Każdy pamiętający czasy PRL i przekształcenia tej formy państwa komunistycznego w III RP, z pewnością przypomina sobie ów okres przełomu, jako korowód zadziwiających obserwacji. Oto najbardziej zajadli stalinowcy, zmienieni potem w piewców Gomułki, Gierka, czy Jaruzelskiego, a w najlepszym razie krytykujący partię za odejście od pryncypiów i szermujący opozycyjnym hasłem "socjalizm tak, wypaczenia nie", stawali się prominentnymi i szczerymi demokratami. Gdy ktoś z rzadka zapytywał o przeszłość, był zbywany jakimś zdawkowym prychnięciem, przypominającym , że wspaniałym i humanistycznym ideom komunizmu, dawali się uwieść wszyscy. I oto mieliśmy tabuny najważniejszych polityków i samozwańczych "autorytetów moralnych", zakorzenionych w marksizmie i początkowo nieśmiało, a z czasem coraz natarczywiej rozgrzeszających idee, którym ulegli w czasach młodości. Współcześnie coraz częściej pojawiają się teksty utrzymane w podobnej tonacji. Mistrz z Trewiru się nie mylił, ale potem jego idee zostały spaczone, zwłaszcza przez azjatycki bolszewizm i choć pod sztandarami z podobizną Karola Marksa wymordowano dziesiątki milionów ludzi, to sam twórca komunizmu nie miał z tym nic wspólnego. Przeciwnie, jego społeczne diagnozy i propozycje rozwiązań nadal zasługują na uwagę i jako takie nie tylko powinny być zrehabilitowane, ale także wdrażane.
Na naszym rodzimym gruncie to dziedzictwo "ojców założycieli" III RP i spadkobierców PZPR, którzy swoją monotonną czerwień sztandarów zamienili na wielobarwność. Antyludzką ideologię permanentnego konfliktu, w której wrogiem jest każda normalność, promują z niesłabnącym zapałem, a najgorsze, że promują skutecznie. Marksizm tak, wypaczenia nie, a zatem po raz kolejny zostaje podjęta próba urządzenia świata według recept wylęgłych w chorych głowach ludzi, za nic mających pierwsze przykazanie i chcących zająć puste miejsce po Bogu, którego nie ma.
To najmądrzejsi z nas i nawet jeśli ich poprzednikom zdarzało się zbłądzić i upuścić zbyt wiele krwi w społecznych terapiach, to cóż z tego? Idea jest piękna, w uwiedzeniu przez nią nie ma niczego złego, a dążenie do ziemskiego raju wymaga ofiar. Czyżby?
O Karolu Forsterze wiem mało, niewiele ponad to, co można wyczytać w różnych "pediach". Typowy polski życiorys pierwszego porozbiorowego pokolenia wolnych Polaków. Służba w administracji Królestwa Polskiego, udział w walkach powstania listopadowego, emigracja. A na emigracji wielka aktywność edytorska, popularyzatorska, dziennikarska i publicystyczna. Gdyby nie przypadek o szczegółach działalności tego wybitnego Polaka nigdy bym się niczego nie dowiedział, ale szczęśliwym trafem, w jakimś antykwariacie wpadła mi w ręce książka: "Przewodnik Moralności i Ekonomii - Politycznej dla użytku Klass Roboczych", wydana w Berlinie w 1859r., ewidentnie w reakcji na Manifest Komunistyczny, Wiosnę Ludów i "rzeź galicyjską". Autor, czyli Karol Forster właśnie, w przystępnej formie pogadanek, prowadzi wykład podstawowych zasad ekonomii, stosunków społecznych i relacji między pracą, własnością i kapitałem. To niezwykłe dzieło o specyficznej konstrukcji. W hipotetycznej miejscowości Dąbrowa, położonej "gdzieś w Polsce", chyba w Galicji, dochodzi do zaburzeń społecznych. Skonfliktowane grupy, reprezentatywne dla ówczesnej struktury społecznej, poszukują arbitra, którym zostaje powszechnie poważany doktor Kulesza. Na zebraniach omawiają wiele kwestii, w sposób tak prosty, że zrozumiały dla najmniej wyedukowanych uczestników. Jednak ta przejrzystość zasad okazuje się zabójcza dla idei Marksa i uczniów, demaskując cały ich antyludzki potencjał. I to jak demaskując! Rozwinięcie każdej kwestii kończy się opisem tego, do czego doprowadzi "marksizm wcielony" i te proroctwa są niesłychanie trafne i precyzyjne. Nic nie zostało pominięte i wszystkie zbrodnie i absurdy komunizmu, zostały wyłożone na tacy. Każdy , mający trochę ludzkiej uczciwości i minimum oleju w głowie, musiał koncepty mistrza z Trewiru odrzucić z odrazą. Tak się nie stało i dziesiątki milionów ludzi musiało zginąć, jak to przewidział doktor Kulesza, alter ego Karola Forstera.
Ze wszystkich moich książek ta jest najbardziej wzbogacona w różne zakładki, oznaczające co lepsze cytaty, choćby takie:
"Jak to! zawołał Stanisław Fryze. A więc , kiedy po długiej pracy po kilkanaście godzin dziennie; po największej wstrzemięźliwości i ciągłych oszczędnościach, dojdę do tego, iż sobie wreszcie zdobędę nieco majątku, będą mogli inni mi go zaprzeczyć i niedozwolić mi użycia go podług mojej woli? To być nie może w żaden sposób!"
Otóż może. Ów Stanisław Fryze to miejscowy pracowity rzemieślnik, przykładny ojciec rodziny. Największy wróg Marksa i jego uczniów. Wolny człowiek. A taki musi być nieprzyjacielem wszelkich ideologii totalitarnych, których naczelną zasadą jest eliminacja wolności i własności.
Zastanówmy się uczciwie, czy taki Stanisław Fryze, ma dzisiaj rację bytu. Czy korporacyjna i państwowa biurokracja nie niszczy świata jego pojęć, oczywiście po to, aby nam wszystkim się lepiej i zdrowiej żyło.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo