Wszelkie analizy trzeba zaczynać od czytania map. Atlasy historyczne nie są dziś popularne, a szkoda, bo to źródło zaskakujących obserwacji. Spojrzenie na historyczne mapy Polski, czy raczej Rzeczpospolitej, to fascynujące doświadczenie. Polska na tych mapach jest bowiem bytem wędrownym, momentami wręcz ukrytym. Ta jaką znam, w której się urodziłem ma inne kontury niż w momencie urodzenia moich Rodziców, a te różniły się znacznie od kształtu Polski moich Dziadków.
Gdy nasza Ojczyzna startowała do swojej wielkości, czyli u schyłku panowania Kazimierza Wielkiego, wyglądała jak długa i dość wąska kiszka, rozciągnięta od Kujaw po Podole, choć z Mazowszem nie wchodzącym w skład Królestwa Polskiego, bez Pomorza, Śląska, Podlasia. Unia z Litwą otworzyła nam wschód, po Smoleńsk i daleko za Kijów. Niesamowita historyczna koniunktura, która trwała do momentu, gdy Moskwa i Berlin zebrały odpowiednie siły do rewindykacji i przeciwko demokratycznej republice szlacheckiej, rzuciły moce skondensowane swoim ustrojem monarszego absolutyzmu, w Prusach i Austrii dla niepoznaki zwanego oświeconym.
Napisano miliony zdań o przyczynach rozbiorów, mi wciąż najtrafniejsza wydaje się zawarta w "Przestrogach dla Polski" opinia jednego z najwybitniejszych Polaków w dziejach - Stanisława Staszica. Polska została zabita nie dla tego, że była słaba. Słabości przeżywały różne kraje, choćby Turcja. Upadliśmy nie z powodu naszej zaściankowości, kołtuństwa i braku reform, bo śmiertelny cios został zadany w momencie kiedy właśnie naród podjął wielki trud restytucji instytucji państwa. Wiedział to Staszic, udowodnił w swoim monumentalnym dziele Tadeusz Korzon. Upadliśmy, bo mieliśmy sąsiadów w swoim najlepszym historycznie momencie, głodnych zaboru i niepowstrzymanych w zamiarze jego dokonania. I Fryderyk i Katarzyna zapracowali sobie u "swoich" na miano wielkich, krojąc ciało Rzeczpospolitej i dzieląc się z mniejszym uczestnikiem biesiady, od wieków doskonalącym taktykę szakala.
Patrząc na mapy po I rozbiorze widzimy śmiertelne dla kraju żniwo działalności niemieckich monarchii. Na południu odcięty piękny kawał kraju ze Lwowem, zabrana Wieliczka z żupami, na Północy odcięte Pomorze, na razie bez Gdańska i Torunia. Rosja wykraja sobie kawałek z Połockiem. Jest na tyle mało zaborcza, że z granic tej okrojonej Rzeczpospolitej, przez dobrą lunetę można zobaczyć wieże Kijowa. Drugi rozbiór zostawia już kadłubowe państewko, choć od strony Rosji wciąż nie jest źle.
Gdy wybucha Insurekcja Caryca wysyła Suworowa. Prusacy sobie nie radzą, Moskale niestety tak. Maciejowice, Rzeź Pragi, Radoszyce. Koniec. I oto ta Rosja, trzymająca but na gardle Rzeczpospolitej przez cały wiek XVIII, odstępuje. Jeden z najbardziej niezrozumiałych odpływów w historii. Warszawa oddana Prusakom, Kraków Austriakom. Granica między państwami niemieckimi biegnie Pilicą, Wisłą i Bugiem. Ani piędź ziemi stanowiącej naszą dzisiejszą Polskę, nie przypada w udziale Moskwie. Tej Moskwie, która militarnie całą sprawę załatwiła, przy niewielkim udziale Prus.
To bardzo ważny historycznie moment, który w historii jeszcze się kilkakrotnie powtórzy. Rosja autonomicznie określa swój maksymalny zasięg na zachodzie. To nasze, to Lachów. Na mapie politycznej kręcimy się wokół pojęć z XII w. Mogąc osadzić na tronie dowolnego swojego dynastę ( Stanisław August wielokrotnie to proponował ) Moskwa z tych możliwości, z możliwości zajęcia całej Rzeczpospolitej w zasadzie dobrowolnie rezygnuje.
Sytuacja zmienia się w Tylży. Aleksander z Pruskich posiadłości wykraja sobie Białystok z okolicami, nikt nie wie dlaczego, choć mocna pozycja Branickich na Petersburskim dworze podsuwa tu jakiś trop, a przede wszystkim godzi się na utworzenie Księstwa Warszawskiego, z pewnymi modyfikacjami przekształconego po upadku Napoleona w Królestwo Polskie. Żaden polski, ani tym bardziej rosyjski historyk, nie potrafił przekonująco uzasadnić, co kierowało carem w tym momencie. Cokolwiek by to nie było, to na mapie znów pojawiła się Polska, a przy tym był to jedyny w historii moment gdy Rosjanie przekroczyli Bug, choć właśnie nie jako Rosja. Rzut oka na mapę pozwala stwierdzić, że niemieckie posiadłości w Polsce zostały wręcz ugryzione, bo Królestwo Polskie wygląda jak zarys ludzkiej szczęki wbitej w przedmiot konsumpcji. To "ugryzienie" miało konsekwencje dla całej Europy, a szczególnie dla nas i Niemców. Wcześniej jednak eksperyment Aleksandra I pokazał jedno. Nawet okrojona Polska, zredukowana do Mazowsza z przyległościami jest w stanie samodzielnie prowadzić wojnę z Rosją, a przy sprzyjających warunkach wewnętrznych i niewielkim zewnętrznym wsparciu - nawet wygrać.
Kongresówka miała swoje specyficzne dzieje, jej kres związany z upadkiem cesarstwa w Rosji po raz kolejny wywołał pytanie o nasze granice na wschodzie, do obiegu weszło pojęcie linii Curzona, z grubsza odpowiadającej podziałowi po III rozbiorze i co ciekawe, w jakimś sensie przez Moskali akceptowanej. Bo i Denikin odwoływał się do tych pojęć, i bolszewicy w trakcie negocjacji w Mińsku. Późniejszy podział Polski między Sowiety a III Rzeszę, też za punkt oparcia przyjmował te kryteria.
Jałta i Poczdam potwierdziły Rosyjskie aspiracje terytorialne na zachodzie, ograniczone do Bugu i pozostawiające Polsce okręg Białostocki. Dostaliśmy potężnego kopa na zachód, wchodząc rzeczywiście w ramy graniczne pierwszych Piastów, z dodaniem krainy Prusów, podzielonej miedzy Polskę i ZSRR równą linią.
A zatem, czy Rosja ma i może mieć wobec Polski jakiekolwiek roszczenia terytorialne? W perspektywie historycznej taka teza wydaje się niedorzeczna. Czy ma jakieś ambicje kontrolowania Polski jako swojego protektoratu, czy quasi kolonii? Nie wiem, może gdzieś się lęgną, choć nie sądzę aby w głowie kogokolwiek "decyzyjnego".
Oczywiście my jako kraj również nie zgłaszamy żadnych pretensji terytorialnych wobec kogokolwiek. A zatem wytworzyła się rzadko notowana w historii sytuacja, gdy dwa sąsiadujące ze sobą kraje, nie mają wobec siebie żadnych terytorialnych pretensji, a jednak nie chcą się znać. Jak długo to potrwa, nie wiem. Dlaczego tak jest - to wiemy wszyscy.
Są oczywiście liczni w Polsce ludzie, dla których Rosyjska agresja jest wciąż realna i szukają obcych potencji, zdolnych nas przed nią obronić. Ja przyznam otwarcie w możliwość takiej agresji nie wierzę, między innym z przyczyn wyżej przedstawionych, a przy tym, wyciągając wnioski z dwóch bliźniaczych operacji strategicznych - manewru Paskiewicza z 1831r. i manewru Tuchaczewskiego z 1920r., uważam, że taką agresję jesteśmy w stanie zatrzymać własnymi siłami, byle nikt nam nie przeszkadzał.
Inne tematy w dziale Kultura