"Hrabia, książę, wojewoda
choć ma złota ze sto sztab
gdy się okoliczność poda,
za pieniążek chap, chap, chap!"
Proszę nie szukać, nie do znalezienia w sieci. I to jest przewaga biblioteki prawdziwej nad wirtualną. Wierszyk, a raczej zwrotka przyśpiewki pochodzi z jednoaktowej komedii Ludwika Adama Dmuszewskiego p.t. "Wezbranie Wisły". Autor był postacią o dużej skali, aktor, reżyser, dyrektor Teatru Narodowego, sprawny, choć konwencjonalny dramaturg, a także dziennikarz - faktyczny animator sukcesu najpopularniejszej przez całe dziesięciolecia stołecznej gazety, ukazującego się nieprzerwanie w latach 1821 - 1939 "Kuriera Warszawskiego". A przy tym wolnomularz wysokiego stopnia wtajemniczenia.
I cytat i postać przywołałem nieprzypadkowo. Wierszyk podkreśla niezbywalny element ludzkiej natury, znany od zarania skoro Herodot opisując Egipt przypomniał tamtejsze starożytne przysłowie: "nie ma takiej bramy, przez którą nie przejdzie osioł obładowany złotem". Dmuszewski, działający w pierwszej połowie XIX w. też czynił podobne obserwacje i zawierał je w swoich lekkich i przyjemnych komediach i komediooperach, z których przyśpiewki stawały się ulicznymi przebojami miasta. A przy tym będąc redaktorem poczytnego pisma, miał duży wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Prasa, a wkrótce i inne media stały się bowiem potęgą.
Odbiór społeczny zawsze był istotnym elementem władzy, często o wielkiej historycznej doniosłości. Do naszych czasów ślady takich potocznych wyobrażeń przetrwały w przydomkach władców - Wielki, Mały, Gruby, Łysy, Mądry, Kłótnik, Szalony, Krzywousty, Wstydliwy, Biały, Czarny - cała masa tego typu określeń daje świadectwo odbioru społecznego monarchów. Kazimierz Jagiellończyk na przykład zawdzięcza swój przydomek ogromnemu fizycznemu podobieństwu do ojca, co miało niebagatelne znaczenie w obliczu plotek o złym prowadzeniu się jego matki, ostatniej żony wiekowego Władysława Jagiełły.
Kształtowanie opinii publicznej, wpływ na nią, to w systemach demokratycznych podstawa zdobywania i sprawowania władzy i nic teraz nie jest zostawione przypadkowi. Już nie anonimowi pamfleciści, czy bazarowe przekupki odpowiadają za wizerunek rządzących i pretendentów do władzy, ale wielka, zasobna armia świetnie wyszkolonych i bezwzględnych janczarów. Pamiętamy sceny z "Misia", gdy PR był jeszcze amatorski - instrukcje dawane milicjantowi przez telefon, po spontanicznej naradzie dwóch szemranych typków " a gdyby tu wasza matka ..." . Teraz to niemożliwe. Wprawdzie nie zawsze instruowany polityk jest łatwym przedmiotem "obróbki", o czym zaświadcza przykład poprzedniego prezydenta, ale taki okaz tym bardziej nie może być spuszczany z oka fachowców ( "przytulamy panią, przytulamy panią" ).
I oto przestajemy mieć świat prawdziwy, a zostajemy ogarnięci przez czystą i wypreparowaną fikcję. Ludzie których wybieramy, czy może właściwiej będzie stwierdzić - na których głosujemy, nie mają w sobie za grosz autentyzmu. Są tylko produktem, niezdolnym do decydowania, pozbawionym odwagi, a co najgorsze wiedzy i wizji. Widać to szczególnie w programach publicystycznych z "gadającymi głowami", których nikt normalny nie może już oglądać, bo wystarczy tylko spojrzeć kto zasiadł i z góry wiadomo co powie, jak powie i w jakie trąby zadmie.
To wielkie nieszczęście i aby sobie zdać z tego sprawę musimy sięgnąć do ukrytych korzeni naszej cywilizacji, a przy okazji przypomnieć inną zapomnianą warszawską postać. Walenty Skorochód - Majewski był sekretarzem Metryki Koronnej, bliskim współpracownikiem Stanisława Staszica, a przy tym wielki oryginałem, zajmującym się badaniami nad Sanskrytem. Cały majątek strawił na założenie drukarni z sanskryckimi czcionkami i wydawanie ksiąg, których nikt oczywiście nie czytał. Ale pozostały tabele nie pozostawiające wątpliwości co do osadzenia języków słowiańskich w Sanskrycie i odnajdujące absolutnie pierwotne pojęcia. Woda i wiedza mają ten sam źródłosłów. Prawdopodobnie wiązało się to z określaniem jednej z pierwszych ludzkich umiejętności - odnajdywaniem drogi do domu. W stepie, lesie, czy górach tak samo łatwo zabłądzić. Człowiek żyjący w stanie bliskim naturze musiał odnajdować znaki - a z tych najprostsze i najłatwiejsze do zapamiętania dawała woda. Poruszano się z biegiem rzek, czy strumieni, albo po brzegach jezior. Przewodnik stawał się tu kimś najistotniejszym w grupie. Człowiek, który ma wodę, czyli wiedzę jak się poruszać i dokąd iść. Taki, który spokojnie może krzyknąć "za mną', a ludzie z ufnością pójdą.
Teraz od krzyczenia "za mną" mamy polityków, którzy, jakżeby inaczej "biorą odpowiedzialność za państwo". Może i biorą, ale dokąd ją niosą, to obrazuje użyta w nagłówku przyśpiewka. A przy tym mają poczucie absolutnej bezkarności, bo niezależnie od tego czy nas zawiodą, czy zwiodą, czy doprowadzą do celu - ich odpowiedzialność jest żadna. Dbają o to tłumy piarowców, speców od "zarządzania kryzysem", posiadających całą gamę środków aby polityka nieudacznika, polityka zdrajcę, czy polityka łajdaka obronić nawet przed wstydem, bo przecież nie przed karą, która i tak mu nie grozi.
Jeśli zatem słyszymy, że ktoś z decydentów podejmuje decyzje " w poczuciu odpowiedzialności", w przeciwieństwie do nas, zwykłych ludzi, nie mających pojęć i wyobrażeń, to nie dajmy się zwieść. Jest odwrotnie. To my odpowiadamy za swoje decyzje, wobec siebie, bliskich, znajomych, pracowników. Im musimy spoglądać w oczy, tłumaczyć się z czynów i z pokorą znosić porażki i gryzące sumienie. Nie politycy. Oni mają zastępy ludzi gotowych wytłumaczyć wszystko i posiadających środki , aby te tłumaczenia wtłoczyć do głów milionom obywateli. Tak skutecznie, że w obronie najgorszych kanalii zawsze stają zastępy fanatycznych zwolenników.
Dopiero jeśli sobie uświadomimy, że przedstawiane nam obrazy to tylko iluzja, pozwalająca "biorącym odpowiedzialność za państwo" na " za pieniążek chap, chap, chap!", będziemy w stanie racjonalnie oceniać sytuację. Jak ktoś krzyczy "za mną", to starajmy się realnie ocenić, czy to prze - wodnik, czy ma "wedę", czy prawidłowo czyta znaki i odnajduje drogę, aby nas nią wieść we właściwym kierunku, czy tylko robi wszystko abyśmy się w labiryncie pogubili i zostali z wypatroszonymi kieszeniami, kiedy od zdezorientowanych ktoś zażąda zapłaty, za wyprowadzenie z pułapki.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo