W bohaterze tej notki nic się nie zgadza z naszymi wyobrażeniami o Polsce i Polakach. Być może dlatego zamiast być centralną postacią historycznych i ideowych sporów, egzystuje gdzieś w bocznych szufladach naszych dziejów, zapomniany, nielubiany, honorowany skromnie i ceniony przez nielicznych. To zadziwiające, bo gdyby spojrzeć na żywe po dziś dzień materialne ślady działalności i niezmordowanej energii tego człowieka, to chyba porównywalnych pod tym względem postaci, znajdziemy niewiele.
Krwi polskiej w sobie nie miał. Jedynie spolonizowaną. Genealogią tłumił wszystkich największych, z Romanowami, Czartoryskimi i Radziwiłłami na czele. W prostej linii potomek Ruryka, ale nie tylko. Także spadkobierca Krywiczów, prastarych protoplastów Białorusinów, siedzących nad Prypecią na długo przed świtem jakichkolwiek wiadomości o Polsce. I mimo, że z książąt Druckich wywodziła się Sonka , ostatnia żona Władysława Jagiełły, "babka królów", to jej krewni w I Rzeczpospolitej kariery nie zrobili. Dali kilku pomniejszych senatorów i to wszystko. Do największego znaczenia doszedł ojciec Ksawerego, choć też raczej lokalnie, na Pińszczyźnie.
Książę, bo słusznie tak go tytułowano, zaczynał karierę jako dziecko, oddany wraz z bratem na wychowanie do Petersburga. Rosyjskim w związku z tym władał biegle, Moskali poznał od podszewki, gorzej z Polakami i mową ojczystą, choć i tą w końcu perfekcyjnie opanował. Mimo wojskowego wykształcenia, kariery w armii nie zrobił. Odbył jedną kampanię pod Suworowem we Włoszech, jak zapewnia jego biograf, ani jednego wystrzału w stronę polskich legionistów nie skierował, ale pewności nie mamy. Stawał w rosyjskich szykach dzielnie, dostał medal, odniósł kontuzję i na tym jego wojenne przewagi na zawsze się skończyły. Ożeniony z własną siostrzenicą ( !!! ) hrabianką Scipio del Campo osiadł na Litwie, szybko robiąc karierę wśród miejscowej społeczności. Wydelegowany przez nią z petycją do Aleksandra, poznał osobiście cara, a doceniony przez monarchę, stał się człowiekiem niezbędnym dla realizacji jego politycznych planów.
Wielkie chwile Druckiego - Lubeckiego nadeszły wraz z klęską Napoleona. Kampanię 1812r. spędził u boku cara, jako jeden z nielicznych nie dał się porwać ogólnemu entuzjazmowi obywateli Litwy, plastycznie opisanemu w słynnych strofach Wieszcza " O roku ów..... ". Ta powściągliwość postawiła Księcia na pierwszym miejscu wśród Polaków, za pomocą których Aleksander chciał zrealizować swój plan wskrzeszenia Królestwa Polskiego. Nie czas i miejsce , aby analizować na ile szczery, dość stwierdzić, że w ówczesnym położeniu narodu, pod wieloma względami zbawienny.
Idea Aleksandra miała niewielu zwolenników, a nieprzebrane rzesze wrogów. I petersburska oligarchia i pozostali zaborcy robili wszystko, aby powstaniu Królestwa zapobiec, ale za przeciwnika mieli człowieka o niezwykłych talentach, wcale nierzadkich u Polaków, ale niezwykle rzadko w takiej skali eksponowanych.
Los tej namiastki Polski jaką dano narodowi na Kongresie Wiedeńskim, wielokrotnie wisiał na włosku, zwłaszcza w początkowym okresie trwania, ale zawsze geniusz Druckiego - Lubeckiego, wsparty polityką cara i jego nieodłącznego greckiego doradcy Capodistrii, przemagał trudności. Przede wszystkim nad Królestwem ciążyły bowiem roszczenia finansowe Austrii i Prus, związane z podpisanymi 3 maja 1815r. traktatami z Rosją. Car zlekceważył istotę tych rozliczeń, od razu wieszając krajowi na szyi kamień ciągnący go na dno. Do załatwienia tych spraw powołano komisję trilateralną, w której przedstawiciele Prus i Austrii przedstawili takie roszczenia, że znawca epoki Szymon Askenazy nazwał je "prostym i jawnym rabunkiem". Knobloch i Wittig, przedstawiciele króla pruskiego i austriackiego cesarza, byli tak pewni swego i przekonani o bezradności strony polskiej, że niezbyt szczegółowo zagłębiali się w zawiłości sprawy. W tej niezwykłej partii pokera trafili jednak na mistrza. Drucki - Lubecki jako jedyny z obradujących, pracując po 20 godzin na dobę, zgłębił akta i przygotował karty do rozgrywki, działając etapami. Najpierw doprowadził do podpisania protokołów, zgodnie uznających pryncypia rozliczeń, czyli przyjęcie, że dokonywać się one będą jako podział masy upadłości Księstwa Warszawskiego, na zasadzie proporcjonalnego uczestnictwa następców prawnych, w aktywach i pasywach. Na to i Austria i Prusy ochoczo się zgodziły, mając masę niezaspokojonych roszczeń i nic nie wiedząc o długach. Zresztą ryzyko było niewielkie, bo Książę wyliczył udział Austrii w masie upadłości na 1/9, a Prus na 3/10.
Po podpisaniu protokołów uzgadniających zasady rozliczeń, kraje niemieckie liczyły na 40 milionów złotych tytułem swoich roszczeń, ale wtedy Drucki - Lubecki wyciągnął asy ze swojej talii i położył na stole. Okazało się, że największym wierzycielem Księstwa był Dwór Saski, mający pierwszeństwo przed innymi, natomiast tylko Królestwo Polskie i jego obywatele mieli wobec Saksonii roszczenia regresowe , związane z utrzymaniem armii saskiej. Gdy Knobloch i Wittig zorientowali się , w jaki kanał wpuścił ich Drucki - Lubecki i to na podstawie podpisanych już protokołów, gwałtownie oprotestowali swoje własne pełnomocnictwa.
Książę zagrał vabank i zerwał obrady. Po długich i żmudnych perypetiach, uzyskał na tą postawę akcept cara i rozliczenia zakończył w ten sposób, że Prusy ( i to po rozliczeniu nieszczęsnych "sum bajońskich ", musiały jeszcze dopłacić gotówką ok. 1,3 miliona złp. oraz bezpłatnie dostarczyć 300.000 cetnarów soli, a Austria przyjęła obowiązek dostarczania Królestwu 350.000 cetnarów soli rocznie, przez 11 lat , co stanowiło równowartość 30.800.000 złp. ).
Ten niesamowity majstersztyk negocjacyjny zachwycił Aleksandra, zapewnił Królestwu niezależny byt finansowy, a przed Druckim - Lubeckim otworzył drzwi kariery urzędniczej, pozwalającej mu w krótkim czasie stać się najważniejszą figurą w Królestwie. Tu rozwinął działalność o niesłychanej skali. Sprowokował wojnę celną z Prusami, po czym je upokorzył, budową Kanału Augustowskiego. Doprowadzając do zniesienia granicy celnej z Rosją, zadał Prusakom cios ciężki, powodując masowe przesiedlanie się ich obywateli na teren Królestwa. To początki wielkiego polskiego przemysłu. Zaranie Łodzi, Żyrardowa, Tomaszowa, Zduńskiej Woli i całego Zagłębia Dąbrowskiego. Znajdował środki na rozwój metalurgii i górnictwa, finansując obficie szkolnictwo techniczne, szkolące kadry dla dynamicznie rozwijającego się przemysłu. Powołał Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, porządkujące stosunki w tym newralgicznym dziale gospodarki oraz Bank Polski.
To wszystko oczywiście dzięki żelaznej dyscyplinie i pracowitości, ale także bezwzględnej polityce fiskalnej, z użyciem wojska do egzekucji skarbowych i uzbrojonych formacji celnych, bezwzględnie zwalczających łamaczy monopolu na sól, tytoń i alkohol.
Bo doktryna Lubeckiego, nie wyrażona w jakichś publikowanych własnych ujęciach, ale czytelnie wynikająca z obfitej korespondencji i wielkiej ilości perfekcyjnie skatalogowanych notatek - była jedna. Polska może się obronić wyłącznie na polu ekonomicznym. Siłą własnych pieniędzy, przemysłu i handlu, a do ich rozwoju należy dążyć niestrudzenie. Takie podejście miało też swój złowrogi cień - konieczność pogodzenia się z zależnością od Rosji. Tu Książę nie widział pola manewru i należał do licznych wtedy osób, nie wierzących w przełamanie tego uwikłania w dającej się przewidzieć przyszłości. To był silny nurt, zapomniany i niemal wyklęty w naszych dziejach, choć o dorobku dla przetrwania narodu - ogromnym. Z tego czerpali i Wielopolski, i "biali" w czasach Powstania Styczniowego, ale także Roman Dmowski i jego poprzednicy.
Nie chcemy czerpać z tej tradycji, bo wydaje się "niepolska", kapitulancka i przypisująca nas trwale do zależności od azjatyckich satrapów. Tu rzeczywiście nadzieje Druckiego - Lubeckiego okazały się płonne. Wraz ze śmiercią Aleksandra, jego projekty zaczęły się chylić ku upadkowi, a rozwój Królestwa Polskiego został brutalnie przerwany. Zrezygnowany Książę Minister opuścił kraj w 1830r., jako delegat "rewolucji" do Mikołaja. Już do niego nigdy nie wrócił. Rządząca w Rosji oligarchia nie potrafiła definiować swoich interesów geopolitycznych, a każde jej wcielenie musi za to płacić, tak jak zapłacili Romanowowie, nie mamy i nie będziemy mieli tu partnera. Tego Lubecki nie przewidział. Dał jednak wielki przykład - wytrwałości, pracy i talentu, skutkujących niezwykłymi dla kraju efektami, a pamiętajmy w jakich działał warunkach. I warto by było, aby nasi negocjatorzy, na tych czy innych ekonomicznych forach, pamiętali jak Książę ograł Niemców. I z jakim skutkiem.
Inne tematy w dziale Kultura