Gdy przy wielu rocznicach związanych z odzyskaniem niepodległości słyszymy o 123 letniej niewoli, mało kto zdaje sobie sprawę, że porozbiorowe dzieje narodu to nie jest jednolity okres upadku i całkowitej utraty państwowości. Takiemu ujęciu sprawy sprzeciwia się Królestwo Polskie, powołane do życia na Kongresie Wiedeńskim, którego w miarę suwerenny byt skończył się we wrześniu 1831r., wraz z wkroczeniem do Warszawy wojsk rosyjskich.
Królestwo Kongresowe, bo pod taką nazwą najczęściej jest znane, nie ma dobrej prasy ani u rodzimych historyków, ani u części opinii publicznej, żywo zainteresowanej dziejami ojczystymi. Co więcej, o ile sama historia polityczna, wojskowa, gospodarcza, czy społeczna tego organizmu jest dość dobrze zbadana i udokumentowana, a nawet utrwalona, o tyle niektóre jej elementy, w tym zwłaszcza motywy utworzenia i kulisy upadku, to nadal zagadka, której nikomu nie udało się jednoznacznie rozwikłać.
Rozgromienie Napoleona, śmierć Księcia Józefa i faktyczna zagłada armii Księstwa Warszawskiego, nie dawały Polakom podstaw do żadnych oczekiwań przewyższających w zakresie bytu narodu to z czym mieli do czynienia po trzecim rozbiorze. Gdy w grudniu 1812r. smętne resztki wielkiej armii przechodziły przez Warszawę, jej mieszkańców ogarnęła czarna rozpacz, zupełne przeciwieństwo wcześniejszej, lipcowej euforii.
Nie obiecywano sobie niczego, spodziewano się najgorszego i nie liczono na jakiekolwiek względy zwycięzcy, który musiał mieć w pamięci udział Polaków w inwazji na Rosję, o tyle przy tym istotny, że armia Księstwa do końca zachowała sprawność bojową i osłaniała resztki tego, co Napoleonowi udało się z Rosji wyprowadzić.
A jednak rok 1795 się nie powtórzył i w zasadzie koncepcja geopolityczna jednego człowieka, z uporem zrealizowana, stała się podstawą bytu państwa, którego w dziejach Polski nie da się przecenić. Na Aleksandra I nigdy nie spojrzymy oczami współczesnych mu Polaków, bo mając w pamięci to co nastąpiło po jego śmierci, zawsze będziemy uważali Rosję za śmiertelnego wroga, zapominając, że bilans dokonań tego akurat monarchy jest dla Polaków pozytywny. I nie dziwmy się, że na warszawskim Placu Trzech Krzyży stoi Kościół Świętego Aleksandra, wzniesiony z prywatnych funduszy jako dar wotywny, ogromna masa wydawnictw z okresu 1815 - 30 zawiera wspaniałe i szczere dedykacje dla monarchy. I nie miejmy też wątpliwości, że gdy Warszawa pomiędzy 7 a 23 kwietnia 1826r. obchodziła oficjalne uroczystości żałobne na cześć zmarłego, to 100 tysięczny tłum na ulicach, pochód , w którym brało udział kilka tysięcy najbardziej prominentnych w kraju osób, czy mowy żałobne wygłoszone przez przedstawicieli wszystkich wyznań, w tym Jana Pawła Woronicza, podówczas biskupa krakowskiego, a wkrótce prymasa - były jakimś kamuflażem, czy mistyfikacją. Nic podobnego. To był naturalny odruch czci, dla człowieka wobec którego odczuwano wdzięczność. Za co?
Przyjrzyjmy się kilku faktom, których tu nie rozwinę, ale uzmysławiającym jak znaczącym dziełem dla Polaków był akt carskiej woli, przemagający opór niedawnych koalicjantów, którym w pewnym momencie Aleksander musiał zagrozić wojną.
Królestwo Polskie, było monarchią konstytucyjną, z zapewnionym trójpodziałem władzy, wolnością osobistą wszystkich obywateli ( w tym stanu włościańskiego, o czym niewiele osób wie ). Posiadało odrębną armię, skarb, administrację, sądownictwo, szkolnictwo. Językiem urzędowym był polski, a katolicyzm został uznany za religię panującą, przy zapewnieniu swobody wyznania pozostałym mieszkańcom. Liczyło niewiele ponad 3 miliony ludności, zamieszkujących powierzchnię ok 120.000 km. kw. Najważniejszym miastem była oczywiście Warszaw, w której powołano do życia uniwersytet. Silne więzy łączyły Królestwo z Rzeczpospolitą Krakowską.
Początkowo zrujnowane fiskalnie, szybko zaczęło przeżywać okres gospodarczej prosperity, co wiązało się z polityką Księcia Ksawerego Druckiego - Lubeckiego, przy niemałym wkładzie niestrudzonego Stanisława Staszica. Rozwijający się przemysł i rolnictwo potrzebowały wykształconych ludzi, co było przyczyną powołania do życia Instytutu Agronomicznego na Marymoncie, czy Szkoły Przygotowawczej, zalążka późniejszej politechniki. Cały kraj pokrył się zresztą siecią szkół elementarnych i zawodowych.
Osiągnięcia kulturalne również były niebagatelne, przede wszystkim w zakresie literatury i teatru.
Śmierć Aleksandra, perturbacje związane z następstwem tronu, powstanie dekabrystów i wykrycie ich licznych powiązań z organizacjami w Królestwie, a przede wszystkim sama osoba Mikołaja I, na dodatek ożenionego z księżniczką pruską, odwróciły dobrą passę Królestwa. Konstytucja, choć podkreślmy, jedna z unikatowych w ówczesnej metternichowskiej Europie i wyjątkowo jak na swoje czasy liberalna, była nagminnie łamana przez młodego cara/króla, choćby poprzez wyłączenie jawności obrad sejmowych.
Swoje dołożył Wielki Książę Konstanty, postać zadziwiająca, wielokrotnie bardziej skomplikowana niż to wynika z jednobarwnych przekazów, a przy tym pozbawiona jakiejkolwiek rzetelnej biografii. Nienawidził Rosjan, uważał się za lepszego Polaka niż notable Królestwa, zwłaszcza po ślubie z Joanną Grudzińską, był posłem ( z Pragi ) do sejmu, składał interpelacje na korzyść swoich wyborców, za żadną cenę nie chciał wracać do Rosji, dobrze się czuł w Warszawie, zwłaszcza wśród żołnierzy 4 Pułku Piechoty Liniowej, słynnych "Czwartaków" rekrutujących się spośród stołecznych urwisów, których nazywał "swoimi dziećmi". Jednak przez Polaków nie lubiany, a przez znaczną część, zwłaszcza wojskowych - znienawidzony.
Wszystko diabli wzięli 29 listopada 1830r. Rzeź generałów, w której zginęli tak zasłużeni ludzie jak Stanisław "Staś" Potocki ( przodek w prostej linii Henryka Dobrzańskiego "Hubala" ), Maurycy Hauke ( to z kolei protoplasta Księcia Karola z domu Windsorów ), czy Ignacy Blumer , wielkiego serca Polak o irlandzkich korzeniach, którego życiorys mógłby być niesamowitym scenariuszem do filmu, to zapis furii podchorążych. Dowódca "Czwartaków", pułkownik Ludwik Bogusławski , późniejszy bohater spod Ostrołęki, ledwo wylizał się z ran zadanych przez wzburzony tłum.
Tak młodzież szkół wojskowych wyliczyła niepodległość. Być może klęska Królestwa i tak była nieuchronna, otoczone przez wrogów, poddane presji intrygantów, a przy tym nie spełniające oczekiwań narodu, nie mogło dalej trwać. Ale historia pokazała , że liczy się w niej każdy rok, jeśli jest dobrze wykorzystany. Gdy ktoś się rodził w Warszawie do której we wrześniu 1831r. wkraczali Rosjanie, miał już szansę doczekać wolnej Polski.
Noc listopadowa to jeden z najtragiczniejszych momentów w naszej historii. To zderzenie dwóch wizji Polski, choć w obrębie takiej samej do Niej miłości. Bo ani tym podchorążym, ani większości tych zaprawionych w bojach napoleońskich oficerów, którzy starali się ich powstrzymać, nie można odmówić patriotyzmu. Inaczej oceniali realia, a historia przyznała rację "starym"
W rocznicę tych wydarzeń znowu musimy sobie zadawać pytanie - gdzie jest granica? W którym momencie każdej zewnętrznej ingerencji w naszą integralność musimy powiedzieć dość, jak na taką agresję reagować, a przede wszystkim jak postępować z tymi, którzy czynnie ograniczenia suwerenności wspierają, mieniąc się przy tym reprezentantami narodowego interesu.
Inne tematy w dziale Kultura