Tego czynu mógł dokonać tylko Polak. Kto wie czy to nie Rufin Piotrowski jest autorem najbardziej spektakularnej ucieczki wszechczasów, z pietyzmem opisanej przez niego samego w trzech tomach "Pamiętników z pobytu na Syberii". To nieco mylący tytuł, bo pierwsze dwie części obejmują wspomnienia z misji jaką autor rozpoczął w Paryżu ( najpewniej na zlecenie Anglików ) w 1843r. i zakończonej aresztowaniem w Kamieńcu Podolskim, procesem i zsyłką na Syberię w rejon Omska.
Tom trzeci wspomnień, zrobił międzynarodową karierę, tłumaczony na wiele języków zafascynował samego Knuta Hamsuna, gorącego obrońcę Polaka w sporach o autentyczność przeżyć. To fascynująca konfrontacja - w zasadzie bezbronny człowiek w średnim wieku, bo już czterdziestolatek, wobec surowej przyrody i bezwzględnego systemu. Doskonała dysproporcja sił i środków, w zasadzie nie pozwalająca na sukces, a jednak......
Piotrowski od samego początku pobytu na katordze planował ucieczkę. Przygotowywał się do niej systemowo i systematycznie, z pedantyczną precyzją planując kolejne kroki, o ile w ogóle można coś przewidzieć w takiej eskapadzie. Podejrzewam, że pierwsi zdobywcy kosmosu wiedzieli więcej o celu i warunkach podróży niż ten niezwykły śmiałek.
Cały plan miał doskonały schemat: uśpienie czujności nadzorców, wkradnięcie się w łaski miejscowej administracji i notabli, zgromadzenie środków pieniężnych w jak najmniejszych nominałach, opracowanie trasy, na tyle zaskakującej aby pościg był maksymalnie zdezorientowany. To część planu. Druga, niemniej istotna to odpowiedni kamuflaż i legenda. To akurat było najtrudniejsze do wykonania, ale sposób wymyślony i zrealizowany przez Piotrowskiego, budzi najwyższy szacunek. Nauczył się gwarowej ruszczyzny, używanej przez pielgrzymów tak zwanych "bohomolców" udających się z Syberii, pątniczym szlakiem do Monastyru Sołowieckiego. Spreparował dwa paszporty, co okazało się niezwykłą przezornością, bo podejrzewał ( jak się okazało słusznie ), że jeden może zostać skradziony, zapuścił brodę, przygotował perukę ( rudą ) i ruszył w zaplanowaną na 5.000 kilometrów drogę.
Słusznie przypuszczając, że pościg będzie szukał zbiega na trasie w kierunku Chin, lub Mongolii, poszedł w drugą stronę, na północny zachód, do Archangielska, licząc, że uda mu się tam zaokrętować na angielski statek.
Początkowo nocował w wygrzebanych w śniegu głębokich jamach, korzystając z zabranych zapasów żywności, potem coraz śmielej zatrzymywał się we wsiach, nigdy nie rozpoznany i nie wzbudzający podejrzeń. do Archangielska ostatecznie dotarł, choć tu przekonał się, że port jest ściśle strzeżony i wszelka próba dotarcia do nabrzeża skończy się katastrofą. Porzucił zatem pierwotny zamiar i śmiało zaciągnął się na barkę zmierzającą do Petersburga, skąd chciał przedostać się do Prus. Szczęście i świetne przystosowanie do otoczenia pozwoliło ten plan zrealizować. I choć Prusacy go aresztowali, to jednak tajemnicza dyplomatyczna interwencja spowodowała, że ten niezwykły człowiek dotarł ostatecznie do Paryża. Powrócił do kraju na pięć lat przed śmiercią, w 1867r. i osiadł w Tarnowie, gdzie zmarł.
Pozostawione pamiętniki to szczególna lektura, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, powszechnego strachu i braku energii. Podróż odbyta w takich warunkach, na kilka lat przed wynalezieniem lampy naftowej, to dla "bohatera naszych czasów" zafascynowanego swoją fryzurą i paznokciami, ze wzrokiem wbitym w ekran jakiegoś tam "fona", coś zupełnie niewyobrażalnego.
Gdy Horacy w swoich pieśniach twierdził, że "nic nie jest straszne śmiertelnym", zdolnym porwać się na każdy wyczyn w odkrywaniu nieznanego, nie przewidział, że nadejdzie wiek XXI, w którym śmiertelni będą się bać wszystkiego, a wyłączenie prądu na kilka godzin, lub odcięcie od internetu na podobną chwilę, to będą nieszczęścia o rozmiarach katastrofy.
Gdyby Rufin Piotrowski był Amerykaninem, czy Brytyjczykiem jego wspomnienia stanowiłyby kanon światowej literatury i znajdowałyby się w każdym zestawieniu "stu najważniejszych książek wszechczasów". Był Polakiem, więc został skazany na zapomnienie, nawet w swojej ojczyźnie, choć pewnie tylko ta nieusuwalna polskość pozwoliła mu na taki czyn.
Zmęczonym jazgotem o futerkach, wirusach, faszyzmach, praworządnościach, deficytach, kredytach, PKB, wyborach i opozycji, polecam lekturę Pamiętników Rufina Piotrowskiego, bo to rzadki przypadek rzetelnej relacji wielkiego - małego człowieka z niezwykłego czynu. I jeśli ktoś zainspirowany tokiem narracji, poczuje wyzwanie i postanowi przejść nocą bez latarki przez parokilometrowy las, to może będzie miał lepsze wyobrażenie o beznadziejności tych wszystkich współczesnych "bohaterów" atakujących nas ze wszystkich stron swoimi radami, pouczeniami i mądrościami.
Inne tematy w dziale Kultura