Zadanie postawione przed trojańskim księciem zazwyczaj traktujemy w kategoriach baśniowych. Niesłusznie. To wielowątkowy mit o konsekwencjach wyboru. Mamy tu sędziego nie potrafiącego rozstrzygnąć sporu i decydującego się na wydanie wyroku pod wpływem konkretnych obietnic, w dzisiejszym rozumieniu będących ofertą korupcyjną. Hera kusi potęgą i bogactwem, Atena mądrością, ale zwycięża oferta Afrodyty - obietnica małżeństwa z najpiękniejszą kobietą na świecie. Przy czym Parys decydując się na podjęty werdykt wie, że przyrzeczona mu Helena jest żoną innego, a realizacja obietnicy doprowadzi do katastrofalnej w skutkach wojny. Tragicznej zresztą i dla zwycięzców i dla pokonanych.
Nic dziwnego, że mit o takiej sile i konsekwencjach był niezwykle kulturotwórczy, wojna trojańska nie została przeoczona w żadnej z głównych gałęzi europejskiej kultury, ba - w wielu wyprowadzonych z niej wątkach, stała się podstawą cywilizacyjnych pojęć.
Konsekwencje realnego wyboru. Trzy piękne boginie, których walorów nie sposób odróżnić, ani przecenić. Brak formalnych przesłanek rozstrzygnięcia, a zatem przechodzimy do rozgrywki między siłą, rozumem i namiętnością. Zwycięża niekontrolowana namiętność uruchamiając efekt powszechnej katastrofy. Człowiek nie powinien wchodzić między bogi. Zwłaszcza jako rozjemca żywiołów, to nie jego rola. Sędzia staje się za chwilę igraszką w rękach sił, nad którymi panować się nie da, a jego sąd i tak niczego nie zmieniał. Wszystkie trzy są równie piękne.
W ściśle shierarchizowanym świecie starożytnych mitów, rolę sędziego dostaje człowiek krwi królewskiej, w naszej współczesności my mamy dokonywać podobnych wyborów. Co kilka lat bogini demokracji, czy innej niezgody, rzuca jabłko z napisem: dla najmądrzejszych, najpiękniejszych, najsprawniejszych, najuczciwszych, czy innych superlativusów. A my wybieramy, kuszeni jak ów Parys, obietnicami różnej rangi i sortu. Jedni chcą nas zasypać górą złota, inni obiecują wieczne szczęście, a jeszcze inni możliwość poślubienia najpiękniejszych istot, w różnych płciach i konfiguracjach. Przy czym takie obietnice nie są wzmacniane wyłącznie perswazją bogini, ulegającej chwilowemu kaprysowi. Nie, nad treścią naszego werdyktu pracują całe armie półbogów i bożków, używających wszystkich dostępnych sił i środków, aby nasz "wybór" odpowiednio "sformatować".
Tylko czy to jest jeszcze jest wybór? Czy rzeczywiście wiemy komu udzielamy swojego poparcia, co z nim zrobi mając przy tym usta pełne frazesów, o dziesiątkach tysięcy, czy milionach stojących za nim wyborców, których reprezentuje i przed którymi odpowiada, tak jakby ktoś spotkał kiedykolwiek polityka, który za cokolwiek odpowiedział.
Widzimy garnitury i garsonki wyłażące z każdego kanału dystrybucji "wiadomości", nie do odróżnienia w istocie swojego wyglądu i przekazu, choć w przeciwieństwie do "sądu Parysa" o żadnym pięknie nie ma tu mowy. Nie wiemy tylko jednego - kto te garnitury i garsonki wypełnia ludźmi, na jakiej zasadzie ich wybiera i jak programuje. I tu dochodzimy do sedna sprawy. To nie my, czy też toniemy.
Dostajemy listy wyborcze, na których ktoś umieścił rządek nazwisk i przylepił dumny szyld. I przystępujemy do aktu wyborczego, polegającego na głosowaniu na listę i człowieka, z grubsza wiedząc czego się spodziewać i po jednym, i po drugim. Raczej niczego dobrego. Nie wiemy natomiast jak ów kandydat na tej liście się znalazł i kto , i z jakich pobudek ową listę wystawił, promuje ją i finansuje. A to ten demiurg jest prawdziwym wyborcą. Przygotowanie produktu "partia polityczna", albo "znany polityk", to bardzo poważne przedsięwzięcie, a przy tym kosztowne. Wielokrotnie droższe od zasypania półek marketów różnymi produktami. A i konsekwencje zupełnie różne. Takie same są tylko metody programowania konsumenta i wyborcy. Wyłącznie kwestia odpowiedniego doboru impulsów.
W efekcie, tak jak nieistotne staje się jakiego proszku do prania, czy płynu do czyszczenia sanitariatów używamy, tak nie ma znaczenia na kogo głosujemy. Czym nasz przedstawiciel by się nie obwiesił, jakich haseł by nie użył, to i tak wykona wolę wyborcy. Nie tego który na niego głosował, tylko tego, który go wsadził na listę. Prawdziwe wybory są obok nas, jesteśmy jak mieszkańcy Troi, nie mający wpływu na to, co pobudza dzieci królewskiej krwi, jakie prowadzą interesy z bogami i dokąd nas zawiodą. Zwodnicza kartka z krzyżykiem to mistyfikacja, którą kiedyś w słynnym skeczu Jan Pietrzak ubrał w słowa: "głosowali jak chcieli, wybrali kogo trzeba". W samej rzeczy. Głosowanie to nie wybór i trzeba to sobie jasno powiedzieć. Wybiera kto inny, wybierają królowie i książęta, my tylko głosujemy. Zostań w domu.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo