Zadnieprzu.
Gdy Mikołaj I wieszał dekabrystów, gdy Aleksander II wyrywał Turkom Bułgarię i gdy Stalin poił czołgi w Łabie - taka perspektywa wydawała się snem wariata. A jednak stało się, bo tak być musiało.
Inne tematy w dziale Kultura